„Bykowe” do kosza, ale… może coś w zamian?

Co jakiś czas wraca niczym bumerang temat naszej emerytalnej przyszłości. A właściwie – jej braku. Bo przecież od lat wiadomo, że system, który mamy, za kilkanaście lat może się zawalić jak domek z kart. Mało dzieci, mało pracujących, mało składek. Prosta logika wskazuje co dalej...

Ostatnio Sejm pochylił się nad petycją jednego z obywateli. Autor miał pomysł tyleż radykalny, co już dobrze znany z historii: każda osoba bezdzietna po trzydziestce miałaby płacić podwójną składkę emerytalną. A ci z jednym dzieckiem – półtorej. Od razu zaznaczmy, że z dodatkowych opłat można byłoby uniknąć przedstawiając medyczne potwierdzenie leczenia niepłodności. Pomysł odrzucono. Posłowie zresztą słusznie zauważyli, że to wszystko pachnie PRL-em i tzw. „bykowym”, czyli karą finansową za bycie singlem.

I dobrze, że „bykowe 2.0” trafiło do kosza. Zmuszanie kogokolwiek do rodzicielstwa to nie tylko absurd, ale i igranie z czymś bardzo osobistym. Tylko że, paradoksalnie, dzięki tej kontrowersyjnej petycji znów podniesiona została naprawdę ważna kwestia – o demografii i o tym, kto za parę lat będzie finansował nasze emerytury.

Bo system emerytalny to przecież nic innego jak umowa pokoleniowa. Dziś my płacimy na obecnych seniorów, jutro – nasze dzieci będą płacić na nas. Prosta zależność: mniej dzieci teraz, mniej pracujących później. A mniej pracujących to mniej składek. A mniej składek… No wiadomo co.

Zresztą, próby ratowania demografii już były. Były i są: 500+, teraz 800+, „Dobry start”, „Aktywny rodzic” i jeszcze pewnie kilka innych propozycji. I chociaż te programy – mówię z własnego doświadczenia – faktycznie pomogły w codziennym życiu rodzin, to na wskaźnik dzietności miały wpływ raczej niewielki.

Wydaje się, że może warto pomyśleć o czymś innym. Nie o karach za bezdzietność, tylko o realnym docenieniu tych, którzy dzieci mają i je wychowali. A może by tak związać wysokość emerytury z liczbą wychowanych dzieci? Takie rozwiązanie funkcjonuje we Francji (chociaż system jest bardziej skomplikowany). Zasada mogłaby być prosta: wychowałeś obywatela, który będzie pracował, płacił podatki i zasilał system? To niech ci się to po prostu opłaca.

Ktoś powie – ale przecież mamy „Mama 4+”! Otóż mamy. I co z tego? Program ten gwarantuje minimalną emeryturę kobietom (rzadziej mężczyznom) wychowującym czworo i więcej dzieci. Problem w tym, że jeśli taka mama i tak wypracowała sobie świadczenie wyższe niż te 1878,91 zł brutto, to… programu nie potrzebuje. A jak wypracowała mniej – to i tak dostaje tylko wyrównanie do powyższej kwoty. Nie jest to więc dodatek. A przecież logika podpowiada: wychowałeś przyszłych płatników składek – to należą ci się realne bonusy.

Oczywiście, kryzys demograficzny to zjawisko złożone. To nie tylko kwestia pieniędzy. To także styl życia, poczucie bezpieczeństwa, mieszkania, tempo życia, lęk o przyszłość. Ale przecież nie od razu da się rozwiązać wszystkie problemy. Można zacząć od prostego pytania: co zrobić, żeby ludziom naprawdę opłacało się mieć dzieci?

Nie – nie karać tych, którzy ich nie mają. Ale może nagradzać tych, którzy je mają? Prosto, uczciwie, z głową.

W końcu może emerytura też powinna być… rodzinna?

„Bykowe” do kosza, ale… może coś w zamian?   System emerytalny to przecież nic innego jak umowa pokoleniowa. Dziś my płacimy na obecnych seniorów, jutro – nasze dzieci będą płacić na nas. Henryk Przondziono /Foto Gość
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Karol Białkowski Karol Białkowski Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Z wykształcenia teolog o specjalności Katolicka Nauka Społeczna, absolwent Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Wieloletni prezenter i redaktor wrocławskiego Katolickiego Radia Rodzina, korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej, a od 2011 roku dziennikarz „Gościa”. Przez prawie 10 lat kierował wrocławską redakcją GN.