Nowy numer 38/2023 Archiwum

W Polsce są pieniądze

O właściwej polityce prorodzinnej, węgierskim przykładzie i pożytkach z Unii Europejskiej z Pawłem Kowalem, europosłem i liderem PJN, rozmawia Jacek Dziedzina

Jacek Dziedzina: Polityka prorodzinna kojarzy się mało konkretnie, a PJN właśnie ją umieścił na sztandarach. Czy kondycja rodziny w ogóle leży w kompetencjach państwa? Paweł Kowal:

– Nie cierpię określenia „polityka prorodzinna”, bo Polakom kojarzy się z przedwyborczymi obiecankami. Należy przyjąć nową politykę na rzecz rodziny, podobnie jak to robią znaczące państwa w Europie. Jeżeli nie zmienią się trendy demograficzne, już niedługo państwo będzie miało problemy z utrzymaniem emerytów, bo populacja Polski zmniejszy się o kilkaset tysięcy. Jak to będzie wyglądało, można już teraz zobaczyć np. w województwie opolskim, gdzie nierzadko mamy do czynienia z zamianą szkół na domy starców.

Ale co tak naprawdę może państwo w tej kwestii?

– Uznać prawa rodziny, przestać ingerować w jej życie. Trzeba się zastanowić, czy lepiej, żeby polityka rodzinna nadal oznaczała jakieś dodatkowe pieniądze na buty, książki, dożywianie w szkole, mleko…

To nie są działania prorodzinne?

– Musimy oddzielić politykę społeczną od polityki na rzecz rodziny. Od czasów Jacka Kuronia przyjęto lewicowy paradygmat, w którym polityka na rzecz rodziny jest częścią polityki społecznej. Czyli np. matka trójki dzieci chodzi do opieki społecznej z kwitkami za buty i książki i prosi o zwrot kosztów, tak jakby samo posiadanie dzieci było patologią. Nowa polityka na rzecz rodziny musi opierać się na przekonaniu, że rodzina jest racjonalna ekonomicznie. I pieniądze, które są w budżecie, muszą być do jej dyspozycji, a nie wydawane z łaski urzędników czy posłów.

O jakich pieniądzach Pan mówi?

– To kwota zbliżona do minimum socjalnego, około 400 zł miesięcznie na jedno dziecko plus 200 zł na dodatkowe cele edukacyjne, wybrane przez rodziców wraz z dziećmi – można do tego dojść w kilka lat. Te pieniądze w budżecie są. Samo Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej w oficjalnych dokumentach sugeruje, że kilkanaście procent wydatków na realizację ustawy o pomocy społecznej, ponad 13 mld zł, przecieka przez sito, jest niewłaściwie wydawanych. Zatem część wydatków, które są kwalifikowane jako pomoc społeczna, powinna być wydawana na rodzinę. Walka z patologiami to inna sprawa.

Jak sprawić, by te pieniądze znalazły się realnie w budżetach domowych?

– Przez podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Także poprzez wyższą ulgę na dzieci, tak żeby finalnie zostało co najmniej 4800 zł w kieszeni na dziecko rocznie. Drugi sposób to tzw. trzecia osoba fiskalna, czyli dzielenie podatku także na dzieci. Można np. dzielić podatek na trzy w rodzinie, gdzie jest więcej niż dwójka dzieci itd. Trzeba przyjąć jakieś założenie, które nas zbliży do kwoty minimum socjalnego w ostatecznym wyliczeniu. Tym, którzy nie mają odpowiednich dochodów, by zyskać na zmianach podatkowych, np. rodzinom na wsi, trzeba po prostu – podobnie jak w Niemczech – wypłacić odpowiednie środki. Poza tym, mamy kilkanaście funduszy celowych – np. na zajęcia pozalekcyjne, wczasy pracownicze – w nich są poukrywane środki, z których można skorzystać. Fundusze należy częściowo połączyć w jeden fundusz rozwoju kapitału społecznego i oszczędzić pieniądze na zarządzaniu, a w części zlikwidować. Można też zyskać na przesunięciu pieniędzy z publicznych do rodzinnych domów dziecka – to będzie z zyskiem wychowawczym i ogromnymi zyskami finansowymi, a na dodatek uwolni bardzo dużo nieruchomości położonych w atrakcyjnych miejscach. Tych operacji boi się część urzędników chcących rozdzielać środki, które w tym wypadku rozdzielałaby sama rodzina

To w praktyce likwidacja państwowych domów dziecka. Chyba żadna siła polityczna nie zdecyduje się na to.

– Jeżeli zlikwiduje się państwowe i wprowadzi szerzej rodzinne domy dziecka, to po pierwsze stworzy się nowe miejsca pracy, a po drugie oszczędzi na wydatkach na domy dziecka, i uzyska możliwość przesunięcia oszczędności na politykę rodzinną. Dzieci będą miały lepiej, będą miejsca pracy, a na dodatek uzyska się bardzo dużo nieruchomości do zarządzania plus realne pieniądze. Kolejna rzecz – należy wprowadzić zatrudnienie osób opiekujących się dziećmi niepełnosprawnymi. To realna korzyść dla rodziny, bo niepełnosprawni nie muszą przebywać w domach pomocy społecznej. Rodzice zarabiają, a nawet jeśli koszty utrzymania jednego dziecka, które wynoszą ok. 7–8 tys. w dużych miastach, obniżymy o połowę, to i tak rodzice otrzymają dobrą pensję, a drugą połowę przesunie się na politykę rodzinną.

« 1 2 3 4 5 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny

 

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Quantcast