Nasi przybysze

Żeby obcokrajowcy się integrowali, muszą mieć z kim.

Przez dwa lata mieszkali z nami w domu uchodźcy z Ukrainy. To był piękny czas, bardzo radosny, prawdziwy dar od Boga.

Część z naszych gości jakoś się urządziła w Polsce, ciężko pracują, żeby się utrzymać. Część wróciła do kraju – łatwo nie jest, ale trzymają się dzielnie. Najstarsza była babuszka – zmarła u nas w domu i została pochowana na pobliskim cmentarzu. Z wszystkimi (poza babuszką – choć z nią jakoś też) utrzymujemy kontakt. Są dla nas jak rodzina i uważamy ich za swoich przyjaciół.

Gdy teraz słyszę nieprzychylne głosy pod adresem przebywających w Polsce Ukraińców, widzę moich przyjaciół – i jakoś nie mogę uwierzyć, że akurat ja trafiłem na jedynych dobrych Ukraińców i innych takich już nie ma. Albo że takich jest bardzo niewielu, albo że nawet jeśli są, to nas nie lubią.

Jeden z moich fejsbukowych „znajomych” stwierdził niedawno, że teraz nie Ukraina broni nas przed Rosją, ale Rosja przed Ukrainą. Nie jest już na liście moich znajomych, ale zanim go zablokowałem, stwierdziłem, że całkiem sporo ludzi zdążyło pod jego wpisem dać lajki.

Niby wszyscy wiedzą, że rosyjskie służby są mistrzami świata w knuciu i szczuciu, ale wielu jakoś nie potrafi tego skojarzyć z tym antyukraińskim wzmożeniem, jakie teraz obserwujemy. Jaka w tym logika? Po pierwsze, Ukraińcy są prawdziwymi uchodźcami i należy im się pomoc. Po drugie, ich obecność w Polsce jest dla kraju najlepszą opcją, bo są pracowici i najbliżsi nam kulturowo. Po trzecie, jeśli nie oni, to inni, dużo bardziej niepewni. Innej opcji nie ma, bo Polacy nie chcą mieć potomstwa – i to jest prawdziwa przyczyna problemów migracyjnych. Gdyby społeczeństwo było wewnętrznie zdrowe, otwarte na płodność i kochające dzieci, nikt nie wznosiłby hasła „Polska dla Polaków”, bo po co, skoro to my byśmy napływali do innych, a nie oni do nas.

Jasne, regulacje są potrzebne. Nie musimy przybyszów w potrzebie traktować lepiej niż swoich, ale też i nie gorzej. Tym bardziej że oni również mogą być nasi – choć w tej kwestii dużo zależy od nas.


KRÓTKO:

Osłabianie małżeństwa

Koalicja rządowa wysmażyła projekt ustawy o związkach nieformalnych. Przewiduje ona zawieranie umowy u notariusza, na mocy której związki niebędące małżeństwami będą mogły korzystać z licznych przywilejów zarezerwowanych do tej pory dla małżeństw. „Kwestie prawa do mieszkania. Możliwości wzajemnych alimentów, wzajemnej dostępnej informacji medycznej, zwolnienia z podatków od spadków i darowizn, możliwość wspólnego rozliczania, ale także zwolnienia od podatku od czynności cywilno-prawnych. Gwarantuje rentę rodzinną, ale też dziedziczenie testamentowe, ubezpieczenie zdrowotne dla obu stron oraz urlop opiekuńczy” – wyliczała Katarzyna Kotula. Prezydent, odnosząc się do projektu, oświadczył: „Nic, co przypomina małżeństwo, nie zyska mojego poparcia”. W tym rzecz. Przywileje dla prowizorki to osłabianie tego, co solidne.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.