Abp Przybylski dla GN: Rolą Kościoła jest scalić słowem Bożym popękanych ludzi

O swoim nawróceniu, życiu w Chrystusie i drodze z Częstochowy do Katowic mówi nowy arcybiskup metropolita katowicki Andrzej Przybylski.

ks. Adam Pawlaszczyk: „Potrzeba ludzi świętych, radykalnie świętych biskupów. Świat dziś potrzebuje świętych. Inną drogą nie zmienimy Kościoła”. Jaką drogę wybierze autor tych słów?

abp Andrzej Przybylski:
Czyli jak sobie wyobrazić świętego arcybiskupa katowickiego? Nie wiem, dla mnie świętość to jest po prostu dojrzałość. Chciałbym być i księdzem, i człowiekiem, i biskupem, który jest wewnętrznie scalony i nigdy nie zapomina o tym, że źródłem świętości – zarówno mojej, jak i każdego człowieka – jest świętość Pana Boga. Chodzi w tym o relację z Nim, bliskość, która powoduje, że świadectwo życia jest autentyczne. Do tej świętości będę dążył, rozumiejąc, że świętość to nie jest doskonałość. Nowy arcybiskup katowicki nie będzie doskonały. Za to będzie miał pragnienie dążenia do świętości, scalania siebie, wskazywania na Chrystusa, który jest jedyną receptą na świętość, jeśli tak można powiedzieć. Jeżeli ktoś pozna Chrystusa, to zrozumie Kościół. Ja przed nawróceniem nie miałem doświadczenia żywego Kościoła. Dopiero poznanie Chrystusa sprawiło, że go poznałem.

Czasem mówi Ksiądz Arcybiskup o Kościele, że welon na obliczu Oblubienicy bywa przybrudzony i dlatego młodym czasem trudno odkryć jej piękno, a i zaufać przy tym biskupowi…

Jestem przekonany, że Bóg, wiara, Kościół są… rewelacyjne. Naprawdę! Owszem, są przykryte welonem naszych słabości, grzechów, potknięć, zgorszeń. Ale pod tym welonem jest to, co najistotniejsze. Jednym z naszych najważniejszych zadań jest tak głosić Chrystusa, tak ukazywać twarz Kościoła, żeby tę rewelacyjność wydobyć na światło dzienne. Żeby pokazać, że nie welon jest najważniejszy. Dobrze by było, gdyby był przeźroczysty, wyprasowany i gładki, ale nigdy taki nie był i pewnie nigdy nie będzie. A tym, co jest święte, najważniejsze i właśnie rewelacyjne w Kościele, są słowo Boże i sakramenty. Trzeba to mówić młodym, którym świat pokazuje oblicze Kościoła skupione tylko na welonie, na tym, co ludzkie. Wszystkie ich pretensje i bóle – zresztą nie tylko ich, młodych – wobec Kościoła dotyczą ludzkich aspektów jego życia, a więc welonu. Jestem przekonany, że ukazywanie piękna Boga i Jego słowa jest jedyną skuteczną drogą do młodych ludzi.

„Jedno widziałem na pewno: że w tym moim króciutkim programie na biskupstwo musi być miejsce na imię Chrystusa” – to z czasów, gdy wybierał Ksiądz swoje biskupie motto. I dalej: „W tym świecie ładnie się mówi o wierze, ale jakby się unikało imienia Chrystusa, a ja chciałem bardzo mocno siebie zdefiniować”. Jaka jest definicja biskupa Przybylskiego?

Kiedy się zostaje biskupem, to nagle wszyscy cię pytają o dewizę. Ja miałem z tym kłopot, bo się nie spodziewałem, że będę biskupem. Byłem proboszczem. Jedno wiedziałem na pewno: muszę tę dewizę znaleźć w słowie Bożym. Po przeczytaniu wszystkich pism świętego Pawła już wiedziałem: In Christo. Mnie te dwa słowa jakby na nowo zachwyciły! Zazwyczaj szukamy jakichś dopełnień, komentarzy, dopowiedzeń. A tymczasem to, co najprostsze, jest też najważniejsze. Naprawdę to w Chrystusie jest moja wizja Kościoła, kapłaństwa, biskupstwa, program dla Kościoła, który jest i w Częstochowie, i w Katowicach, i w Polsce, i na świecie. To jest właściwy sposób patrzenia, rodzaj narracji o całej rzeczywistości. Jeśli się gubimy w mówieniu o Kościele, jeśli się w tym bardzo różnimy, to tylko dlatego, że niepotrzebnie szukamy innych wizji i punktów odniesienia. A dla nas – ludzi wierzących – światłem i wizją jest Jezus Chrystus. Wiele rzeczy w Kościele może nas niepokoić i nam się nie podobać. To oczywiste. Jeżeli jednak w tym Kościele i na ten Kościół patrzy się oczyma Chrystusa, nie można go nie pokochać.

Ponoć nawrócił się Ksiądz pod wpływem lektury książek Tomasza Mertona. „Nikt nie jest samotną wyspą” czy „Siedmiopiętrowa góra”?

Ta druga oczywiście. Ale towarzyszyły mi i inne literackie wizje – np. Dostojewski i „Bracia Karamazow”. Ten obrazoburczy tekst o wielkim inkwizytorze, ten sąd nad Jezusem – do dzisiaj mam ciarki, kiedy to czytam! Zawsze sobie zadaję przy tym pytanie, czy aby na pewno nas to dzisiaj nie dotyczy. To oczywiste, że czasem Pan Bóg posługuje się „niefajnymi” prorokami, żeby nam powiedzieć prawdę. Tamten od Dostojewskiego stwierdził, że wymyślamy Boga po swojemu, że szyjemy Go na własną miarę… To pytanie należy sobie często stawiać – i nie mówię tu o doktrynie, teologii, ale o naszych codziennych wyborach, o tym, co powszednie, co nas na co dzień określa jako ludzi Kościoła. Trzeba bardzo uważać, żeby Boga nie wymyślać po swojemu.

W tej samej powieści tłum krzyczy: „Daj nam jeść, a potem będziesz mógł się od nas domagać cnoty!”. Posługa charytatywna Kościoła prowadzi do wiary czy z niej wypływa?

I jedno, i drugie. Dla mnie istotna jest o tyle, że ja wyrastam z takiego właśnie doświadczenia. Opowiadam często, zwłaszcza kiedy młodzi mnie pytają, jak to było z moim powołaniem. Zanim odkryłem Boga, odkryłem świat ludzi słabych. Jako student pedagogiki, kiedy jeszcze nie miałem żywej wiary, a na pewno nie miałem pragnienia bycia księdzem, zaangażowany byłem w świat osób niepełnosprawnych, potrzebujących pomocy…

Pamiętam: „Niepełnosprawny był szczęśliwszy ode mnie, nie potrafiłem sobie z tym poradzić”.

Tak, właśnie tak. To doświadczenie było kropką nad i na mojej drodze nawrócenia. Wtedy jeszcze nie myślałem o powołaniu do kapłaństwa. Spotkałem wówczas człowieka, który – po ludzku sądząc – mógłby powiedzieć, że jest nieszczęśliwy, bo jest niepełnosprawny, ograniczony ruchowo, totalnie uzależniony od innych ludzi. Tymczasem ja zobaczyłem, że on jest… szczęśliwy! – Skąd to masz? – pytam, a on mi na to, że wierzy w Boga! To i ja zapragnąłem uwierzyć… Pewien priorytet Kościoła nadawany posłudze wobec ubogich i cierpiących nie jest tylko opcją – charytatywną, współczującą – choć to oczywiście jest bardzo ważne. Przede wszystkim jest on opcją ewangelizacyjną. W słabości i w doświadczeniu spotkania ze słabością ludzi, z ludzką biedą, z popękaniem człowiek doświadcza mocy Bożej. To dlatego ta posługa jest źródłowa i ważna dla Kościoła – ona tak naprawdę prowadzi człowieka do Boga.

„Popękanie” – często używa Ksiądz tego słowa…

Tak, zwłaszcza gdy mówię do młodzieży. Trzeba pamiętać o tym, że sytuacja młodych ludzi się zmieniła. Ja byłem duszpasterzem akademickim prawie 30 lat temu i mogę to świadomie porównać. Dzisiaj bardzo często przychodzi im budować siebie na popękanych fundamentach, nie z własnego wyboru, ale dlatego, że mają takie rodziny, w których się urodzili. Takie a nie inne relacje w domu, wartości, którymi żyje „ich” osadzony w internecie świat, coraz słabsze więzi międzyludzkie. Wiemy wszyscy doskonale, że mentalność młodych się zmieniła. I to musi w nas rezonować pytaniami: jak im towarzyszyć, jak iść wspólnie z nimi, jak ich przybliżać do Pana Boga, kiedy oni żyją w takiej rzeczywistości? Rozmawiam z księżmi o tym, iż musimy wyzbyć się takiego patrzenia na ludzi, zwłaszcza młodych, że z urodzenia są katolikami, że z automatu powinni wszystko wiedzieć i akceptować. I na serio widzę tu dla chrześcijaństwa szansę. Błędem jest zakładanie, że i wiara, i zasady moralne zostały w nich zaszczepione. Młodych trzeba do nich doprowadzić, ale właściwą drogą, której nie zanegują od razu – to dzięki nam mają spotkać Chrystusa.

Rozumiem, że wykształcenie pedagogiczne nowego arcybiskupa będzie miało wpływ na jego posługę?

Myślę, że tak, ale absolutnie nie dlatego, że miałbym się uważać za naukowca. Ja nim nie jestem, jestem duszpasterzem. Całe moje doświadczenie – dorobek, to, kim jestem i jak się rozwijałem – było skierowane ku ludziom. Było poszukiwaniem odpowiedzi na podstawowe pytanie, jak im pomóc scalać się wewnętrznie. Mam świadomość, że taka właśnie jest rola Chrystusowego Kościoła: scalić słowem Bożym popękanych ludzi. Pisałem o tym w jednym z tekstów – pomimo tego, że przychodzi nam budować na popękanych fundamentach, to właśnie my mamy moc nie od nas pochodzącą. Tych „pęknięć” jest dziś wiele, nie oszukujmy się; współczesne czasy rozbijają.

Wracając do pedagogiki… Krótkie pytanie, krótka odpowiedź: wychowanie bezstresowe czy wysoko podniesiona poprzeczka wobec podwładnych, wiernych, w ogóle innych ludzi?

Biblia.

Chciałem krótko, ale nie aż tak…

To proste – już jako ksiądz i jako wykładowca pedagogiki odkryłem, że najpiękniejszym i bardzo konkretnym podręcznikiem wychowania jest Pismo Święte. Nigdy wcześniej tak nie patrzyłem na słowo Boże, aż w końcu odkryłem złoty środek wychowawczy. Po pierwsze: Bóg jest bliski i miłosierny. Po drugie: czasem napomina i karci. Są w Nim olbrzymia czułość i przebaczenie, a jednocześnie wymagania i zdyscyplinowanie. Dla mnie naprawdę Pismo Święte jest najlepszym podręcznikiem wychowania. Ale ono nauczyło mnie też, że wychowywanie to zawsze towarzyszenie drugiemu człowiekowi. To nie jest narzucanie mu czegokolwiek, ale wydobywanie z niego tego wszystkiego, co Bóg w nim umieścił.

A ma Ksiądz poczucie humoru?

Pewnie! Bardzo lubię się śmiać. I opowiadać dowcipy, a i zbierać je również.

No to możemy sobie w końcu powiedzieć, że Częstochowie długo zeszło oddawanie długu Katowicom – aż sto lat?

(śmiech) Też tak sobie to wyobrażam. Niektórzy mówią, że historia kołem się toczy. A moja pierwsza myśl po otrzymaniu nominacji była taka, że obie diecezje – i częstochowska, i katowicka – obchodzą jubileusz. Czyli wracają do źródeł. Między innymi do tego pierwszego częstochowskiego biskupa, który przyszedł do nas z Katowic.

I od razu założył „Niedzielę”. A co nowy, „zwrócony” po stu latach arcybiskup założy?

Niczego nie chcę zakładać, przynajmniej nie od razu. Chcę kontynuować. Patrząc trochę z boku na katowicki Kościół, myślę, że to taka synteza tradycji i nowoczesności. Zdaję sobie sprawę, że wchodzę do niego w roku stulecia diecezji, wchodzę więc do Kościoła, który ma już swoją wrażliwość i swoje osiągnięcia. Muszę je poznać, wpisać w nie siebie. Tradycja ma to do siebie, że musi wydawać nowe latorośle, nowe pomysły i inicjatywy. Zapewne trzeba się poważnie zastanowić, co zrobić, żeby one jeszcze bardziej się rozwijały i wydawały nowe owoce – takie na miarę nowych wyzwań i czasów.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.