Polityczny koniec Donalda Tuska jest bliski. Potwierdzają to trzy prawidła, ułatwiające przewidywanie przyszłości

Przekonanie o tym, że rząd Tuska niczym Titanic prze ku zderzeniu z górą lodową, jest coraz powszechniejsze, i to nie tylko u przeciwników polskiego premiera, ale co gorsze dla niego – także wśród jego zwolenników i koalicyjnych partnerów.

Zbliżające się wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel, jak i wakacyjne czytania liturgiczne, co roku przywodzą mi na myśl starotestamentalnych proroków. Postać proroka jest mi jakoś szczególnie bliska ze względu na wykonywaną pracę. W końcu podobnie jak od proroków, także od analityków życia społecznego, gospodarczego i politycznego ludzie oczekują przewidywania przyszłości.

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że na tle proroków Starego Testamentu wypadamy nad wyraz blado. Prognozowanie jest bowiem zadaniem niezwykle trudnym, choćby dlatego, że rzeczywistość, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, jest szalenie dynamiczna. W efekcie częściej się w naszych przewidywaniach mylimy i jedyne, co nam pozostaje, to z tych błędów się później tłumaczyć. Dobrego analityka można zatem poznać nie po tym, że trafia z prognozami, co raczej po tym, że umie wyjaśnić, dlaczego się pomylił. To wbrew pozorom też wcale takie proste nie jest.

Istnieją jednak pewne prawidła, które czasem ułatwiają przewidywanie przyszłych zdarzeń. Chciałbym zwrócić uwagę na trzy z nich, w mniejszym lub większym stopniu ze sobą powiązanych. Pierwszym prawidłem jest tzw. zależność od ścieżki. Zjawiska społeczne są często zdeterminowane różnymi uwarunkowaniami strukturalnymi. Można to porównać do wytyczania szlaku wielkiego tankowca na oceanie – bardzo trudno dokonać mu w krótkim czasie poważnego zwrotu. W nieco uproszczonej formie można powiedzieć, że rzeczy dzieją się tak, jak się dzieją, bo dzieją się tak od dłuższego czasu.

Drugą wskazówką ułatwiającą prognozowanie jest tzw. prawo serii. Co prawda może się ono wydawać intuicyjnie sprzeczne z potocznym rozumieniem statystyki i prawdopodobieństwa, ale wielu z nas doświadczyło czegoś, co można z takim prawem utożsamić. Jedni otrzymali błogosławieństwo w postaci np. czterech synów albo pięciu córek pod rząd, inni mają więcej pecha i zaliczają serię chorób czy wypadków. Nie ma dobrego wyjaśnienia, dlaczego jeden napastnik może być „w gazie” i co mecz zaliczać hat -tricka, by później wpaść w strzelecką niemoc. Oczywiście gdzieś w tle znajdziemy racjonalne uzasadnienia (odpowiednio kwestie genetyczne, szkodliwy styl życia, forma sportowa), ale na pierwszy rzut oka to właśnie prawo serii jest tym, które pomaga nam prognozować przyszłość.

Wreszcie trzecią zasadą, którą jest chyba najlepszym przyjacielem wszystkich analityków parających się przepowiadaniem przyszłości, jest tzw. prawo samospełniającej się przepowiedni. Tu na szczęście mamy już całkiem solidne podstawy naukowe czy to na gruncie socjologii, czy to na gruncie ekonomii, które wyjaśniają, dlaczego ten mechanizm zachodzi. W uproszczeniu, jeśli wszyscy aktorzy lub gracze zaczynają obstawiać konkretny scenariusz rozwoju wypadków i dopasowywać się do niego, scenariusz ten zwyczajnie zaczyna się materializować. W ekonomii zjawisko może przybierać choćby formę tzw. runu na banki, kiedy ludzie niepewni o los swoich pieniędzy masowo wyciągają je z banków, tym samym faktycznie doprowadzając do kryzysu płynności instytucji finansowych.

Mimo fatalnych notowań rządu, jeszcze wczesną wiosną tego roku byłem przekonany, że premier Donald Tusk rozegra sytuację, doprowadzi PO do zwycięstwa w wyborach prezydenckich i spokojnie dotrwa do wyborów parlamentarnych przewidzianych na jesień 2027 roku. Od tego czasu jednak wiele się zmieniło. Co prawda lada moment mamy dostać w wakacyjnym prezencie rekonstrukcję rządu, która w zamyśle premiera ma stanowić ucieczkę do przodu od kłopotów, chyba już mało kto wierzy, że ten zabieg się powiedzie. Wygrana Karola Nawrockiego potwierdziła prawo serii – czegokolwiek Platforma Obywatelska by nie robiła (a kampania Trzaskowskiego wcale nie była taka zła, jak wielu dziś twierdzi), i tak po raz kolejny przegrała z kandydatem, którego Jarosław Kaczyński wyciągnął niemal z kapelusza. Na innych frontach nie jest specjalnie lepiej – jeśli można się o coś potknąć lub na czymś wyłożyć, można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że tak się właśnie stanie. Słupek, poprzeczka, nierówność boiska – piłka po prostu nie chcę wpaść do siatki.

Przekonanie o tym, że rząd Tuska niczym Titanic prze ku zderzeniu z górą lodową, jest coraz powszechniejsze, i to nie tylko u przeciwników polskiego premiera, ale co gorsze dla niego – także wśród jego zwolenników i koalicyjnych partnerów. Można odnieść wrażenie, że każdy, kto tylko ma taką możliwość, zaczyna się rozglądać za jakąś szalupą ratunkową. Jednocześnie nikt nowy, z politycznym potencjałem, niespecjalnie chce wchodzić na pokład. Wydarzenia, które zwykle idą swoim torem, zaczynają przyśpieszać. Na horyzoncie nie widać alternatywy wobec zderzenia. Uroczysta inauguracja kadencji Prezydenta-elekta, która odbędzie się 6 sierpnia, jawi się jako moment, kiedy spirala zjawisk jeszcze bardziej się zdynamizuje.

Nie znam przyszłości. Mam jednak, Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku, coraz bardziej przemożne wrażenie, że Donald Tusk przekroczył już moment, który Anglosasi określają mianem point of no return. Pytanie, czy sam premier widzi, że zbliża się koniec.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Kędzierski Marcin Kędzierski Adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członek Polskiej Sieci Ekonomii, współzałożyciel Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Prywatnie mąż i ojciec sześciorga dzieci.