Kiedy po raz pierwszy czytałem „Światło obrazu. Uwagi o fotografii” Rolanda Barthesa, nie przypuszczałem nawet, jak bardzo jego przestrogi odcisną piętno na moim życiu.
Ten klasyk współczesnej francuskiej humanistyki po śmierci matki zaczął pisać książkę o fotografii, chcąc w zdjęciach zmarłej odnaleźć ją niejako „na nowo”. Przyznam, że powtórna lektura trochę bardziej osadziła mnie w temacie, mianowicie w tym, jak fotografowany może zostać i zostaje przedmiotowo potraktowany przez fotografującego, tym bardziej że kierowałem już wówczas redakcją i doświadczałem na własnej skórze tego, co dzieje się (i jest absolutnie nie do pogodzenia z etyką zawodu) we współczesnych mediach. Zwłaszcza tych elektronicznych.
„Zdaje się, że po łacinie »fotografia« nazywałaby się »imago lucis opera expressa«, to znaczy obraz »wywołany«, »wy-jęty«, »wyrażony«, »wyciśnięty« (jak sok z cytryny) przez działanie światła” – napisał Barthes. Niech Państwa nie zwiodą te z pozoru filozoficzne dywagacje, kojarzące się raczej z poszukiwaniem metafory na siłę niż z realną oceną rzeczywistości. W świecie, w którym człowieka fotografowanego traktuje się jak przynętę (na przykład w celu poprawienia wizerunku tych, którzy się z nim fotografują), słowo „wyciskać” jest jak najbardziej adekwatne. Niektórym wydaje się – i to jest temat tego numeru „Gościa” – że wejście do schroniska dla bezdomnych z fotoreporterami, ustawienie się do zdjęcia z leczonym paliatywnie dzieckiem albo kiwanie w stronę obiektywu w momencie, gdy żebraczka otrzymuje od nich jałmużnę przysporzy im chwały. Wyborców zazwyczaj przysparza, chwały na krótko zapewne też, co nie zmienia faktu, że wykorzystuje się w ten sposób drugiego człowieka i jego biedę. Nigdy nie zapomnę wspomnień redakcyjnego kolegi z Haiti po kataklizmie: pojechał tam z jednym z dziennikarzy, ale robienie zdjęć pokazujących ten ogrom cierpienia przysparzało mu mnóstwo trudności. Wspominał o zgrozie, którą poczuł, gdy fotografując matkę z dzieckiem umierającym jej w ramionach, dostrzegł nienawiść w jej wzroku skierowanym na siebie. To jasne: są takie zdjęcia, których nie należy publikować, są i takie, których nawet nie należy robić, a jednak w epoce bezwstydu i bezduszności wielu o tym zapomina.
„Przedwyborcza wycieczka jednej z posłanek do hospicjum i robienie sobie zdjęć z pensjonariuszem, a potem wrzucanie ich, gdzie się da, wywołała zrozumiały sprzeciw” – napisała Agata Puścikowska („Ochronić człowieka prostego” – s. 18), dodając: „Zareagowali ludzie, niezależnie od politycznych opcji, dla których zachowanie posłanki nie licowało z dobrem fotografowanego człowieka, a było zorientowane na interes polityczny. Ta sytuacja, rodzaj uprzedmiotowienia w świetle reflektorów, powinna jednak prowokować do szerszej dyskusji (…). Jak nie przekroczyć (zacierającej się) granicy dobrego smaku i prawa?”.
No właśnie… Bardziej niż o prawo chodzi tu chyba o poczucie przyzwoitości. Zdarzało mi się już cytować Zbigniewa Herberta i jego słowa: „Tak więc estetyka może być pomocna w życiu”. Napisał je w wierszu dedykowanym profesor Izydorze Dąmbskiej. Przypomnę tylko na marginesie, że ta polska filozof miała „nie po drodze” z komunistycznymi władzami, bo w publicznych wypowiedziach twierdziła, że filozofia powinna być wytworem niezależnego dążenia umysłu ludzkiego do prawdy i że nie można jej uprawiać na gruncie jakiejkolwiek ideologii nakazanej odgórnie. Zapewne o jej niezłomną postawę chodziło, gdy cytowaną „Potęgę smaku” Herbert rozpoczynał od słów: „To wcale nie wymagało wielkiego charakteru/ mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi/ lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku/ Tak smaku”.
Komuna słusznie minęła, a ideologie nie odpuszczają, rodząc kolejne swoje dzieci. Nie ulega wątpliwości, że w walce o poszanowanie godności człowieka, zwłaszcza słabszego, można dostać po głowie zwłaszcza od tych, którzy na jego słabości zbijają kapitał. Ale nie wolno jej zaprzestać. O ile ma się choć odrobinę przyzwoitości.
ks. Adam Pawlaszczyk
Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.