Wolontariusze, którzy rok spędzają ze Wspólnotą z Taizé. Od września pomagają braciom przygotować Spotkanie Europejskie w Berlinie
Potwierdza to Stefan Foerner. W jego biurze w kurii Kościoła katolickiego na ścianie wisi olbrzymie zdjęcie Jana XXIII. Papież soboru błogosławi i subtelnie się uśmiecha. – To zdjęcie wisiało w parafii mojego wujka księdza, po śmierci pobiliśmy się niemal z braćmi, kto je weźmie – śmieje się Stefan. – Papa Giovanni jak nikt inny wplata się w berliński klimat ekumeniczny, czuwa nad nim.
Warto przypomnieć, że Jan XXIII zawsze wspierał to, co robili bracia z Taizé. Wiedział, że młodzież doświadcza dzięki nim powszechności Kościoła. Jak Simon.
– Czasem pytają mnie znajomi, gdzie jest mój Kościół. Odpowiadam, że tam, gdzie jest Chrystus, bo gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni, tam i On jest – mówi wolontariusz. Niemiec jest synem pastora luterańskiego. W Berlinie często przygotowuje „taizowskie” modlitwy w parafiach katolickich. Simon zamyśla się, kiedy pytam, czy mu nie przeszkadza, że od miesięcy modli się w katolickich kościołach – Nie. Może katolicki Kościół to mój drugi dom? Jeszcze nie wiem.
Zimne prysznice
Bernauer Strasse. Jedno z miejsc, gdzie zachował się mur berliński. Tu otwarto miejsce pamięci – miniaturowe muzeum, przypominające czasy powstawania oraz obalenia muru. Jest też kaplica. Punkt widokowy imitujący dawne wieże obserwacyjne wybudowano po wschodniej części muru – z góry dobrze widać przestrzeń dzielącą oba pasy muru i były Berlin Zachodni z kopułą Bundestagu i strzelistą słynną wieżą telewizyjną oraz aluminiowe wieżowce przy Potsdammer Platz. Z drugiej strony ciasno przytulone do siebie bloki mieszkalne. W miejscu wyburzonego muru wbito w ziemię czerwone kilkumetrowe metalowe pręty.
– Kiedy po raz pierwszy stanąłem przed tym murem, zaniemówiłem – wspomina brat Han-Yol, Koreańczyk, autor programu tegorocznego Spotkania. – Wiedziałem, że musimy zrobić wszystko, by runął. A teraz jeżdżę na rowerze w miejscu, gdzie stał mur!
Bracia z Taizé pierwszy raz pojawili się w Berlinie w 1955 r., potem, kiedy w 1961 r. mur przedzielił miasto, zwielokrotnili wizyty nad Szprewą. W latach 80. powstawały jak grzyby po deszczu małe grupki modlitewne. A w 1986 r. założyciel Wspólnoty Ekumenicznej Brat Roger modlił się tu w Marienkirche. Bracia musieli wówczas uzyskać zgodę od władz miasta na religijne zgromadzenie. Warunkiem była gwarancja, że na modlitwę nie przyjdzie nikt z Zachodu. Brat Han-Yol: – Dziś wolność czuje się tu w powietrzu. Ale niestety, jak powiedział jeden z berlińskich biskupów – „ludzie dziś zapomnieli, że zapomnieli o Bogu”.
Czy Europejskie Spotkanie Młodych zadziała jak lek na pamięć? Berlin przecież niedawno odwiedził Benedykt XVI. Czy te dwa bodźce zmienią miasto?
– Papież był dla berlińczyków jednym z przywódców religijnych, Msza na stadionie była takim samym widowiskiem jak koncert – analizuje chłodno Stefan.
– Ale wszędzie tam, gdzie człowiek spotyka się z drugim, coś się zmienia, nawet jeśli jest to trudne spotkanie – mówi z nadzieją w głosie br. Paolo. – Choćby ci, którzy gościnę ofiarowali młodym – to jest już gest otwarcia się na coś nowego. Poza tym spotkanie, którego centrum jest modlitwa, nie może nie zmienić ludzi.
A zmiany widać już gołym okiem. Jedziemy z Simonem do parafii katolickiej św. Józefa, 20 km poza miasto. W salce parafialnej czeka 20 osób, rodziny, które otwarły swoje domy dla młodych. Na 20 osób 16 to ewangelicy. Razem z katolikami na zakończenie modlitwy odmawiają „Ojcze nasz”. Potem spotkanie nabiera tempa, padają pytania.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się