Można mieć tylko nadzieję, że tak zyskowna (dla producentów) inwestycja, zwróci się kiedyś naszym (drogo) wykształconym dzieciom.
Anno Domini 1990. Najpierw się dostawało spis potrzebnych podręczników. Potem, jeszcze w czerwcu, szło się do pani bibliotekarki, która „wydawała” potrzebne książki. Każda książka przy okładce miała wklejoną rubryczkę, w której wpisywało się datę, imię i nazwisko kolejnego (!) ucznia, który z podręcznika korzystał. I szanowało się podręcznik, bo wiadomo, że za rok trzeba będzie go zwrócić, a pani bibliotekarka „nie pokwituje” odbioru poplamionych kartek i powyrywanych okładek. A dopiero gdy „na stanie” w bibliotece konkretnego podręcznika zabrakło, szło się do księgarni lub dzwoniło po znajomych, którzy mają starsze dzieci. Żeby odkupić za parę złotych lub po prostu dostać. I tak w ciągu kilku dni miało się komplet podręczników. Jeszcze tylko zapas normalnych, nie grająco-świecąco-pachnących, zeszytów.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
Dziennikarz działu „Polska”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.
Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej