O mądrej polityce prorodzinnej z prof. Michałem Wojciechowskim rozmawia Paweł Toboła-Pertkiewicz
Michał Wojciechowski jest profesorem teologii, ekspertem Centrum im. Adama Smitha oraz przewodniczącym Rady Programowej Polsko- -Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego PAFERE
Paweł Toboła-Pertkiewicz: Zagrożenia moralne rodziny są na ogół znane, ale istnieją także zagrożenia ekonomiczne. Skąd się one biorą?
Prof. Michał Wojciechowski: – Z działań państwa. Popatrzmy, co się stało, gdy wprowadzono państwowe emerytury? Zaczęto ściągać z pracujących składki na ich sfinansowanie. A pracujący to przeważnie rodzice z dziećmi. Ponieważ na dzieci zostawało im mniej, wielu zrezygnowało z następnego dziecka. W następnym pokoleniu zarabiających było odpowiednio mniej, obciążenia musiały wzrosnąć, jeszcze mniej zostało na dzieci, i tak dalej. Mało kto o tym mechanizmie wie, ale ludzie dostrzegli, że dzieci kosztują, a dobrobyt na stare lata od nich nie zależy. Korzystniej jest nie mieć dzieci, a potem brać emeryturę, na którą pracują dzieci cudze… Przymusowe ubezpieczenia emerytalne są więc niemoralne, gdyż prowadzą do życia na cudzy koszt, a krajowi grożą bankructwem.
A system podatkowy?
– Też, oczywiście, zmniejsza liczbę dzieci. Po pierwsze każde podatki wysokie, jak w Polsce, mają taki skutek! Następnie, podatek dochodowy do niedawna nie uwzględniał sytuacji rodzinnej. Państwo tak samo traktowało wydatki na dzieci i na prywatne przyjemności. Sposób naliczania sprawiał, że w przeliczeniu na osobę rodzina płaciła nieco więcej. Z kolei VAT i inne podatki pośrednie obciążają konsumpcję, a więc są dotkliwsze dla rodzin, które przecież więcej wydają na bieżące życie.
Jak to zmienić?
– W wielu krajach istnieją spore ulgi materialne dla rodzin. Wprawdzie lepsze byłyby niższe podatki dla wszystkich, ale póki co należy wprowadzić duży odpis na dzieci i żonę pracującą w domu.
Krytycy programów rządowych mających wspomagać rodzinę mówią, że pomoc jest nieskuteczna, bo nie trafia, gdzie trzeba...
– Pomoc socjalna rozdzielana przez państwo zawsze będzie w dużej części marnowana. Ważniejsze od zasiłków są jednak ulgi podatkowe i właściwe urządzenie dziedzin życia ważnych dla rodzin.
To znaczy których?
– Na przykład szkoła, w której system czeku (bonu) oświatowego mógłby przynieść poprawę słabego poziomu. Na przykład budownictwo. Jego rozwój w ostatnich latach wynika stąd, że ludzie chcą mieć mieszkania dla siebie i dzieci. Więcej mieszkań to więcej urodzin. A co tymczasem robi władza? Myśli o większym opodatkowaniu nieruchomości, likwiduje ulgi budowlane. Ślamazarnie ulepsza dokuczliwe prawo. Samorządy hamują sprzedaż swoich gruntów pod budowę, by wydusić większą cenę i ociągają się z planami zagospodarowania. Ważna jest też autonomia rodziny. Ostatnio podważa ją bezsensowny projekt, by uznać za przestępstwo ukaranie dziecka klapsem.
A co by się stało, gdyby państwo nie prowadziło żadnej polityki pro- czy antyrodzinnej?
– Niskie podatki są zawsze prorodzinne, a wysokie antyrodzinne. Ale dla rodziny, jak i dla gospodarki, lepiej by było, żeby rząd się nie wtrącał.
Mówimy o ekonomii i polityce, a nie o moralności i chrześcijaństwie…
– Ależ skądże! Stawiajmy władzom wymagania moralne, żądajmy sprawiedliwości dla rodzin. Nie byłoby właściwe mówić wzniośle o powołaniu rodziny, gdy codzienność rzuca jej kłody pod nogi. Wprawdzie chrześcijanin zawsze musi płynąć pod prąd, ale to nie usprawiedliwia podważania materialnego bytu rodziny przez złe urządzenie społeczeństwa.
A zatem perspektywy dla rodziny są złe?
– Na krótką metę nie najlepsze, ale pamiętajmy, że rodzina jest koniecznym czynnikiem życia ludzkiego. Myślę więc, że przetrwa nawet biurokrację.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.