Mistycyzm władzy

Z Bogiem można odróżnić dobro od zła, bez Niego można to tylko pomieszać.

Choć od tzw. rekonstrukcji rządu minęło trochę czasu, wciąż tkwią mi w pamięci słowa premiera, który oznajmił, że to, co mamy u nas w polityce, to… walka dobra ze złem. Niedawno to samo powiedział też nowy minister sprawiedliwości Waldemar Żurek.

Ależ my mamy mistyków u władzy! Normalnie sędziowie sumień, smakosze owoców z drzewa poznania dobra i zła.

Coś to zalatuje manichejską wizją świata, w której zmagają się równorzędne siły dobra i zła. Manicheizm (w uproszczeniu) dobro kojarzył ze światłem i duchowością, a zło z ciemnością i materią.

Koncepcja pana premiera jest podobna, ale dużo prostsza – siły dobra to w praktyce jego obóz polityczny, a siły zła to polityczni przeciwnicy. To takie nieskomplikowane, jak u dziecka, które pyta: „Tato, mamo, on jest dobry czy zły?”. Wczesnym małolatom to przystoi, bo na tym etapie potrzebują prostych rozgraniczeń, kto jest cacy, a kto be. Gdy trochę podrosną, zaczną zauważać, że to jednak nie takie oczywiste, aż zrozumieją, że nikt nie jest ani całkiem cacy, ani zupełnie be, bo nikt nie jest bez winy, ale też nikt nie jest bez zalet. Aż wreszcie dotrze do nich, że ich osobiście również to dotyczy. Tak rodzi się w człowieku dojrzałość, dzięki której nabiera pokory i jest zdolny liczyć się nie tylko z własnym stanowiskiem.

To zawsze jest kłopot, gdy czyjaś dorosłość nie idzie w parze z dojrzałością, ale gdy ktoś taki rządzi krajem, to jego niedojrzałość staje się problemem państwa. Jeśli szef rządu stawia się w roli pana władnego oddzielać owce od kozłów, to nic dziwnego, że demokratyczne zwycięstwo „kozłów” tak go uraziło, iż zwycięzcy nawet nie pogratulował. Ze złem się przecież nie dyskutuje. Zamiast tego zafundował narodowi wojnę nerwów, napuszczając ludzi na siebie wzajemnie, firmując absurdalne teorie o sfałszowanych wyborach i – sądząc po rekonstrukcji – planując dalszą eskalację napięcia.

Chciałoby się powiedzieć, że to dziecinada, gdyby nie fakt, że niedojrzali dorośli mają w ręku niebezpieczne narzędzia.


KRÓTKO:

Kasy brak

Amerykański gigant aborcyjny Planned Parenthood oświadczył, że prawdopodobnie będzie musiał zamknąć nawet 200 placówek aborcyjnych, czyli 60 proc. wszystkich, które prowadzi. To konsekwencja obcięcia dofinansowań w ustawie budżetowej uchwalonej przez Kongres USA. Problemy finansowe uniemożliwiają tej organizacji otrzymywanie refundacji w ramach programów pomocy społecznej i opieki zdrowotnej. Od 25 lipca liczba zamkniętych placówek wzrosła do co najmniej 25, w 10 stanach. Zgłaszane są do zamknięcia kolejne.

„Jesteśmy załamani i oburzeni faktem, że musimy zamknąć pięć naszych ośrodków zdrowia i zakończyć trzy kluczowe usługi” – ubolewają przedstawiciele organizacji. No tak, bo około 40 proc. przychodów pochodziło ze środków publicznych. I tak interes się kurczy, bo zabijanie dzieci to nie żadna „misja”, tylko biznes.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.