Polska bez dzieci: katastrofa czy zagłada?

Cały niemal świat mierzy się z demograficzną zapaścią. W Polsce jednak następuje ona z wyjątkowym przyspieszeniem.

Wkatastrofie promu Heweliusz w 1993 r. zginęło 56 osób, podczas epidemii ospy we Wrocławiu w 1963 r. zmarło 9 osób. Obie te tragedie zostały właśnie przypomniane przez popularne seriale. Tymczasem w 2025 r. w Polsce ubywa codziennie od 400 do 500 mieszkańców, to znaczy o tyle więcej ludzi w naszym kraju umiera, niż się rodzi. Codziennie dokonuje się katastrofa osiem razy większa od połączonych skutków tragedii Heweliusza i epidemii ospy. Proszę to sobie wyobrazić: to tak, jakby zderzyły się dwa wielkie samoloty pasażerskie. Codziennie. 410 tys. zgonów rocznie i 240 tys. urodzin żywych – tak to obecnie wygląda. Cały niemal świat mierzy się z demograficzną zapaścią. W Polsce jednak następuje ona z wyjątkowym przyspieszeniem. Mierzy tę katastrofę współczynnik dzietności, czyli liczba dzieci przypadająca na kobietę w wieku rozrodczym (15−49 lat). Żeby liczba ludności nie spadała, potrzebne jest minimum 2,1 dziecka na kobietę. W Chinach ten współczynnik obecnie niewiele przekracza 1. Nawet w takich krajach jak Iran (obecnie 1,7), Turcja (obecnie 1,5), Brazylia czy Meksyk (w obu 1,7) zaczyna się demograficzny problem. Polska zbliża się jednak do pozycji lidera w rankingu katastrofy. Jest nim Korea Południowa, gdzie ten współczynnik wynosi ok. 0,7. W Polsce schodzimy właśnie poniżej 1. Gdyby taki trend się utrzymał, liczba urodzeń spadałaby w Polsce o połowę co pokolenie. Teraz 240 tys., za 30 lat – 120 tys., za 60 lat – 60 tys., za 90 lat – 30 tys. ONZ opublikowała zaktualizowaną prognozę ludności świata. Jak lokuje się w tym Polska? W roku 1960 nasz kraj zajmował 19. miejsce w świecie pod względem liczby ludności. Wtedy Polska miała 29,5 mln mieszkańców, minimalnie mniej niż Hiszpania (30 mln), a więcej niż Turcja (28 mln) czy Egipt (27 mln). W 2000 r. zajmowaliśmy miejsce 25. Z 38,3 mln mieszkańców. W tym roku jest to miejsce 39., między Uzbekistanem a Marokiem. Polska ma 37,3 mln mieszkańców. Dla porównania: Hiszpania ma 49,5 mln, Turcja – 86 mln, Egipt – 107 mln. W roku 2100 Polska ma zajmować 79. miejsce – będzie nas 19 mln. Dwa razy mniej niż obecnie.

Czy chodzi tutaj tylko o miejsce w rankingu? Nie, chodzi o życie. Bez życia nie ma przyszłości. Jeden przykład: szkolnictwo. W 2010 r. urodziło się w Polsce 413 tys. dzieci. Teraz – 240 tys. Ile klas, ile szkół trzeba będzie zamknąć, ilu nauczycieli zwolnić w roku 2035? Takie zadanie matematyczne proponuję rozwiązać, zwłaszcza rządowi. Ilu będzie studentów w latach 2040–2045? To już bardzo niedługo. Obecnie w Krakowie jest ponad 100 tys. polskich studentów. Ich liczba będzie musiała drastycznie spaść, choćby nawet nikt już nie chciał studiować poza Warszawą i Krakowem… A co będzie z mieszkaniami? Dla kogo będą powstawać? W 1967 r. Toni Keczer i zespół Czerwono-Czarni wyśpiewali przebój „17 milionów”. Tytuł i tekst odwoływał się do liczby dzieci i młodzieży szkolnej w ówczesnej Polsce. Teraz ta liczba spadła wyraźnie poniżej 4 mln. Dwukrotnie więcej jest ludzi w wieku emerytalnym. Jak dzisiejsze dzieci utrzymają tłum starców? Kto z kolei utrzyma tę dzisiejszą dziatwę, kiedy sama przejdzie do kategorii seniorów, a dzieci mieć nie będzie?

Wszyscy demografowie świata zgodzili się już: migranci zarobkowi nie są żadnym rozwiązaniem tych problemów. Gdzie szukać ratunku? Są dwa kraje rozwinięte, które wymykają się tej katastrofie: Izrael oraz Węgry. Mam nadzieję przyjrzeć się tym przykładom w kolejnym „asie”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

prof. Andrzej Nowak prof. Andrzej Nowak

E-BOOK DLA WSZYSTKICH SUBSKRYBENTÓW

ADWENTOWA SZKOŁA MODLITWY