Zepsuty kompas

Półki z tabliczką „lektury szkolne” przyciągnęły mnie ostatnio w najpopularniejszej polskiej sieci księgarń, a to za sprawą serii, która wyglądała… podejrzanie cienko.

– Albo takie małe litery, albo jakiś specjalny rodzaj papieru – pomyślałem, biorąc do ręki pierwszy tom z brzegu. Zakładałem, że skoro nazwa brzmi „lektury”, to nie będzie to „streszczenie lektur”. I co do tego się nie pomyliłem. Owszem, każda z książek oprócz integralnego tekstu dzieła zawierała omówienia, streszczenia i przykłady testów ze znajomości treści. Specjalne oznaczenia akapitów naprowadzały na główne zagadnienia, dzieliły rozdziały na króciutkie fragmenty, zapewne łatwiejsze do przebrnięcia dla tych, którym czytanie długich passusów może sprawiać kłopoty. No cóż, jest to jakaś forma ingerencji redaktorskiej w dzieło, aczkolwiek nie naruszająca (zanadto) jego oryginalności – choć przecież gdyby autor uznał je za konieczne, umieściłby je tam sam. W miarę jednak pozytywnie rozczarowany już miałem opuścić strefę lektur, gdy postanowiłem zapoznać się z treścią noty okładkowej mającej zachęcić (młodego) czytelnika do sięgnięcia po dzieło nie tylko dlatego, że każą mu to robić nauczyciele. „Studium zbrodni. Fascynująca analiza duszy zbrodniarza, a przy tym znakomity kryminał, w którym inteligentnie prowadzone śledztwo zaciska pętlę wokół młodego Raskolnikowa. Wszystko to w mrocznej, niepokojącej atmosferze XIX-wiecznego Petersburga” – przyznają Państwo, że gdyby nie nazwisko młodego bohatera słynnej powieści Fiodora Dostojewskiego i gdyby nie nazwa słynnego miasta, to można by mieć wątpliwości… Powiało trochę marketingiem, zwłaszcza tanim, który ostatnimi laty największe szmiry lansuje na absolutne must read, ale w sumie… czemu nie? Pozostanie tylko jedno małe pytanie – cóż takiego się podziało z ludźmi, że do „wielkiej” (obiektywnie wartościowej – tak, wierzę, że taka istnieje!) literatury ich nie ciągnie pomimo tego, że – generalnie – czytać potrafią i nawet lubią? Czy może to kwestia wychowania do czytania? Pokazania pozytywnych stron, wykazania plusów, zachęty, inspiracji? Nie wiem tego, zapewne się nie dowiem, aczkolwiek w połowie wakacji z dużą satysfakcją stwierdzam, że niezwykle trafnie w bieżącym numerze sytuację w naszym systemie edukacyjnym podsumowuje Piotr Legutko („Edukacja pozorowana” – s. 18). Tytuł bardzo na miejscu. I bardzo wymowny. I bardzo na czasie, gdyż – jak wykazuje autor – „polityka w zakresie edukacji i oświaty, która do tej pory pozostawała w gestii rządów państw członkowskich UE, ma stać się częścią polityki unijnej”. A to już nie najlepiej jej wróży, że kąśliwie dodam. Egzaminy – jego zdaniem – są coraz łatwiejsze, bo poziom edukacji jest coraz niższy, a autorzy egzaminu z języka polskiego robią, co mogą, żeby utrzymać średnią (zdawalności) powyżej 60 proc. – rezygnują na przykład z obowiązku napisania rozprawki, czyli formy trudniejszej niż przemówienie czy opowiadanie: „Rozprawka wymaga umiejętności samodzielnego myślenia i argumentowania, jest z pewnością bardziej praktyczną formą posługiwania się językiem polskim niż seria testów sprawdzających umiejętność właściwego używania związków frazeologicznych i znajomość interpunkcji (co zresztą wypadło najgorzej). Odejście od dłuższych wypowiedzi pisemnych, redukowanie zasobu słownictwa, jakim mają posługiwać się uczniowie, nie jest incydentem, lecz regułą, podobnie jak zastępowanie całych lektur jedynie wybranymi fragmentami. Arkusze egzaminacyjne w pigułce pokazują, jak wygląda nauczanie języka polskiego – i to jest prawdziwy powód do niepokoju”. Nie wiem, jakie wspomnienia łączą szanownych naszych Czytelników z nauczaniem ojczystego języka w czasach, gdy chodzili do szkoły, wiem natomiast, że nie chodzi o błahostkę. I całkiem słusznie nasz publicysta kończy swój tekst ponurym wnioskiem à propos nazwy tej wielkiej reformy, którą fundują rządzący współczesnej polskiej szkole – Kompas Jutra: „na razie wszystko wskazuje na to, że ów kompas nie wskazuje właściwego kierunku”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.