Dzieci poczętych metodą in vitro nie chroni prawo. Można je mrozić, wylewać ze ściekami, a matka w każdej chwili może zrezygnować z implantacji embrionu. A do poradni w Polsce zgłaszają się już pierwsze dzieci poczęte w szkle z genetycznymi uszkodzeniami.
Prawna pustynia
Dr Tadeusz Wasilewski pokazał szokujący slajd. Dziecko poczęte w szkle zadające pytania: „Gdzie jest moja mama? Gdzie są moi bracia i siostry? Jak długo będę musiał być zamrożony? Czy przeżyję?”.
Z dzieckiem poczętym w warunkach laboratoryjnych można zrobić dziś w Polsce wszystko: zamrozić, wylać je ze ściekami do zlewu. Embriony zamrożone tracą siły witalne, rzadko udaje się je implantować do łona matki. Większość kobiet nie chce też implantacji zamrożonych dzieci. Brak regulacji prawnych chroniących życie od poczęcia w szkle skutkuje masową zagładą tysięcy dzieci. – Nierzadka jest sytuacja, kiedy matka w ostatniej chwili odmawia transferu embrionu ze szkła do macicy – mówi Agnieszka Pietraszko-Gryń, prawnik. – Ojciec nie ma prawa do sprzeciwu. Jego zgoda wymagana jest tylko w pierwszym etapie in vitro, a więc na wprowadzenie plemnika do komórki jajowej. Implantacja embrionu zaś do organizmu matki bez jej zgody traktowana jest jako naruszenie jej praw osobistych. W myśl zapisu art. 5 Konwencji bioetycznej przyjętej przez Radę Europy w 1997 r. zakazane jest „przeprowadzenie jakiejkolwiek interwencji medycznej bez swobodnej i świadomej zgody osoby jej poddanej”.
Przepis ten interpretuje się tylko na korzyść kobiety, nie dziecka. Embrion świadomej zgody na zabieg wydać nie może. Ale właśnie dlatego powinien być objęte ochroną. – Intryguje mnie też pytanie, czy brak możliwość sprzeciwu męża wobec implantacji embrionu jego żonie wynika z ochrony embrionu czy ochrony tzw. nietykalności cielesnej kobiety przed jej własnym, poczętym za jej wolą, dzieckiem – dodaje Pietraszko-Gryń.
Choć w Polsce mamy do czynienia z niezrozumiałym opóźnianiem prac nad ustawą bioetyczną, agituje się, by in vitro było refundowane z budżetu państwa. Argumenty przeciw temu, podkreślające, iż tak będziemy finansować zabijanie dzieci oraz program, który nie ma nic wspólnego z leczeniem, są oczywiste, choć nie do wszystkich przemawiają. Może więc liczby przemówią. – Jeśli in vitro skuteczne jest tylko w 5 proc. przy jednym podejściu, to odpowiedź na pytanie o jego opłacalność jest oczywista – mówi Dariusz Wasilewski, który zajmuje się zarządzaniem w opiece zdrowotnej. Badania we Francji, Rosji i we Włoszech wykazały, że u dzieci po in vitro do 5 lat wykonuje się dwukrotnie więcej zabiegów chirurgicznych. A to kosztuje. Wyższe są też koszty porodów, bo dzieci rodzą się z niższą masą urodzeniową. – Rocznie budżet państwa in vitro kosztowałoby ponad 300 mln zł. To całkowity przychód branży medycznej w Polsce.
Konferencja odbywała się w miejscu, gdzie pracuje także prof. Szamatowicz, nieopodal kliniki in vitro. – Białystok musi być miastem miłosierdzia – zakończył dr Wasilewski, były uczeń Szamatowicza. – Dziś wiem, że wiedza nie wyklucza wiary i odwrotnie.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się