Ogień, który płonie

Nie będę przysięgał, że ta historia wydarzyła się naprawdę, ale choć zdaje się nieprawdopodobna – zdarzyła się.

Było to w sobotni poranek na jednym z katowickich przystanków tramwajowych. Unosił się nad nim smród rozlanego piwa, którego amator chwiejnie (naprawdę chwiejnie!) siedział z prawie pustą już butelką na ławeczce, obok starszej, schludnej pani. W pewnym momencie wyciągnął w jej kierunku… pięść i prawie przyłożył ją do jej twarzy. Musiałem mocno wysilić wzrok, żeby zobaczyć, co się właściwie stało, bo kobieta wcale się nie wystraszyła, wręcz przeciwnie! – O, jaki piękny! – wykrzyknęła (okazało się, że pięść ubranego w dres mężczyzny owinięta była… różańcem). Mocno chwiejnie siedzący obok niej rozluźnił pięść i podał różaniec staruszce. – Z Jerozolimy, pan mówi? To był pan w Jerozolimie? – Głowa w kapturze potaknęła. – Naprawdę piękny, mam dwa takie – ciągnęła kobieta – jeden po zmarłym mężu, a drugi od brata, księdza! I modlę się na różańcu codziennie.

Dialog ożywił się, kobieta opowiedziała historię swojego męża po tym, jak mężczyzna bardzo ją przeprosił „za to rozlane piwo”, dodała opis stanu swoich nóg, z powodu którego ma kłopoty z chodzeniem i usiadła na tej ławce, bo wcale nie czeka na tramwaj. A że ten właśnie nadjeżdżał, musieli się pożegnać. Uśmiechnięta i szczęśliwa podziękowała za rozmowę, twierdząc, że to pięknie, że się spotkali, zwłaszcza z powodu tych różańców, co to oboje mają takie same, a ten na koniec rzucił: „No widzi pani, swój swojego zawsze pozna!”.

Bardzo mi ta historia poprawiła nastrój. Zwłaszcza to „swój swojego”. Nie łączyło ich właściwie nic – przypomnę: ona – zadbana, schludna, starsza pani, on – nietrzeźwy, rozlewający piwo, w dresie, z opuchniętą od nadmiaru alkoholu twarzą. Swój – swojego… Przyszło mi do głowy, że gdyby tak wszyscy na świecie, albo w Polsce przynajmniej, potrafili się traktować… byłoby nam wszystkim lepiej. O wiele lepiej. Przecież ta starsza pani mogła zaczepiającego ją nietrzeźwego mężczyznę ofuknąć, skrzywić się z powodu nieprzyjemnego zapachu, odsunąć się, przejść na drugą stronę. Nie zrobiła tego. Opisałem tych dwoje ludzi, bo zdawało się, że wszystko ich dzieli, łącznie ze statusem życiowym, a połączyło jedno: posiadanie różańca. I brak uprzedzeń – za tę swoją reakcję pani powinna zebrać brawa (przede wszystkim za to, że się nie przestraszyła). Wiara naprawdę może łączyć, zwłaszcza tych, którzy się w życiu pogubili, z tymi, którzy mogliby dać im choć wątłe światło nadziei.

Światło kojarzy się z ogniem bezsprzecznie, to on był pierwszym jego źródłem w czasach, gdy człowiek dopiero odkrywał otaczający go świat i uczył się przekraczać naturalne bariery. W bieżącym numerze o tymże ogniu z racji uroczystości Zesłania Ducha Świętego pisze Franciszek Kucharczak (s. 18). Polecam zwłaszcza wątki o świętym Filipie Nerim, który otrzymał dar stygmatu Ducha Świętego i w którego piersi ten duchowy ogień płonął przez całe życie. Pojawiają się w tej historii i św. Franciszek, i jego duchowy syn – ojciec Pio, i karmelitańscy święci… można by chyba zaryzykować stwierdzenie, że cała historia Kościoła w jakiś tajemniczy sposób znamieniem ognia była naznaczona. Nie przez przypadek, tak się to przecież wszystko zaczęło: „Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym” (Dz 2,1-4). No cóż… na koniec okresu wielkanocnego pozostaje mi życzyć Państwu wiele wewnętrznego ognia. Takiego spalającego to, co złe. I przywracającego nadzieję, że dla każdego bliźniego można w sercu znaleźć miejsce.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.