Richard Rohr, pisząc o Trójcy Świętej, sięga po metaforę tańca. I nawet jeśli nie jest ona najbardziej precyzyjna, to porusza serce.
Lubię czytać książki poświęcone Trójcy Świętej, a to, co sprawia mi w nich największą przyjemność, to obserwowanie, jak autor potyka się o język. Żeby było jasne – nie ma tu mowy o zawiści z mojej strony. Raczej utwierdzam się w przekonaniu, że aby tajemnica pozostała sobą, pozostaje mówienie nieskładne i nieprecyzyjne. Bardziej zatem przekonują mnie metafory niż aptekarski (dokładny i naukowy) język teologii. O Trójcy próbowano mówić na różne sposoby. Wskazywano na metafory słońca i promienia, na kształt liścia – i były to obrazy czytelne dla swoich epok. Dziś jednak mamy już inne tempo życia, odmiennie widzimy naszą codzienność. Dlatego na kartach „Boskiego tańca” Richard Rohr podsuwa jeszcze jedną metaforę – idziemy na parkiet. Być może dla wrażliwości naszych dynamicznych czasów, w których nieustannie się przemieszczamy, właśnie taniec jest najbardziej odpowiedni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł
Marcin Cielecki