Życzę Wam i sobie jak najlepiej: nawrócenia.
Dlaczego to robię? Dlaczego cytuję i interpretuję bezbożnych w piśmie dla pobożnych? Otóż dokładnie z tego samego powodu, który podał Paweł Koryntianom: „Udaremniamy ukryte knowania i wszelką wyniosłość przeciwną poznaniu Boga, a wszelki umysł poddajemy w posłuszeństwo Chrystusowi” (2 Kor 10,4b-5).
Jeśli ktoś chce poznać nowe wersje ukrytych knowań pychy przeciwnych poznaniu Boga, może od 36 lat liczyć na niezawodną w tej kwestii „Gazetę Wyborczą”. Roi się tam od tekstów, tez i sentencji, które są połączeniem oświeceniowej pychy/głupoty rozumu, nienawiści do polskiego Kościoła katolickiego i nieustannej gotowości do bluźnierstw i wulgaryzmów wobec Boga. Wszystko podszyte pogardą dla ciemnego motłochu. Zagadka: kogo/co ten zbiór obsesji przypomina?
Przykłady z ostatnich miesięcy (GW, Magazyn „Książki”):
Jacek Podsiadło bierze na warsztat „Bogurodzicę”. Zauważa błyskotliwie, że jest ona napisana „w poetyce pitu--pitu i pierdu-pierdu”. Nadmienia, że „dwa pierwsze słowa zawierają oczywistą bzdurę (nie można być jednocześnie matką i dziewicą, sensy tych słów nie tyle się odpychają, co wręcz napierdzielają się po łbach)”. Cytuje pytanie z podręcznika do polskiego: „Czy artysta ma prawo kreować wizerunek Boga lub osoby uznawanej za świętą niezgodnie z dogmatami teologicznymi? Kiedy? Pod jakim warunkiem?”. I odpowiada: „Ma prawo w pierwszy piątek miesiąca pod warunkiem, że jest dobrze napity”. I oferuje swoje usługi: „Dajcie mi miejsce, gdzie mógłbym oprzeć łokieć, a nim kur zaśmieje się trzy razy, napiszę 20 takich [Bogurodzic – JS]”.
Domosławski rozmawia z Martinem Caparrosem. Najnowsza książka argentyńskiego pisarza nosi tytuł „Bez Boga”. Z podtytułem: „Po co wierzyć w coś nie do wiary”. Caparros komentuje: „Od dziecka żyłem w świecie bez Boga i dość późno zorientowałem się, że jestem w mniejszości. W książce zastanawiam się, dlaczego tak jest. Koncept religii opiera się na zanegowaniu śmierci. Ze strachu, że znikniemy, wymyśliliśmy życie wieczne. Kiedyś zazdrościłem wierzącym w Boga, że wierzą w życie po śmierci. Ale przecież ono może być okropne: umierasz, biorą cię na przesłuchanie, maglują, a potem na bóg wie jak długo do piekła. I dlatego przestałem zazdrościć wierzącym. To chyba jednak oni mają czego zazdrościć nam”. Domosławski z zadowoleniem puentuje: „to zakończenie wydaje mi się w sam raz”.
Igor Rakowski-Kłos w przeglądzie prasy pt. „Szczęśliwi jak stary książę u Tołstoja” cytuje profesora Andrzeja Ledera: „Bóg mnie nie interesuje. (…) Filozoficzne wypowiedzi tego stulecia, (…) które najpotężniej wpłynęły na dyskurs filozofii i humanistyki – były mało zainteresowane Bogiem i światem religii. Cieszmy się tym krótkim momentem w historii myśli, jak stary książę Bołkoński cieszył się oświeceniowym materializmem przeciw romantyzmowi swojego syna Andrzeja. Za chwilę globalne południe z fanatycznym islamem i charyzmatycznym chrześcijaństwem przyniesie te wszystkie religijne troski z powrotem”.
Na dziś tyle. Na koniec mam złą wiadomość, Panowie. Jeśli „odwieczna pogłoska” (Robert Spaemann) o tym, że Bóg i wieczność istnieją, okaże się prawdziwa – a argumentów za nagromadziła ludzkość wiele i to bardzo poważnych, znacznie mocniejszych niż za tezami Woltera, Lenina i spółki – wówczas radość z krótkiego panowania materializmu okaże się niewiele warta. A potem? Jak to było w szyderstwie Caparrosa? „Na bóg wie jak długo do piekła”? I wszystko to pitu-pitu?
Niekoniecznie, bo życzę Wam i sobie jak najlepiej: nawrócenia.
I to zakończenie wydaje mi się w sam raz.