Słowa Najważniejsze

Niedziela 12 września 2021

Czytania »

ks. Zbigniew Niemirski

|

12.09.2021 00:00 GN 36/2021 Otwarte

Triumfator, który najpierw przegrywa

Ta przegrana dotyka tego, co tu i teraz, a wygrana przenosi nas w eschatologiczne jutro. Ta rzeczywistość, rozpięta między tym, co tu i teraz, a tym, co będzie później, rodzi napięcie i pytanie, czy warto stawiać na Pana Boga, skoro mogę tu i teraz przegrać. W potocznym rozumieniu jest tak, że chcemy już tu i teraz odnosić sukces, bo przecież zaufaliśmy Bogu. On winien odpowiedzieć na nasz wybór i dać nam wygraną. Historia Kościoła pokazuje, że najpierw przychodzi przegrana. Zwycięstwo przyjdzie później. Dziś może nam się wydawać, że stoimy po stronie przegranej. Laicyzm, ateizacja, totalny liberalizm wygrywają. Przegrywamy na całej linii. Ale tu właśnie potrzeba cierpliwości i zaufania Bogu.

Słuchamy dziś fragmentu z Księgi Izajasza. To trzecia z czterech Pieśni Sługi Jahwe. Brzmią w niej głosy o prześladowaniu i cierpieniu. Wcześniej prorok Izajasz wieścił, że misja Sługi Jahwe, który jest bohaterem pierwszego czytania, jest pełna pokoju i miłości: „Nie będzie wołał ni podnosił głosu… Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zgasi knotka o nikłym płomyku”. Oto w prorockiej wizji okazało się, że wybrany przez Pana Boga przychodzi, by dać miłość. W odpowiedzi spotyka się z wrogością i nienawiścią ­– aż po agresję i śmierć. Prorok sprzed ponad 25 wieków, sporo starszy niż nasze polskie dzieje, ufny Bogu, podpowiada nam, by w Jezusie Chrystusie widzieć Tego, który – po ludzku – przegra na krzyżu, ale wygra w dniu zmartwychwstania.

Czytany dziś fragment Ewangelii stawia pytanie: „Za kogo uważają Mnie ludzie?”. Odpowiedź jest jednocześnie wyborem. Stawiasz na pustkę? A może stawiasz na Tego, który jest wygrany, będąc przegranym; Tego, który poddał swój grzbiet bijącym i policzki rwącym Mu brodę. Był znieważony i opluty. Po ludzku przegrał, ale ostatecznie zwyciężył. •

Czytania »

ks. Robert Skrzypczak

|

12.09.2021 00:00 GN 36/2021 Otwarte

Martwa wiara

Gdy dotarł do piekielnych bram, ujrzał spory tłumek osób oczekujących na wpuszczenie do środka. Stanął na końcu kolejki wbrew sobie, wciąż nie zgadzając się z Boskim wyrokiem. Diabeł co raz wyglądał zza zamkniętych drzwi czeluści, obserwując z przerażeniem narastający tłum. W piekle brakowało już miejsc. Gdzie zdołam umieścić tylu potępieńców? Mamy tylko jedno miejsce wolne – zastanawiał się. – Pozostali będą musieli wpisać się na listę oczekujących. Ale nie wiem, komu to wolne miejsce przydzielić. „Czy jest tu jakiś seryjny morderca?” – zapytał. Cisza. „Czy jest tu jakiś ojcobójca bądź matkobójca?” Nic. „A może chociaż jakiś handlarz bronią czy organami?” – próbował nadal. Nagle zwrócił jego uwagę człowiek trzymający się na dystans od kolejki. „A ty coś za jeden?” – zapytał diabeł. „Za co cię tu przysłali?” „Nie wiem. Ja nic nie zrobiłem!” – odparł tamten. To diabła wyraźnie zainteresowało. „Naprawdę nic nie zrobiłeś?” „Daję słowo, nic” – bronił się biedak. „Wiedziałeś o ogromnej korupcji w świecie, o młodych ludziach narkotyzujących się, o dziewczynach prostytuujących się nocami w dyskotekach?” – ciągnął dalej diabeł. „O tym wiedziałem” – odparł tamten. „I mimo to nic nie zrobiłeś? – ożywił się szatan. „Naprawdę, ja nic nie zrobiłem” – brnął nadal człowiek. „Kochaniutki – rozpromienił się władca piekła – chodź, to wolne miejsce czeka na takich jak ty”.

Święty Jan od Krzyża mówił, że pod koniec naszego ziemskiego życia będziemy sądzeni z miłości. Okaże się wówczas, czy nasza wiara była żywa czy martwa. Czy przyniosła w nas owoce, czy też okazaliśmy się bezpłodni. I nie chodzi jedynie o nasze dobre odruchy serca i przyzwoite postępowanie w ramach naszych ludzkich możliwości, ale o tak zwane „uczynki życia wiecznego”, a więc takie, których bez Bożej łaski nie potrafilibyśmy spełnić. Świadczyć będą one o naszym otwarciu się na Chrystusa i Jego działaniu w nas. Nieraz słyszę: „Gdyby nie pomoc Boża, nie umielibyśmy przyjąć kolejnego dziecka”; „Bez oparcia w miłości Jezusowej nie dałbym rady wytrwać przy chorym rodzicu”. Dag Hammarskjöld, ceniony powszechnie sekretarz generalny ONZ, gdy zginął w katastrofie lotniczej, znaleziono przy nim książeczkę „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis. Matka Teresa z Kalkuty przyznała, że nie zgodziłaby się opiekować wyrzutkami z ulicy i oczyszczać ich zaropiałych ran z robactwa za żadne pieniądze. Robiła to tylko dlatego, że Zbawiciel dostarczał jej codziennej dawki miłości. Są tacy, którzy nieraz nieświadomie ulegają inspiracji Ducha Świętego, czyniąc wiekopomne dzieła, a potem dziwią się, skąd wzięli na to siły. Być może tyle zła wciąż jest wokół nas, bo nasza wiara jest martwa jak zimny trup. Nikogo nie rozgrzewa, nikogo nie ratuje. •

Czytania »

ks. Tomasz Jaklewicz

|

12.09.2021 00:00 GN 36/2021 Otwarte

Kościół nasz czy Jego?

1. Jezus wciąż pyta o to, kim dla nas jest, co dla nas znaczy. Pyta o to swój Kościół, papieża, biskupów, prezbiterów, wiernych świeckich. Bez wielkiego TAK dla Jezusa Kościół upada, znika, staje się wydmuszką. To Chrystus sprawuje najwyższą władzę w Kościele. Wszelkie ludzkie struktury muszą być podporządkowane prawdzie i miłości Chrystusowej. Postulaty demokratyzacji Kościoła, które ostatnio odżyły, zdają się o tym zapominać. Kościół służy naprawdę człowiekowi wówczas, kiedy jest narzędziem w ręku Pana, a nie zakładnikiem opinii publicznej, nawet jeśli jest to opinia Ludu Bożego.

2. Jezus zapowiada krzyż. Wizja cierpiącego Mesjasza nie mieściła się w głowie Piotra. Choć wyznał wiarę, wewnętrznie pozostał przywiązany do swoich wizji, które próbował narzucić Jezusowi. My też czynimy podobnie. Wyznajemy wiarę w Jezusa, czyli uznajemy Jego absolutny autorytet, a już po chwili chcemy realizować własne pomysły, które próbujemy podpiąć pod autorytet Jezusa. Piotr za taką postawę doczekał się mocnej reprymendy. Ten, który ma być opoką, okazał się kamieniem obrazy. „Napięcie między darem od Pana a własnymi możliwościami rzuca się w oczy”, zauważa Benedykt XVI i dodaje, że ten dramat powtarza się w dziejach papiestwa: „Papieże – jeśli polegają tylko na swoich możliwościach – ciągle na nowo stają się zgorszeniem, ponieważ chcą wyprzedzać Chrystusa, nie zaś Go naśladować; ponieważ są przekonani, że muszą się kierować własną logiką w ukazywaniu drogi, którą wyznaczać może przecież On sam”. „Nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku” – ile razy te słowa musi powtarzać Pan. Także każdemu z nas.

3. Wszyscy w Kościele potrzebujemy nawrócenia do Chrystusa. Dodajmy: ukrzyżowanego! Czy da się być chrześcijaninem w pełnej harmonii ze światem, bez napięć i problemów? Nie, to niemożliwe. Chrześcijanin oczywiście musi być otwarty na świat, ale nie może być otwarty na zło, które z tego świata przychodzi i próbuje „nawracać” Kościół na swój system antywartości. Otwartość ma swoją granicę w miejscu, w którym chrześcijanin rozumie, że nie da się pogodzić wiary z postulatami tzw. ducha czasu. Zapytano kiedyś kard. Ratzingera, czy chrześcijanin naprawdę staje przed alternatywą: albo kompromis ze światem i utrata rzetelności, albo konsekwentne chrześcijaństwo pociągające za sobą wyobcowanie, jakiś rodzaj emigracji. Oto odpowiedź przyszłego papieża: „Tak, pewien rodzaj »emigracji« jest związany z byciem chrześcijaninem, co przypomina Abrahama pozbawionego ziemi ojczystej. Bez sprzeciwu nie ma chrześcijaństwa. Musimy to ponownie otwarcie przyznać, idea »otwarcia na świat«, która by o tym zapominała, nie miałaby po swojej stronie ani Biblii, ani soboru”.