Myślę, że zabytkowy kościół w parafii wystarczy. Po cóż jeszcze zabytkowy proboszcz?
Poprosił mnie ostatnio starszy kolega o kazanie na złoty jubileusz jego kapłaństwa. Gdy jako młody wikary byłem przed laty na takowej uroczystości, to patrzyłem na jubilata i jego kolegów jak na czarno-biały przedwojenny film. Z sympatią, szacunkiem, uśmiechem radości. Nawet z podziwem, że oni tacy dostojni, budzący szacunek. Aż kiedyś zostałem poproszony o kazanie na taką właśnie „złotą okazję”.
Gotowego nie miałem, trzeba było przygotować. Przy następnej takiej samej uroczystości wiedziałem, że poprzedniego kazania wykorzystać się nie da. Temat ten sam, tajemnica powołania i posłannictwa ta sama. Ale droga tak inna w każdym przypadku. No, może w tych dwóch przypadkach. Aliści okazało się, że na każdy jubileusz kazanie musi być zupełnie od podstaw przygotowane.
Ni zdania powtórzyć nie można. Dlaczego? Im dalej w las – tym więcej drzew. Im dalej w życie – tym więcej różnic. I po stronie człowieka jubilata, i po stronie ludzkiego tła jego życia, i po stronie łaski Bożej, której dary (zwykle trudne) nawarstwiają się przez lata. To, co byłem w stanie dostrzec i jakoś odczuć przed czterdziestu laty, gdy siedziałem na końcu stołu, to tylko powierzchowne wrażenia. Nawet nie miałem pojęcia, co kryje się za dostojnym i dobrotliwym uśmiechem jubilata. Dziś wiem więcej. I nie wyobrażam sobie samego siebie w roli dostojnego i czcigodnego jubilata. Pewnie nie jestem sam w takim odczuciu.
Wiem, że niejeden mój starszy kolega zastrzegał przed jubileuszem: tylko żadnych wierszyków czy kwiatów! Zawsze jest i jedno, i drugie. Bo jakkolwiek by było, parafianie zwykle dumni są z jubileuszu swojego proboszcza. Strzelił ostatnio któryś z księży, że złoty jubileusz to „generalna próba przed pogrzebem”. Źle to zabrzmiało. Gorzej niż to z kwiatami i wierszykami. Nie mówiąc o tym, że o jubileuszu wiadomo zwykle 50 lat wcześniej. Data pogrzebu zawsze jest zaskoczeniem. Dlatego o jubileuszu jeszcze nie myślę, pogrzebem się nie martwię. Inna rzecz mnie niepokoi od jakiegoś czasu.
W dniu święceń miałem 24 lata, brakowało pół. Do tego dodać 50 lat jubileuszowych. Policzyłeś, Czytelniku? Przecież za sześć lat, jeśli dożyję, będzie ze mnie co najwyżej szacowny zabytek. Myślę, że zabytkowy kościół w parafii wystarczy. Po cóż jeszcze zabytkowy proboszcz? Boję się, że będę jednak musiał w tym zabytkowym układzie tkwić. Tylko jak to się ma do nowej ewangelizacji, o której tyle się mówi. „Nikt nie nalewa młodego wina do starych bukłaków” – powiedział Jezus. Czy nie trzeba słuchać naszego Pana?
Dziennikarz działu „Polska”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.
Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się