Mało kto w PRL-u chodził do kina na rosyjskie filmy z własnej woli. Były jednak, chociaż rzadko, i takie obrazy, które oglądało się bez przymusu i które warto obejrzeć raz jeszcze.
Bo i wtedy powstawały dzieła, które nie wpisywały się w narzucone odgórnie i często z entuzjazmem realizowane socjalistyczne dogmaty.
Michaił Kałatazow wykorzystał krótki moment postalinowskiej odwilży i nakręcił Lecą żurawie, film będący na owe czasy manifestem wolności. Został wydany teraz u nas w znakomicie opracowanej serii „Klasyka kina radzieckiego”.
Rozgrywająca się w przededniu i w czasie wojny z Niemcami liryczna opowieść o niespełnionej miłości koncentrowała się wbrew schematom na przeżyciach jednostki, a nie zbiorowości. Do dzisiaj budzi wzruszenie. W roli Weroniki, głównej bohaterki filmu, wystąpiła rewelacyjna Tatiana Samojłowa. To jej najlepsza filmowa kreacja.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
Dziennikarz działu „Kultura”
W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.
Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza