14 grudnia 1970 roku robotnicy Stoczni Gdańskiej rozpoczęli protest przeciwko nagłym, drastycznym podwyżkom cen. Wydarzenia tego dnia zapoczątkowały jeden z najbardziej dramatycznych buntów społecznych w PRL, zakończony krwawą pacyfikacją Wybrzeża.
Robotnicy Stoczni Gdańskiej im. Lenina jako pierwsi zaprotestowali przeciwko decyzji rządu o podwyżkach cen. Uchwała Rady Ministrów, ogłoszona 12 grudnia i wprowadzona w życie następnego dnia, obejmowała 45 grup artykułów – przede wszystkim żywność. Drożało niemal wszystko: mięso o średnio 18 proc., mąka o 17 proc., makaron o 15 proc., dżemy aż o 36 proc., ryby o 12 proc. Więcej kosztował także węgiel, materiały budowlane, odzież czy obuwie. Nieliczne obniżki – m.in. mydła czy sprzętu AGD – nie zmieniały nastrojów społecznych.
W państwowej prasie informacja o zmianach cen pojawiła się 13 grudnia. W tym samym czasie władze wzmocniły patrole milicji w Gdańsku i skierowały funkcjonariuszy SB do najważniejszych zakładów pracy.
Początek protestu
W poniedziałek 14 grudnia, tuż po godz. 6 rano, kilkudziesięciu pracowników wydziału S-4 Stoczni Gdańskiej odmówiło podjęcia pracy i rozpoczęło wiec. Wkrótce dołączyły kolejne wydziały. Około godz. 9 robotnicy zebrali się pod budynkiem dyrekcji, domagając się rozmów z I sekretarzem KW PZPR Alojzym Karkoszką oraz przyjazdu samego Władysława Gomułki. Gdy żądania zostały zignorowane, strajkujący ruszyli pod siedzibę Komitetu Wojewódzkiego PZPR, śpiewając „Rotę”, „Boże, coś Polskę” i „Międzynarodówkę”.
Przed gmach KW dotarło około tysiąca manifestujących. Słowa sekretarza organizacyjnego Zenona Jundziłła, który apelował o rozejście się do domów, tylko spotęgowały determinację protestujących. Robotnicy zapowiedzieli na 15 grudnia akcję strajkową i rozpoczęli dalszą mobilizację.
Gdańsk staje
Wczesne popołudnie przyniosło coraz większe napięcie. Stoczniowcy przeszli na teren Stoczni Remontowej i Stoczni Północnej, zachęcając załogi do przyłączenia się do protestu. Kolejnym celem stała się Politechnika Gdańska, gdzie doszło do ostrego konfliktu z młodzieżówką ZMS i aktywem partyjnym. Później manifestanci skierowali się do siedziby Polskiego Radia, próbując nadać komunikat o proteście – bezskutecznie, bo urządzenia nadawcze zostały wcześniej zdemontowane przez pracowników rozgłośni i SB.
Od protestu do brutalnej pacyfikacji
Około godz. 16, po pogłosce o aresztowaniu delegatów robotniczych, rozpoczęły się pierwsze starcia z milicją. Doszło do szturmu gmachu KW PZPR – wybito szyby, spalono drukarnię. W centrum miasta demonstrowało już kilkanaście tysięcy osób. Władze odpowiedziały siłą: milicja i wojsko użyły petard i gazów łzawiących, a noc przyniosła brutalne rozpędzanie protestujących, zwłaszcza w rejonie Komitetu Wojewódzkiego, Dworca Głównego i Wałów Piastowskich.
Do Trójmiasta ściągano kolejne jednostki MO i wojska, podnosząc gotowość bojową. W niektórych miejscach podpalano samochody i kioski, wybijano szyby. Padły pierwsze strzały. Setki osób zostało pobitych i zatrzymanych.
Mimo przybycia do Gdańska wysokich przedstawicieli władz partyjnych – w tym Zenona Kliszki, Ignacego Logi-Sowińskiego, Stanisława Kociołka i Alojzego Karkoszki – nie podjęto rozmów z reprezentacją strajkujących.
Tragiczne żniwo Grudnia ’70
W wyniku wydarzeń grudniowych na Wybrzeżu zginęło 45 osób, a ponad 1100 zostało rannych. Aresztowano ok. 3 tys. osób, z których wiele dotkliwie pobito. Grudzień ’70 na trwałe wpisał się w pamięć społeczną jako symbol władzy gotowej użyć broni przeciwko własnym obywatelom.
Doświadczenia robotniczego buntu z 1970 r. stały się ważnym fundamentem późniejszych strajków sierpniowych w 1980 r. Wtedy powrócił – sformułowany już podczas grudniowych protestów, lecz wówczas niezrealizowany – postulat powołania niezależnych związków zawodowych. Dziesięć lat po krwawej pacyfikacji Gdańska spełnił się on w postaci „Solidarności”, zmieniając bieg polskiej historii.
PAP/kb