Duch wieje po to, żeby ludzie nie wiali.
Kilka lat temu zawiozłem znajomych na Mszę z modlitwą o uzdrowienie. Pojechałem tam beznamiętnie jako kierowca. Jednak moja obojętność znikła już w progu wypełnionego ludźmi kościoła. Nie umiałem sobie tego wytłumaczyć, bo grzmotnąłem na kolana i nie miałem ochoty wstawać. Coś było w powietrzu. I w ludziach też to było. Niby zwykli, a jednak jakoś mi bliżsi. Słowa księży na ucho takie same, ale trafiające w samo serce, śpiewy mocniejsze niż zwykle, modlitwy znane na pamięć, a brzmiące nowo. I wszystko razem jakieś… prawdziwsze.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.