Nowy numer 17/2024 Archiwum

Kościelno-podatkowe PITania

Życie byłoby prostsze, gdyby znieść podatek dochodowy. Co wtedy z odpisem na Kościół?

Nie ma lepszego dnia, niż 30 kwietnia, kiedy to gro osób składa w ostatnim terminie w Urzędach Skarbowych zeznania podatkowe, by zastanowić się nad tym, jak powinny być urządzone daniny publiczne. Dziś w „Rzeczpospolitej” ukazał się tekst posła Prawa i Sprawiedliwości Przemysława Wiplera, który jest także ekspertem od podatków.

Młody polityk stawia wydawało by się rewolucyjną tezę: należy zlikwidować podatek dochodowy i zastąpić go podatkiem od funduszu płac. PIT jest nieefektywny, kosztowny i niesprawiedliwy. Zmusza podatników do bezsensownego wypełniania zeznań danymi, które już wcześniej do US przekazali ich pracodawcy, by urzędnicy mogli porównać jedne dane z drugimi.

- Bardzo ostrożnie licząc, działania skutkujące wypełnieniem i dostarczeniem do urzędu jednej deklaracji rocznej PIT zajmują 90 minut. Gdy przeliczymy ten czas na pełne etaty okaże się, że licząca ponad 18 tysięcy osób armia Polaków zajmuje się przez cały rok wyłącznie rozliczaniem PIT. Jeżeli dodatkowo uwzględnimy, że ponad 80% pracowników całego aparatu skarbowego zajmuje się wyłącznie PIT, zobaczymy kolejną armię urzędników liczącą ponad 35 tysięcy osób, których praca kosztuje podatników 2 miliardy złotych rocznie – pisze Wipler. A wszystko po to, żeby ściągnąć 15 proc. dochodów państwa, z których część idzie na wypłacenia pensji i świadczeń osób, które później z tych pieniędzy płacą podatki. Efekt jest taki, że polski system podatkowy jest bardzo nisko oceniany przez ekonomistów na całym świecie. Zdaniem Wiplera gdyby to tylko pracodawcy musieli się rozliczać z podatków, „pozwoliłoby na dużo lepszą ich obsługę, umożliwiłoby też zwiększenie zaangażowania organów podatkowych w obsługę pozostałych podatków, zwłaszcza VAT”. Oszczędności umożliwiłyby nawet obniżkę stawek podatkowych.

Trudno powiedzieć, czy obecni rządzący rozważą ten pomysł – na razie w ramach polityki podatkowej zajmują się podwyżką VAT i realną podwyżką podatku dochodowego poprzez zamrożenie jego progów. Jednak nie są oni jedynymi, którzy powinni się nad nimi zastanowić. Druga grupa to hierarchowie kościelni, którzy proponują umożliwienie wiernym przekazania części podatku na Kościół.

Pomysł w założeniu ciekawy i przemawiają za nim poważne argumenty, jak na przykład ten, że lepiej uratować przed fiskusem swoje pieniądze i dać je wspólnocie religijnej, niż żeby w dużej części miały się zmarnować wydane przez państwo. Z drugiej strony argumentów przeciwko jest całkiem sporo i moim zdaniem przeważają. Gdy Kościół i państwo łączą kwestie finansowe, stają się oni mimowolnymi sprzymierzeńcami. Niestety, Kościół bardzo często tracił na sojuszu ołtarza z tronem. Fundusz Kościelny nie był państwową „jałmużną” a odszkodowaniem (zresztą niezbyt należycie wypłacanym) za to, co ukradli nam katolikom (ale i przedstawicielom innych wyznań) komuniści – i jako taki ma zupełnie inną naturę, niż odpis podatkowy.

Ponadto poprzez powiązanie wpływów do szkatuły z podatkami czynimy się niejako zakładnikami systemu podatkowego. No bo co jeśli któryś polityk zaproponuje obniżkę podatku dochodowego? W dalszej perspektywie może ona skutkować zwiększonymi wpływami do budżetu, jednak po pierwsze nie jest to wcale pewne, a po drugie – „w dalszej perspektywie”. Za spadkiem sum odprowadzanych przez podatników jednocześnie pójdzie także spadek wpływów Kościoła z tego tytułu – czy w takiej sytuacji hierarchowie będą opowiadali się przeciwko obniżkom podatków?

A co, jeśli propozycja Wiplera zostanie zrealizowana? Przecież wówczas o wiele trudniej będzie pracownikom (już wtedy nie podatnikom!) wskazywać, na który kościół bądź związek wyznaniowy chcą przekazać swój podatek. Pracodawca będzie zbierał od wszystkich zatrudnionych drobiazgowe informacje na temat ich wiary i później przekazywał fiskusowi ze wskazaniem, jak wielka część jego podatku ma zasilić kościół rzymskokatolicki, a jaka ewangelicko-augsburski? A może sam będzie decydował, kto dostanie płacony w końcu przez niego podatek – na zasadzie cuius regio, eius religio?

Zwolennikom kościelnego odpisu czerwona lampka powinna zaświecić się już wtedy, gdy pomysłowi przyklasnął Janusz Palikot. Zastanowienie budzi także fakt, iż także minister Michał Boni nie ma do tej idei zasadniczych zastrzeżeń, mając jedynie odrębne niż Kościół zdanie co do kwoty. Może i w tym przypadku zastosowanie ma zasada: „Bogu, co boskie, cesarzowi co cesarskie”?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy