Nowy numer 17/2024 Archiwum

Zasadzki bezbożnych

Księdza Tarcisio poznałem kilkanaście lat temu. Niepozorny, skromny, starszy człowiek, nie odmawiał posługi, nie wyróżniał się niczym, chyba że pełnym życzliwości uśmiechem.

Nigdy bym nie przypuszczał, że ktoś taki po tym, co przeżył, będzie w stanie zachować w sobie cichą łagodność. Co przydarzyło się ks. Tarcisio? Jako proboszcz w jednej z podweneckich parafii miał zawsze serce hojne wobec biedaków i okaleczeńców. Przychodzili do niego chłopcy, od których cuchnęło wręcz żądzą rujnowania sobie życia narkotykami. Dawał im jeść, wspierał słowem, także finansowo. Pewnego razu postanowił im więcej nie pomagać. Jego dobre serce, a zwłaszcza materialne wsparcie, było niecnie wykorzystywane. Żadnej poprawy. „Pożałujesz tego” – usłyszał w odpowiedzi na odmowę finansowego wsparcia. Ks. Tarcisio został wnet oskarżony przez owych chłopców o molestowanie seksualne. W jednej chwili stracił wszystko: parafię, możliwość wykonywania czynności kapłańskich, kontakt z ludźmi, zaufanie i dobre imię. Poddano go niekończącym się procedurom. Przyniosły one w końcu oczyszczenie z zarzutów. Ale nikt już mu nie zaproponował objęcia nowej parafii, wygłoszenia konferencji, pozostał naznaczony. „Dotknięcie obelgą i katuszą” okazało się skuteczne. Wreszcie kolega z lat seminaryjnych zaprosił ks. Tarcisio do swej parafii, by pomagał mu w duszpasterstwie licznych wspólnot neokatechumenalnych. I tak zostało. Niewielu zna jego „bolesne tajemnice”. Przede wszystkim dlatego, że ks. Tarcisio na nikogo się nie skarżył, nikogo nie obciążał winą, nikogo nie zakwasił trucizną osądów i rozgoryczenia. Choć bezmiar krzywdy poturbował jego kapłaństwo i reputację.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy