Nowy numer 20/2024 Archiwum

Zagadka uszkodzenia dowodu smoleńskiego

Przekazany rodzinie dowód osobisty wiceministra kultury Tomasza Merty, który zginął w katastrofie smoleńskiej, nosi ślady nadpalenia. Tymczasem na znajdujących się w aktach prokuratorskich zdjęciach z oględzin wykonanych przez Rosjan, jest on w stanie idealnym, bez śladów nadpalenia. Jak to się stało, że dokument ten został nadpalony? Kto to zrobił i dlaczego? Jak się nieoficjalnie dowiedział serwis gosc.pl, w sprawie zniszczenia dowodu zostało już wszczęte osobne śledztwo prokuratorskie.

Lekko nadpalony dowód osobisty Tomasza Merty został przekazany jego żonie stosunkowo niedługo po katastrofie. Wraz z nim w ośrodku w Mińsku Mazowieckim rodzinie zmarłego przekazano także jego paszport dyplomatyczny i obrazek Jezusa Miłosiernego. (patrz zdjęcia obok). Dokumenty śmierdziały jeszcze paliwem lotniczym. Tymczasem parę tygodni temu żona ministra Magdalena Merta zobaczyła w aktach śledztwa smoleńskiego zdjęcie dowodu osobistego jej męża bez śladów nadpalenia. - Takich niezgodności jest więcej - mówi kobieta. Wchodzi w to także kwestia tożsamości pochowanego przez nią ciała. - Ekshumacja? Chciałabym unikać tego słowa. To ostateczność. Trzeba poczekać, co ustali prokuratura - mówi Magdalena Merta.

Zgodnie z zapisem Kodeksu karnego "kto niszczy, uszkadza, czyni bezużytecznym, ukrywa lub usuwa dokument, którym nie ma prawa wyłącznie rozporządzać, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch". Zagadka uszkodzenia dowodu smoleńskiego  

Według szefa parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Antoniego Macierewicza (PiS), informacje przedstawione przez Magdalenę Mertę to przykład "jeszcze jedno świadectwa fałszowania dokumentacji związanej z poległymi w Smoleńsku". Jak mówił na posiedzeniu zespołu, ta sprawa "wpisuje się w szerszy kontekst w ogóle matactw popełnionych na pewno przez Rosjan".

Merta tłumaczyła, że w dokumentach dotyczących jej męża, które Rosjanie przesłali "z opóźnieniem z góra rocznym, znajdują się rzeczy świadczące o tym, że te przedmioty zostały wyprodukowane czy też po prostu sfałszowane". "I w moim przekonaniu podłożone mojemu mężowi" - dodała. Wdowa podkreśliła, że w maju ub. roku w Mińsku Mazowieckim Żandarmeria Wojskowa oddała jej zestaw rzeczy odnalezionych, jak powiedziano, przy ciele jej męża.

"Natomiast miesiąc temu, mniej więcej w lipcu w każdym razie tego roku, przedstawiono mi zestaw przedmiotów i dokumentów, po których identyfikowano mojego męża, zestaw, który jest dokładnie rozbieżny z tym, co otrzymałam w Mińsku" - oświadczyła. Jak mówiła, to "są po prostu inne rzeczy, o których nie ma słowa w protokole odnalezienia zwłok czy późniejszego przeszukania".

"Jedynym punktem wspólnym w obu zbiorach przedmiotów jest dowód osobisty, co do którego ja się upieram, że nie jest tym samym dowodem. Że jeden jest rzeczywiście przedmiotem, który był przy moim mężu, a drugi jest przedmiotem, który preparowano po to, by komuś przypisać tę tożsamość" - powiedziała na konferencji prasowej w Sejmie.

Na późniejszym posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Merta tłumaczyła, że dowód osobisty jej męża "istnieje w dwóch wersjach". "Jednej - zniszczonej i najprawdopodobniej rzeczywiście odnalezionej na miejscu katastrofy, którą oddano mi rok temu w Mińsku i w drugiej wersji dziewiczo czystej, którą dysponują Rosjanie, a przynajmniej dysponują zdjęciami, bo nikt nam tego dokumentu nie pokazywał, tylko w aktach jest zdjęcie tego dowodu" - zaznaczyła.

Tomasz Merta był historykiem myśli politycznej, publicystą, ekspertem od spraw edukacji; od 2005 roku pełnił funkcję wiceministra kultury oraz generalnego konserwatora zabytków.

Już wcześniej pojawiły się inne wątpliwości związane z dokumentacją sądowo-medyczną ofiar sporządzoną po katastrofie Tu-154M.

W poniedziałek w ramach śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej przeprowadzono ekshumację zwłok innej ofiary tej katastrofy Zbigniewa Wassermanna. Jak poinformowała prokuratura podstawą działania śledczych były "wątpliwości dotyczące stwierdzeń zawartych w dokumentacji sądowo-lekarskiej badania zwłok zmarłego, otrzymanej z Rosji, a nie wątpliwości co do tożsamości zwłok". Wcześniej córka zmarłego - Małgorzata Wassermann wiele razy mówiła, że dokumentacja, która przyszła z Rosji, nie zawiera prawdziwych danych, bo w protokole sekcyjnym pominięto fakt przejścia przez jej ojca poważnej operacji.

Badania w tej sprawie przeprowadza obecnie Zakład Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Jak informowała Małgorzata Wassermann ponowny pochówek jej ojca ma nastąpić 1 września.

Prokuratura wojskowa nie dysponuje jeszcze jednak całością dokumentacji sądowo-medycznej ofiar tragedii. Na początku sierpnia naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski mówił PAP, że prokuratura czeka na ważną przesyłkę z Moskwy - sześć tomów akt śledztwa, które mają zawierać ostatnią partię dokumentów dotyczących sekcji zwłok ofiar katastrofy.

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama