Nowy numer 18/2024 Archiwum

Wielki dzień Drogby

Chelsea wreszcie wygrała Ligę Mistrzów. I to akurat wtedy, kiedy miała słabszą drużynę niż w poprzednich latach.

Pamiętajmy jednak, że choć zespół z Londynu wypadł w Monachium gorzej niż jego finałowy rywal, to chyba dobrze się stało, że tak wspaniali piłkarze jak Čech, Lampard, Torres, Mata, czy zwłaszcza wspaniały Drogba zdobyli wreszcie swoje pierwsze trofeum w najważniejszej klubowej rywalizacji.

Bayern był faworytem, nie tylko dlatego, że grał na własnym boisku. Również dlatego, że w półfinałach spisywał się znacznie lepiej. Chociaż pokonał Real Madryt dopiero w rzutach karnych, to sprawiał w sumie korzystniejsze wrażenie od „królewskich”. Tymczasem Chelsea wyeliminowało Barcelonę bardzo szczęśliwie.

Mecz finałowy oba zespoły zaczęły trochę tak jakby był kontynuacją półfinałów. Bayern odważnie, ofensywnie, z bardzo groźną trójką Ribery – Gomez – Robben z przodu, więc właściwie z trzema napastnikami. Chelsea schowane „za podwójną gardą” z osamotnionym Didierem Drogbą z przodu. Drugi napastnik – Juan Mata był rozgrywającym, a trzeci – Fernando Torres… siedział na ławce rezerwowych. Wydaje się, że taka taktyka wypływała jednak z realnej oceny sił. Bayern jest bowiem znacznie silniejszy od Chelsea w drugiej linii. Frank Lampard w zespole z Londynu nie jest już tak dobry jak kiedyś, a w drużynie Bawarczyków u boku Schweinsteigera wyrosła nowa gwiazda: Kroos. Tu była największa różnica w grze obu zespołów. Trener Chelsea uznał więc, że w walce o posiadanie piłki nie ma szans i ustawił zespół defensywnie. Nie miał chyba innego wyjścia.

Kiedy Mueller zdobył prowadzenie dla gospodarzy wydawało się, że mecz jest rozstrzygnięty. Jeszcze raz jednak okazało się, jak wielką rolę w piłce odgrywają wybitne indywidualności, w tym przypadku Didier Drogba.

W dogrywce powtórzyła się historia z rewanżowego meczu półfinałowego. Tam w Barcelonie Leo Messi nie wykorzystał karnego, który dałby awans jego drużynie, tutaj taką samą szansę dla Bayernu zmarnował Robben. Bawarczycy, którzy w półfinale wyeliminowali karnymi Real, chyba zbyt wierzyli w swojego bramkarza Neuera i swoją „tradycyjną” skuteczność w tym elemencie gry. Rzadko się bowiem zdarza, by zespół z Niemiec przegrał serię rzutów karnych. Dlatego w drugiej połowie dogrywki nie atakowali z taką samą determinacją jak wcześniej. A wydawało się, że mieli nieco więcej sił. Ostatni rzut karny wykorzystał Drogba, co było najszczęśliwszą chwilą jego kariery. Z reprezentacją Wybrzeża Kości Słoniowej ma małe szanse na zdobycie mistrzostwa świata, więc to klubowe trofeum było dla niego szczytem marzeń. Zasłużył na nie jak mało kto.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Leszek Śliwa

Zastępca sekretarza redakcji „Gościa Niedzielnego”

Prowadzi stałą rubrykę, w której analizuje malarstwo religijne. Ukończył historię oraz kulturoznawstwo (specjalizacja filmoznawcza) na Uniwersytecie Śląskim. Przez rok uczył historii w liceum. Przez 10 lat pracował w „Gazecie Wyborczej”, najpierw jako dziennikarz sportowy, a potem jako kierownik działu kultury w oddziale katowickim. W „Gościu Niedzielnym” pracuje od 2002 r. Autor książki poświęconej papieżowi Franciszkowi „Franciszek. Papież z końca świata” oraz książki „Jezus. Opowieść na płótnach wielkich mistrzów”, także współautor dwóch innych książek poświęconych malarstwu i kilku tomów „Piłkarskiej Encyklopedii Fuji”. Jego obszar specjalizacji to historia, historia sztuki, dawna broń, film, sport oraz wszystko, co jest związane z Hiszpanią.

Kontakt:
leszek.sliwa@gosc.pl
Więcej artykułów Leszka Śliwy