Stan moherowy

Każdy sam decyduje, czy go czas rozwija, czy mu ucieka.

Kiedyś, przeglądając internet, trafiłem na zdjęcie Arnolda Schwarzeneggera. „Ale on się postarzał!” – zawołałem. Na to kolega z pracy, zaglądając mi przez ramię, powiedział: „Bo on już jest przeterminator”.

Jest takie myślenie: stary, czyli minął okres jego przydatności do spożycia. Niech spada.

Pamiętacie „moherowe berety”? Tym epitetem określano starsze panie, głównie związane ze środowiskiem Radia Maryja. Kiedyś porównaniem tym posłużył się Donald Tusk. „Polska naprawdę nie jest skazana na moherową koalicję” – powiedział z mównicy sejmowej, odnosząc to, jakżeby inaczej, do rządów PiS, które jakoby poparciem „moherów” stały. Pogarda dla ludzi starszych, broniących wartości chrześcijańskich z różańcami w dłoniach, była komunikatem: „To u nas są nowoczesność, siła, uśmiech, dynamiczność, z nami jest przyszłość”. Im więcej zatem „mohery” protestowały, tym łatwiej było przedstawić politycznych konkurentów jako formację opartą na zstępującym pokoleniu kościółkowych wsteczników, pieniaczy i frustratów.

Tą poetyką grano jeszcze długo, bo młodość oczywiście lepiej się sprzedaje niż starość. Czas jednak oddziałuje na wszystkich, niezależnie od tego, jakie nakrycie głowy noszą.

I w ten oto sposób doczekaliśmy czasów, gdy szydercy sprzed dwóch dekad sami stali się „moherami”. Wyraźnie dało się to zauważyć podczas niedawnych wieców wyborczych, gdzie kandydata koalicji „niemoherowej” otaczali ludzie mocno już doświadczeni w byciu młodym i nowoczesnym. Też pokrzykiwali, ale często mniej cenzuralnie niż ci, którymi kiedyś gardzili, a i różańców nie mieli.

Dacie wiarę, że hasło o „moherowej koalicji” Donald Tusk wygłosił 10 listopada 2005 roku, a więc dokładnie 20 lat temu? On też jest już dziś „przeterminatorem”, choć, mam wrażenie, nie przyjmuje tego do wiadomości. Podobnie jak osoby z jego politycznego środowiska, którym się chyba wydaje, że zaawansowany wiek nie może być atutem.

Otóż może być, ale pod warunkiem, że się potrafi coś więcej niż sprawianie wrażenia.


KRÓTKO:

Ekstremizm rodzinny

Zamieszkałe w Szwecji rumuńskie małżeństwo Daniela i Bianki Samsonów złożyło skargę do ETPC w związku z odebraniem im przez szwedzkie władze dwóch córek. Rodzinę rozdzielono po tym, jak 11-letnia Sara fałszywie oskarżyła rodziców o znęcanie się. Szybko przyznała, że pomówiła rodziców ze złości na to, że nie pozwalali jej na makijaż i nie chcieli kupić jej telefonu. Dochodzenie także nie wykazało żadnych śladów znęcania się, ale władze znalazły inny powód zawieszenia praw rodzicielskich Samsonów: ich „ekstremizm religijny”. Polegał on… na regularnym chodzeniu całą rodziną do kościoła.

Obie dziewczynki ciężko przeżywają trwającą już trzeci rok rozłąkę – próbowały nawet targnąć się na swoje życie. Mimo to wciąż pozostają w pieczy zastępczej. Wiadomo – wszystko lepsze niż „religianctwo”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.