Gdy Justyna Segiec śpiewała o tym, że Bóg wyrywał ją z ciemności, doskonale wiedziała, o czym mówi. Odeszła dziś w nocy.
Pamiętam ją z osiedla. Słuchaliśmy podobnej muzy. Weszła w muzyczną subkulturę tak mocno, że z wypisaną na twarzy dewizą „Grunt to bunt!” totalnie wsiąkła w uzależnienie od narkotyków. Wydawało się, że jest na równi pochyłej, gdy - jak sama opowiadała - spotkała żywego Boga, który podał jej rękę.
Zdecydowała się o Nim śpiewać. Nie wstydziła się tego, nie było to dla niej obciachem, choć część środowiska ze zdumieniem pukała się w czoło: „Sega odleciała!”.
Szła do przodu nie przejmując się opiniami innych. Przecierała szlaki. Była jak lodołamacz, w czasie, gdy nie znano jeszcze pojęcia „getta muzyki chrześcijańskiej”. Miała pełen ognia temperament, genialny, bluesowy zachrypnięty głos i niebawem stała się gwiazdą festiwali organizowanych przez chrześcijan nad Wisłą. Nawet w znaczeniu dosłownym – pamiętam jak swym show porwała publiczność ustrońskiego „Gaude Fest”.
Zobacz też:
Przegadaliśmy wiele godzin. Często się widywaliśmy, bo przez pewien czas formowaliśmy się we Wspólnocie Dobrego Pasterza, która przyjmowała osoby uzależnione i takie, którym posypało się życie. Justyna wnosiła dużo światła. Była żywym dowodem na to, że jest wyjście z tych wszystkich zagmatwanych, połamanych historii.
Jej piosenki „trafiły pod strzechy”. Śpiewano je na ogniskach, oazach i spotkaniach modlitewnych. „Nie czuję się gwiazdą, a to, że wypłynęłam na muzyce chrześcijańskiej, jest tylko konsekwencją tego, że gdy oddałam życie Jezusowi, równocześnie zaczęłam śpiewać piosenki dla Niego - opowiadała mi w 1998 roku - Nie wiedziałam wówczas totalnie, co się stanie, w jakim kierunku to wszystko pójdzie, czy cokolwiek z tego wyjdzie. Mam takie doświadczenie, że im bardziej jestem wkurzona, tym koncert jest lepszy. Pod jednym warunkiem - że oddam to wszystko Jezusowi. To nie jest slogan, choć wszyscy o tym mówią... Im gorzej, tym lepiej. Gdy wychodzę na scenę, to nawet się cieszę, że mam trochę gorszy dzień, bo wiem, że Jezus wykorzysta moją słabość i bezradność, posłuży się muzyką. Jestem zbyt słaba, by żyć bez Jezusa”.
Justyna Segiec & Sega Band - Miłość Nad GóramiZapamiętam ją uśmiechniętą. Ta dziewczyna miała do siebie ogromny zdrowy dystans. „Podobno Sting, będąc na koncercie w katowickim Spodku, dorwał w jakiś sposób wasze nagrania i zaprosił cię do udziału w swej najnowszej płycie – zapytałem ja przeprowadzając wywiad do magazynu RUaH, a ona bez mrugnięcia okiem odparowała: „Już o tym wiesz? Faktycznie, widziałam się ze Stingiem przed miesiącem i zaprosił mnie do nagrania wszystkich chórków na nowej płycie i zaśpiewania w duecie piosenki «Szła dzieweczka do laseczka» w wersji angielsko - polskiej. Wiem, że był po wrażeniem mojego głosu. Może spodobało mu się połączenie białego soulu z polskim akcentem? Będąc w Polsce, usłyszał piosenkę «Szła dzieweczka do laseczka» w wykonaniu zespołu ludowego Śląsk, a gdy w domu wysłuchał moich nagrań, stwierdził podobno, że nikt nie zaśpiewa tego lepiej”.
Justyna! Odpoczywaj w pokoju!
Marcin Jakimowicz
Urodził się w 1971 roku. W Dzień Dziecka. Skończył prawo na Uniwersytecie Śląskim. Od 2004 roku jest dziennikarzem „Gościa Niedzielnego”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – poruszające wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem „Dzikim”. Wywiady ze znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznawali się do wiary w Boga stały się rychło bestsellerem. Od tamtej pory wydał jeszcze kilkanaście innych książek o tematyce religijnej, m.in. zbiory wywiadów „Wyjście awaryjne” i „Ciemno, czyli jasno”.