Władze komunistyczne, spodziewając się fali protestów po wprowadzeniu stanu wojennego, przygotowały znaczne siły milicyjno-wojskowe do ich stłumienia.
Protesty nie były jednak tak silne jak przewidywano, a największy opór stawiły załogi zakładów przemysłowych województwa katowickiego. Akcja strajkowa objęła tutaj blisko 50 zakładów, co plasowało region na czele najaktywniej protestujących przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego (w całym kraju strajkowało ok. 200 zakładów). Przy użyciu siły spacyfikowano 12 zakładów na terenie województwa (w całym kraju 40), a w dwóch z nich (KWK „Manifest Lipcowy” i „Wujek”) strzelano do strajkujących z broni palnej.
Zgodnie z uchwałami Komisji Krajowej „Solidarności” (4 i 12 grudnia 1981 r.), odpowiedzią na „próbę przemocy” ze strony władz miał być strajk generalny. Błyskawiczna akcja zatrzymań wielu działaczy związkowych w nocy z 12 na 13 grudnia, brak łączności i ogólna dezorientacja utrudniły jednak organizację protestu. Odstraszająco działały także drakońskie przepisy stanu wojennego, zakazujące strajków i manifestacji oraz wprowadzające militaryzację większych przedsiębiorstw. Sam termin wprowadzenia stanu wojennego nie został wybrany przypadkowo: niedziela (13 grudnia) była dniem, w którym większość przedsiębiorstw, za wyjątkiem kopalń i zakładów o ruchu ciągłym, nie pracowała. Akcja strajkowa przybrała większe rozmiary dopiero w poniedziałek 14 grudnia, ale już w niedzielę w kilkunastu zakładach na terenie województwa katowickiego doszło do prób organizowania akcji protestacyjnych.
Drewniany krzyż pod kopalnią „Wujek”. Marzec 1982 r.
east news/REPORTER/W.Pniewski
Odblokowywanie
Od poniedziałkowego poranka władze przystąpiły do systematycznej rozprawy ze strajkującymi. Z początku zakładano, że ich opór złamie sam pokaz siły. Rankiem przed kopalnią „Staszic” w Katowicach przeprowadzono imponującą demonstrację sił pancernych, celem zastraszenia górników, ale, jak czytamy w milicyjnym raporcie, „nie uzyskano zamierzonego efektu”. Przystąpiono więc do systematycznego tłumienia strajków w kolejnych zakładach z użyciem milicji (głównie ZOMO) i wojska, których zadaniem było opanowanie zakładu, rozproszenie strajkujących i wyłapanie „prowodyrów” protestu. Akcję pacyfikacji zakładów, nazywaną wówczas „odblokowywaniem” (lub „oczyszczaniem”), rozpoczął na terenie województwa brutalny atak blisko 700 funkcjonariuszy milicji na kopalnię „Wieczorek” w Katowicach. W ruch poszły pałki, użyto też gazów łzawiących oraz armatek wodnych i w ciągu kilku godzin spacyfikowano zakład. Po południu podjęto próbę opanowania największego zakładu województwa – Huty Katowice, w której strajkowało już kilka tysięcy robotników. Choć przez kilka godzin „penetrowano i przeczesywano” obiekty wszystkich wydziałów huty, w efekcie czego zatrzymano około 100 osób, to nie stłumiono oporu do końca. Wieczorem tego samego dnia w „akcji pacyfikacyjnej” w katowickiej Hucie Baildon uczestniczyło niemal tysiąc funkcjonariuszy MO i ORMO oraz dwie kompanie rozpoznawcze WP z wozami opancerzonymi. Zatrzymanym uczestnikom strajku urządzono tzw. ścieżki zdrowia.
Manifest grudniowy
Udana pacyfikacja kilku zakładów nie zapobiegła rozprzestrzenianiu się akcji strajkowej. W tym czasie zorganizowano bowiem strajki w wielu innych kluczowych przedsiębiorstwach na terenie województwa katowickiego. Protest rozpoczęły kolejne kopalnie (w sumie 14 grudnia strajkowało ich 15) oraz inne zakłady (m.in. FSM w Tychach). Następnego dnia po blisko pięciogodzinnej akcji „odblokowywania” kopalni spacyfikowano w końcu protest w kopalni „Staszic”, której górnicy nie przelękli się wcześniej demonstracji czołgów przed zakładem. Brutalna akcja, w wyniku której zatrzymano ponad 450 osób, objęła również pobliskie hotele robotnicze – użyto armatek wodnych i środków chemicznych, siłą forsowano drzwi i okna. Interweniujące tam oddziały przerzucono następnie do pomocy w stłumieniu strajków w kopalniach na terenie Jastrzębia, gdzie już od rana operowały znaczne siły milicyjno-wojskowe. Żywa tam była jeszcze pamięć o porozumieniu z września 1980 r. i poczucie, że władza komunistyczna znów oszukała robotników. Na pierwszy ogień poszła kopalnia „Jastrzębie” (gdzie bramę staranowano czołgiem), potem przystąpiono do szturmu na kopalnię „Moszczenica” (przed wtargnięciem na jej teren użyto armatki wodnej wobec kobiet utrudniających dostęp do kopalni), by w końcu spacyfikować protest w KWK „Manifest Lipcowy”. Oddane strzały w stronę strajkujących górników tej kopalni były pierwszym przypadkiem użycia broni przez siły MO w stanie wojennym. Przeciwko 2 tys. strajkujących górników wysłano imponujące siły liczące ok. 1700 milicjantów i żołnierzy, 30 czołgów, 15 bojowych wozów piechoty i 4 armatki wodne. Ostatecznie rozstrzygająca okazała się obecność kilkunastoosobowego plutonu specjalnego ZOMO, którego funkcjonariusze strzelali do strajkujących zza stojącego w poprzek placu czołgu, raniąc 4 osoby (w tym dwie ciężko). W ten sposób złamano opór górników, którzy, idąc między szpalerami ZOMO, opuścili kopalnię.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się