Słowa o wielbłądzie i uchu igielnym są dla wierzących przestrogą: nie żeby bogactwo wykluczało zbawienie, raczej dlatego, że umiejętność podzielenia się nim z ludźmi stanowi klucz do drzwi królestwa.
Nasze prababki powtarzały, że my to nie wiemy, czym jest bieda. Taka prawdziwa, kiedy szło się w czasach międzywojennych albo „za Niemca” kilka kilometrów pieszo, żeby wykopać parę kartofli i mieć co dać jeść dzieciom. Zapewne miały rację. I zapewne w różnych częściach świata te symboliczne kartofle przyjmują postać innego pożywienia. Dziś w Polsce na każdym targu można by nazbierać jedzenia wcale nie najgorszej jakości, zanim trafi ono na śmietnik. Każda epoka ma swój standard bogactwa i biedy, w którym ogromne miliardy na kontach garstki wybrańców kontrastują z wielomilionowymi tłumami biedaków, którzy przymierają głodem. Tyle że ten kontrast jest mało dostrzegalny, skrzętnie ukrywany czy wprost ukryty za zasłonami politycznych i społecznych uwarunkowań. Co na to chrześcijanie? Co na to chrześcijaństwo czy – zapytajmy wprost – co na to Ewangelia (czytaj: Dobra Nowina)? „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5,3). Słowa te można oczywiście rozumieć dosłownie – jako obietnicę dla ludzi ubogich materialnie. Ale ich przesłanie duchowe jest o wiele głębsze: to pochwała pokory i zaufania Bogu. Ubodzy są w oczach Jezusa szczególnie umiłowani, ponieważ sytuacja życiowa czyni ich bardziej otwartymi na Bożą łaskę. Nie mając niczego, potrafią całkowicie zaufać Stwórcy. Ten zaś ma do dyspozycji całe rzesze tych, którzy w Niego wierzą i traktują swoją wiarę na serio, to znaczy żyją nią. Zdanie: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego” (Mk 10,25) jest autentyczną przestrogą przede wszystkim dla nich – nie żeby bogactwo wykluczało zbawienie, raczej dlatego, że umiejętność podzielenia się nim z ludźmi stanowi do drzwi tego królestwa klucz. I myśląc o sobie, zawsze warto uznać siebie raczej za bogacza niż za biedaka, zwłaszcza że przy takim myśleniu ogromne znaczenie ma fakt, z kim mamy zwyczaj się porównywać.
Odruch spięcia, nieporadność w otwarciu portfela, lęk przed naciągaczami – wszystkie te rzeczy mogą nas paraliżować i faktycznie nie tyle nasz egoizm, ile właśnie zakłopotanie najczęściej odwracają nasz wzrok od biedaków proszących o jałmużnę. W Światowym Dniu Ubogich warto sobie to uświadomić. Powiedzmy wprost: tu chodzi o pewien rodzaj odpowiedzialności i autentyczności zarazem. Trudno siedzieć w bisiorach przy stole zastawionym suto i nie wiedzieć, że u bram sali, w której się siedzi, leży umierający z głodu. A tłumaczenie, że się tego nie wiedziało, gdy już umrze, jest naiwne. I nie chodzi o to, że większość z nas nawet nie wie, czym jest bisior, a stół zastawia suto jedynie na Wielkanoc. Chodzi o to, żeby w codziennym życiu oprócz własnych trosk dostrzec i te, które przeżywa bliźni. Bo biedny to również ten obok nas, który właśnie się dowiaduje o śmiertelnej chorobie, traci pracę, nie ma jak dostać się do lekarza czy po prostu wynieść śmieci i zrobić zakupów. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40) – mówi Jezus, i niech to już będzie ostatni cytat z Ewangelii w tym krótkim edytorialu. Do trzech razy sztuka, choć tych cytatów mogłoby być zdecydowanie więcej. Jej przesłanie w kwestii stosunku do biednych jest po prostu jednoznaczne: chrześcijanin powinien być wrażliwy na potrzeby innych, dzielić się dobrami i okazywać miłosierdzie. A prawdziwe bogactwo człowieka mierzy się nie tym, co posiada, lecz tym, ile dobra potrafi ofiarować innym.
ks. Adam Pawlaszczyk
Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.