Rekolekcje „Moje dziecko jest LGBT+. Po pierwsze i najważniejsze: Kocham Cię…” wzbudziły emocje jeszcze przed rozpoczęciem. – Chcemy dać im przestrzeń, by mogli przeżyć swój ból, a jednocześnie na nowo odkryć miłość do swoich dzieci – mówi o. Mateusz Filipowski OCD.
Ten tekst czytasz w całości za darmo w ramach promocji. Chcesz mieć stały dostęp do wszystkich treści? Kup subskrypcję na www.subskrypcja.gosc.pl
Agnieszka Huf: W Karmelitańskim Ośrodku Rekolekcyjnym w Gorzędzieju odbędą się rekolekcje „Moje dziecko jest LGBT+. Po pierwsze i najważniejsze: Kocham Cię…”, których będzie Ojciec współprowadzącym. Skąd pomysł takich rekolekcji?
o. Mateusz Filipowski OCD: Od ponad pięciu lat posługuję w Gorzędzieju jako rekolekcjonista, spowiednik czy towarzysz duchowy. Od dawna spotykam rodziców, którzy podczas rekolekcji dzielą się bólem związanym z homoseksualnością, biseksualnością czy transpłciowością swoich dzieci. To – zaraz po osobach skrzywdzonych – najliczniejsza grupa, której towarzyszę. A jednocześnie dostrzegłem, że to są ludzie, którzy są zupełnie niezauważeni w Kościele. Dużo mówi się o osobach LGBT+ i tworzy dla nich duszpasterstwa, ale brakuje przestrzeni dla ich rodziców. A w nich jest dużo bólu, cierpienia. Dlatego po rozeznaniu z różnymi osobami i przede wszystkim po osobistej modlitwie uznałem, że trzeba coś dla nich zorganizować.
Czy Ojciec ma osobiste doświadczenia spotkania z osobami LGBT+?
Opowiem tu o moim pierwszym doświadczeniu, z czasów, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem. Jedna z moich przyjaciółek dokonała comingoutu – ogłosiła, że jest lesbijką. Ja byłem w dużym szoku i próbowałem zorganizować wobec niej jakąś akcję ratunkową. A ona napisała krótki list, który zmienił moje spojrzenie na zawsze: „Mateusz, Ty mnie nie zmieniaj, Ty po prostu przy mnie bądź”. Ona wtedy była związana z Kościołem, wszyscy z tego środowiska się od niej odwrócili. Byłem chyba jedynym, który przy niej został. Dziś różnimy się we wszystkim, ale to nie przeszkadza naszej relacji. I jeśli ona kiedyś będzie chciała, żebym jej opowiedział Dobrą Nowinę, to przyjdzie do mnie nie dlatego, że bombardowałem ją katolicką prawdą, tylko dlatego, że w relacji miłości przez cały czas przy niej byłem. Bezwarunkowo i niezależnie od wszystkiego. Mówię o tym dlatego, że czasami słyszymy, że trzeba „walić prawdą po głowie”. Tylko że te osoby najczęściej znają naszą prawdę. Wiedzą, co o ich sytuacji mówi Kościół – są przecież inteligentne. Kim jestem, by je zmieniać? – chcę z nimi po prostu być, bo wierzę, że ta prosta relacja miłości doprowadzi tę osobę do zbawienia. Jeżeli Bóg jest miłością, to wykorzysta również tę naszą relację miłości, bycia, towarzyszenia pomimo wszystko, dla jej dobra, dla jej zbawienia.
Jak być wsparciem dla rodziców, którzy drżą o zbawienie dla swojego dziecka? Starali się wychować je po katolicku, przekazali mu wszystko, co mieli, ale teraz to dziecko żyje w grzechu. A jeśli jeszcze stwierdza, że Kościół się od niego odwraca, i ono odwraca się całkowicie od Kościoła, zrywa jakąkolwiek jedność, to rodzice żyją w strachu, że śmierć oznaczać może rozłąkę na wieczność…
A ja wbiję kij w mrowisko: dlaczego nie mamy takiej samej „troski o zbawienie” w kontekście innych grzechów? Mam wrażenie, że w Kościele, zwłaszcza w Polsce, seksualność bywa nadmiernie akcentowana. Czasem mam wrażenie, że najlepiej, żebyśmy otworzyli czeluści piekielne i wrzucili tam te wszystkie osoby, bo one nie mają w żaden sposób szans na zbawienie… A przecież dekalog to nie jest tylko szóste przykazanie! Głęboko wierzę, że Bóg, który jest miłością, ma plan zbawienia dla każdego człowieka. I myślę, że najpewniejszą drogą dotarcia do osoby jest po prostu miłość. Być może nie dowiemy się za naszego życia, jakie ta nasza miłość przyniosła owoce. Ale Bóg jest miłością i na drodze miłości zbawia. O tym jest całe chrześcijaństwo i cała Ewangelia. My nie jesteśmy zbawicielami. Bardzo głęboko wierzę w promieniującą moc miłości, w miłość, która przemienia, która jest w stanie wyzwolić człowieka. Przy czym to wyzwolenie, to zbawienie, ta przemiana, ona może się dokonać na tysiąc różnych sposobów, w najróżniejszych scenariuszach. Niekoniecznie w takim, który my sobie wyobraziliśmy. Nie możemy przy tym zapominać, że my również jesteśmy grzesznikami. Tyle, że może akurat nie grzeszymy w przestrzeni szóstego przykazania. Ale niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie grzeszy i kto ma pewność, że zostanie na pewno zbawiony.
Wśród komentarzy pod Ojca postem informującym o rekolekcjach znalazł się zarzut, że „recytacja tych czterech literek to posługiwanie się językiem wroga”, że używanie skrótu LGBT+ czy tęczowa flaga na plakacie to ukłon w stronę środowisk, którym z Kościołem nie za bardzo po drodze. Jak Ojciec odpowiada na tę krytykę?
Dziś jest to powszechnie używany skrót oraz symbol. Złoszczenie się na ten symbol to, moim zdaniem, strzał w kolano. Jak ktoś świadomie używa internetu to wie, że algorytmy promują to, co nośne, a ja chcę dotrzeć do rodziców, którzy również w internecie szukają wiedzy, wsparcia i zrozumienia. Więc mogę wejść na ich tory, by dotrzeć do ludzi, albo się obrazić i wyjść z piaskownicy. Pytanie, co przyniesie lepsze owoce… A myślę, że w wielu przypadkach traktowanie skrótu LGBT+ czy tęczy jako zła jest przesądne i lękowe. Dorabiamy do tego symbolu więcej, niż tam rzeczywiście jest. Bo trzeba mieć świadomość, że za tym akronimem i za tym symbolem stoi wiele osób: zarówno ci, którzy w jakiś sposób będą się utożsamiać z nauczaniem Kościoła, jak ci, którzy będą je odrzucać. Osoby, które szukają czegoś w Kościele i osoby, które są od niego daleko. Oczywiście mam świadomość, że będą wśród osób homoseksualnych, biseksualnych i transpłciowych także osoby, które nie będą się identyfikowały z tym akronimem i z tym symbolem. Natomiast dzisiaj to jest po prostu symbol, skrót, który został nawet użyty przez Stolicę Apostolską w jednym ze swoich dokumentów. Równie dobrze, takim tokiem myślenia moglibyśmy stwierdzić, że określenie social media to jest wielka narracja agendy Big Techu i w ogóle nie używać tego słowa. Zamiast skupiać się na akronimie i symbolu, chciałbym dotrzeć do człowieka i na nim się skupić. Natomiast przypisywanie mi złych intencji, tylko dlatego, że użyłem tego symbolu i akronimu jest zarówno nieuczciwie, jak i niechrześcijańskie.
W komentarzach padło też pytanie, w jaki sposób poradzić sobie z konstruowaniem rekolekcji, które będą wspierające dla osób z LGBT i ich rodziców, a jednocześnie będą zgodne z nauczaniem Kościoła. Jak Ojciec to widzi?
Po pierwsze to nie rekolekcje dla osób LGBT+, więc nie będziemy wchodzić w ich życie – to czas dla rodziców. Naszym celem jest odbudowa relacji i więzi z dziećmi. Jest też w nas chęć dania tym rodzicom przestrzeni, żeby mogli przeżyć żałobę po niespełnionych oczekiwaniach wobec dziecka. Chcielibyśmy, żeby po tych rekolekcjach rodzice wyjechali z jeszcze większą miłością do swoich dzieci, ale też z doświadczeniem utulenia ich własnego bólu. Być może nikt wcześniej nie zauważył ich cierpienia, może lęku, może wstydu, który im towarzyszy. Więc to nie są rekolekcje o związkach czy seksualności osób LGBT+, ale o więzi, relacjach, miłości wewnątrzrodzinnych.
Na tę miłość wskazuje zresztą sam tytuł tych rekolekcji: Po pierwsze i najważniejsze: Kocham Cię.
Zapożyczyłem te słowa od mojej przyjaciółki, mamy trojga dzieci. Kiedy któreś z nich coś przeskrobało albo po prostu musiała zwrócić mu uwagę, zaczynała zawsze od słów: „Po pierwsze i najważniejsze: kocham cię, a po drugie nie robimy tego i tego”. Bardzo zapadło mi to w pamięć, bo to doskonale pokazuje, że miłość jest pierwsza, bezwarunkowa, uprzedzająca. Cała reszta jest „po drugie”. I chciałbym, żeby te rekolekcje były właśnie o miłości, jaka wydarza się między rodzicami a dziećmi.
Czy zamierzacie dawać rodzicom gotowe podpowiedzi, co mają robić, na przykład jak odnosić się do partnerów swoich dzieci? Czy raczej zależy Wam na stworzeniu przestrzeni dialogu?
Daleki jestem od dawania konkretnych, zerojedynkowych rad. Każda relacja jest osobną historią, z osobnymi kontekstami. Bliskie jest mi to, co o rozeznawaniu i indywidualnym podejściu do człowieka mówił papież Franciszek Trzeba usiąść, wysłuchać i dopiero wtedy ewentualnie doradzić. Każdy z rodziców będzie musiał sam rozeznać, co będzie budujące dla jego relacji z dzieckiem, a co ją degraduje. A przecież ostatecznie jest jeszcze sumienie, o którym w kościelnej narracji często zapominamy.
Rekolekcje poprowadzi z Ojcem siostra Scholastyka Iwańska ZSAPU, która jest psychologiem. Jakie kwestie będzie poruszać?
Skupi się na kwestii więzi, relacji, ale też podejmie próbę spojrzenia na seksualność człowieka. Ale przede wszystkim będzie służyła rodzicom, którzy będą potrzebowali opieki psychologicznej. Bo wiemy, że na te rekolekcje przybywają konkretne osoby, w konkretnym momencie życiowym i chcemy profesjonalnie zatroszczyć się nie tylko o aspekt duchowy, ale i o doraźną opiekę psychologiczną, z wyznaczeniem być może jakichś kierunków dalszego działania. Bo duchowość nie jest odklejona od cielesności i psychiki.
Na swoim Facebooku poprosił Ojciec osoby ze środowiska LGBT+ o podzielenie się swoim doświadczeniem w obszarze relacji z rodzicami. Zamierza później Ojciec wykorzystać ich świadectwa w czasie rekolekcji?
Tak, bardzo mi na tym zależy. Czułbym się niekomfortowo, gdybym chciał mówić do rodziców bez pytania dzieci. Bo oczywiście mogę przygotować świetne, teoretyczne rekolekcje. Ale pewnych rzeczy nie da się wyczytać z podręczników, można je usłyszeć tylko w osobistej historii. Chcę więc usłyszeć osoby LGBT+: co było dla nich trudne, a co wspierające, czego było za mało, czego za dużo, co chcieliby usłyszeć od swoich rodziców? Być może przyjadą rodzice, którzy od lat nie mają relacji ze swoim dzieckiem – te świadectwa mogą być dla nich podpowiedzią, jak na nowo się z nim spotkać.
Rekolekcje to konkretne wydarzenie, weźmie w nim udział jakaś grupa osób. Ale rodzice dzieci LGBT+ żyją obok nas, są z nami w Kościele. Jaka jest Ojca zdaniem rola Kościoła wobec rodzin, w których pojawia się ten temat, jak Kościół może ich wspierać na co dzień?
Marzę o Kościele, w którym każdy czuje się bezpiecznie. Nawet jeżeli przynoszą ze sobą różne problemy, grzechy, nieregularne sytuacje, pokomplikowane życiorysy. Marzę o tym, żeby w każdej parafii w chwili, kiedy rodzice usłyszą od dziecka: „Mamo, Tato, jestem gejem, lesbijką, jestem bi, jestem trans”, będą mogli przyjść do wspólnoty Kościoła i powiedzieć: „jest nam ciężko, bo mamy taką informację i potrzebujemy wsparcia emocjonalnego, relacyjnego”. Tylko myślę, że za tym kryje się moje wielkie marzenie o zmianie mentalności: żebyśmy w Kościele umieli mieć czułe, wrażliwe serca – widzieć w drugim człowieka, nie ideologię. Dla mnie to jest opowieść o miłosiernym Samarytaninie, który wziął pobitego człowieka i najpierw się od niego zatroszczył. Zobaczył, gdzie jest rana i spotkał się z człowiekiem w jego potrzebie. Najbardziej pobożne warstwy społeczne Izraela szerokim łukiem omijały tę osobę, widząc w niej problem, potencjalną nieczystość, skalanie, a miłosierny Samarytanin przychodzi i po prostu bierze ją na swoje ramiona. W interpretacji Ojców Kościoła pierwszym Samarytaninem jest sam Chrystus – to On daje przykład, jak mamy postępować. Łatwo jest wszędzie widzieć grzech, trudniej spotkać się z cierpiącym człowiekiem – być może z człowiekiem, który się ze mną nie zgadza – i być przy nim dla niego samego. Nieważne, czy grzeszy, czy nie grzeszy, jest godny tego, żebym przy nim był, skoro rozpoznałem w nim swojego brata czy siostrę. Tylko pytanie, czy moje serce widzi lub chce zobaczyć w nim swojego brata lub siostrę?
Moje dziecko jest LGBT+ / Po pierwsze i najważniejsze: Kocham Cię… Rekolekcje dla rodziców dzieci homoseksualnych, biseksualnych i traspłciowych. Termin: 5-8.03.2026 Miejsce: Gorzędziej k. Tczewa https://gorzedziej.karmelicibosi.pl/zapisy/