Ekstremalnym skrótem do metafizyki?

Dean Potter przeszedł bez zabezpieczeń po linie rozwieszonej nad 1800 metrową przepaścią. Podstawowe pytanie: po co?

Dzisiaj będzie o chodzeniu po linie nad przepaścią i małpich sztuczkach. Dlaczego? Ano dlatego, że zrobiło się głośno na temat niesamowitego wyczynu amerykańskiego wspinacza Deana Pottera. Ów czterdziestolatek przeszedł bez żadnych zabezpieczeń po szerokiej na dwa centymetry linie (slacku) nad kanionem Enshi we wschodnich Chinach. Pod sobą Potter miał 1800 metrów powietrza i twardą ziemię. Do przejścia 40 metrów. Zajęło mu to dwie minuty. Przeszedł. Podstawowe pytanie – po co?

Niedawno w Katowicach odbywał się kolejny już Festiwal Filmów Górskich. Obejrzałem większość prezentowanych tam filmów i przy niektórych kotłowało mi się w głowie pytanie: ludzie, po co to wszystko?

Dziwiły mnie nieodmiennie popisy faceta zwanego Sketchy Andy (Walnięty Andy), który na rozciągniętym nad przepaścią slacku biegał na golasa, po czym – także w „stroju Adama” rzucał się w przepaść ze spadochronem albo uwiązany na zwykłej dynamicznej linie wspinaczkowej.

Pewnie niektórzy moi znajomi zrobią wielkie oczy, kiedy będą czytali ten tekst i odsądzą mnie od czci i wiary, ale ja też każdorazowo robię wielkie oczy, kiedy czytam lub słyszę o tego rodzaju wyczynach, jak to, spektakularne skądinąd, przejście Pottera.

Pierwszy dzień wspomnianego katowickiego festiwalu upływał pod znakiem filmów na temat wielkich polskich sukcesów himalajskich. Polacy – z Jerzym Kukuczką na czele – zrobili coś, czego się nie udało powtórzyć największym sławom himalaizmu. Można się zastanawiać, czym różni się chodzenie po linie bez zabezpieczeń od wyruszania zimą w góry wysokie, gdzie hulają huraganowe wiatry, a temperatura spada do 40 stopni poniżej zera.

Ja mimo wszystko widzę różnicę. Nikt ze znanych mi osób nie chodził w góry z tą jedynie myślą, by zajrzeć śmierci w oczy. Śmierć w górach jest obecna, nie ma dwóch zdań, ale mam wrażenie, że dziś wielu sportowców ten właśnie element irracjonalnie eksploatuje i przeakcentowuje.

Jeden z polskich wirtuozów wspinaczki w stylu alpejskim Wojciech Kurtyka, powiedział, że sztuka himalaizmu to uporczywe udowadnianie sobie, że jestem mocniejszy niż moja słabość. Przyznam, że spoglądanie na zdobywanie górskich szczytów i na sport w ogóle jako na drogę nieustannego – również duchowego rozwoju – jest mi bardzo bliskie. Rzecz w tym, że trudno mi dostrzec ten rozwój w wyczynach na linie nawet z gołym tyłkiem.

Widzę tu raczej co innego: nieumiarkowaną tęsknotę sytego człowieka zachodu do metafizycznych doznań, których musi szukać w doświadczeniach granicznych.

Reinhold Messner, który jako pierwszy człowiek świata zdobył Koronę Himalajów, mówił, jak bardzo to jest niezwykłe uczucie, kiedy człowiek jest już na granicy życia i śmierci, ale udaje mu się z tego wyjść. Tyle że ani Messner, ani Kurtyka, ani Kukuczka nie wyruszali w góry dla samego tego doświadczenia. Ono na pewno jest w jakimś sensie oczyszczające i pozwala spojrzeć na własne życie z dystansu, ale jest jakby efektem ubocznym tego sportu. Sytuacja jest co najmniej dziwna, kiedy staje się ono celem samym w sobie. A tak chyba dzisiaj się dzieje. To kolejny przykład chodzenia na skróty ludzi, którzy tęsknią za metafizycznymi doświadczeniami i nie wiedzą do końca, gdzie ich szukać. A gdzie może zaprowadzić skrót, który wiedzie po huśtającym się cienkim sznurze rozwieszonym nad przepaścią?

Dean Potter walks a tightrope over Enshi Grand Canyon
mirko marko

Sketchy Andy Lewis Show Reel 2011
chrisswimley

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jan Drzymała