Nowy numer 17/2024 Archiwum

I sianko, i krew

Kiedy jest dobry czas, by powiedzieć dziecku, że Jezus naprawdę cierpiał, był bity i umarł na krzyżu?

„Gazeta Wyborcza” ma temat: dzieci w piątej klasie obejrzały fragmenty „Pasji” Mela Gibsona. „Szok”, napisał czujny dziennik. W kontekście wypowiedzi sprzed lat jednego z ĄĘrtystów, który po wyjściu z premiery filmu uznał go przed kamerami za „religijną pornografię” (sic!), ten „szok”, który przeżywają redaktorzy na Czerskiej, nie dziwi. Oczywiście, jak zwykle, „GW” dostała tę wstrząsającą wiadomość od wstrząśniętego rodzica dziecka, które uczestniczyło w tym szokującym spektaklu.

Powiem szczerze: ja nie wiem, czy katecheta powinie puszczać film Gibsona w piątej klasie. Nie wiem też, czy powinien puszczać go w szóstej i pierwszej gimnazjum. Ale chciałbym postawić proste pytanie: do którego roku życia dziecko powinno być „chronione” przed podstawową wiedzą religijną? A do tej wiedzy należy także prawda o Męce, prawdziwej Męce, Chrystusa. W którym roku życia należy powiedzieć dziecku, że życie Jezusa na ziemi nie stanęło na etapie sianka i zwierzątek w stajence, tudzież ptaszków, które lepił z ziemi, jak donoszą mniej szokujące niż Gibson apokryfy? Myślę, że im wcześniej dzieci dowiedzą się, że cena naszego zbawienia była tak wielka, tym lepiej. Nie po to, żeby dzieci straszyć. Kiedyś znajoma katechetka powiedziała dzieciom, że Pan Jezus umarł na krzyżu, ale potem zmartwychwstał. I mała Jola cały dzień chodziła po szkole z płaczem, „bo zabili Pana Jezuuusa”. Ten szczery płacz był przecież wstępem do świadomego przeżywania tajemnic naszej wiary.

Nie wiem, powtarzam, czy film Gibsona powinien być obrazem obowiązkowym w tej edukacji. Wiem jednak, że z jakiegoś powodu żadne brutalne sceny z filmów sensacyjnych nie wywołują takiego zgorszenia i oburzenia, nawet jeśli oglądają je piątoklasiści. Bo tam przemoc nie jest prawdziwa, to takie „na niby”, zawsze można powiedzieć dzieciom.  Przemoc wobec Jezusa była prawdziwa do bólu. Te sceny bolą także widzów, bo wymagają zajęcia stanowiska, bo nie są „na niby”. I nie powodują strachu. Cisza, która zapanowała w kinie, gdy kilka lat temu oglądałem film, nie była ciszą przestraszonych. Podejrzewam, że większość osób, która z kina wyszła, już nigdy nie wypowiadała bezrefleksyjnie słów „Dla Jego bolesnej Męki”.
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny