 
			
	 
			
	 
			
	 
			
	 
			
	Warunki w pełni sprzyjające wydawaniu na świat dzieci już były: w raju.
Po ostatnim felietonie, w którym napisałem, że Polacy nie chcą mieć dzieci, odezwały się protesty i pytania, skąd niby to wiem. To proste: gdyby chcieli, toby mieli.
Jasne, że są pary, które chcą, a nie mają, jasne, że są sytuacje wyjątkowe, ale te przypadki nie wpływają na prokreację w skali społecznej, a o tej mowa. Pod względem zdolności do posiadania dzieci obecne pokolenie nie różni się od wcześniejszych – różni się stosunkiem do posiadania dzieci. Prokreacja w pojęciu znaczącej liczby ludzi jest czymś, co ma służyć wyłącznie zaspokojeniu osobistych pragnień i ambicji, a dziecko „nieplanowane” nie ma w tym układzie miejsca. Nie ma u nas klimatu przychylnego posiadaniu potomstwa, zwłaszcza licznego. Przyczyn takiego stanu jest sporo, ale sądzę, że na czoło wybija się mentalność antykoncepcyjna. To z niej, śmiem twierdzić, bierze się przede wszystkim pogarda dla poczętego ludzkiego życia. Czy to dziwne, że ludzie coraz częściej deklarują niechęć do posiadania potomstwa, skoro od lat bombarduje się ich komunikatem, że nie przygodny seks jest wyrazem braku odpowiedzialności, ale brak „zabezpieczenia”? Skoro się trzeba przed czymś zabezpieczać, to znaczy, że to jest niebezpieczne.
Klimat to jednak coś innego niż warunki. Bo jeśli dziś nie ma warunków do posiadania dzieci, to znaczy, że nie ma ich nigdy. „Idzie wojna” – mówią niektórzy. Ciekawe, że gdy w ostatnim półwieczu wojna „nie szła”, to właśnie wtedy w Europie zaczęła się zapaść demograficzna.
Jeden z adwersarzy stwierdził, że ludzie zakładający rodziny nie mają dzieci „z przyczyn obiektywnych, choćby z takich, że coraz mniej trwałych związków”.
Nie ma w tym nic obiektywnego – niedobór trwałych związków to wynik popularności związków nietrwałych. To na ogół wynika z lęku przed odważnymi decyzjami, a nie z jakichś zewnętrznych czynników.
Jeśli za parę pokoleń Polacy znikną jako naród, to nie dlatego, że wszystkich dotknęła bezpłodność, tylko dlatego, że większość z nich sama się od płodności odwróciła.
KRÓTKO:
Efekt Charliego
Po zabójstwie Charliego Kirka sprzedaż Biblii we wrześniu w całych USA wzrosła o 36 proc. w stosunku do roku poprzedniego. Łącznie kupiono we wrześniu 2,4 mln egzemplarzy. „Od momentu zabójstwa Charliego Kirka widzimy niezwykły wzrost zainteresowania Pismem Świętym, co jest wyraźnym znakiem głębokiego głodu, jaki ludzie odczuwają, by poznać i naśladować Boga” – powiedział Jonathan Strate, prezes wydawnictwa Ascension Press, katolickiej gazecie „National Catholic Register”. „Nieustannie poruszają nas świadectwa ludzi, którzy wracają na Mszę Świętą, przystępują do spowiedzi po raz pierwszy od dziesięcioleci lub spotykają Chrystusa po raz pierwszy w życiu. To potężne przypomnienie, że Bóg jest obecny wśród nas i przemienia życie właśnie teraz, szczególnie poprzez swoje słowo” – dodał. Cóż, można zabić ewangelizatora, ale nie Ewangelię.
 
	
					 Franciszek Kucharczak 
					Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.
				 Franciszek Kucharczak 
					Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. 
			
 
			
	 
			
	 
			
	