Przed każdym podpaleniem Rzymu podkładano ogień pod ludzkie emocje.
Był wczesny poranek 6 maja 1527 roku. Ledwie kilka lat wcześniej Marcin Luter zerwał z Kościołem, rozpoczynając jeden z największych rozłamów w dziejach chrześcijaństwa. Papież Klemens VII nie miał jednak tego poranka głowy do rozmyślań nad teologią zaproponowaną przez zbuntowanego augustianina, bo wojska Karola Burbona, cesarskiego sojusznika, właśnie zaczęły szturm na Rzym. 25 tysięcy wściekłych i żądnych bogactwa najemników było zdeterminowanych, by z tej wojny nie wrócić z pustymi rękami, bo wypłacony im żołd nie odpowiadał ich oczekiwaniom.
Sytuacja Klemensa była fatalna. Jego osobista gwardia, złożona z kilkuset szwajcarskich najemników, nie mogła zapobiec kapitulacji miasta; większość zawodowych żołnierzy, jakimi dysponował papież, została zwolniona ze służby ze względu na oszczędności. Prócz wspomnianych Szwajcarów miasta broniło kilka tysięcy ochotników i niewielkie oddziały artyleryjskie. Rzym nie miał szans.
Miasto padło w ciągu kilku godzin. W czasie ataku zginął Karol Burbon i wobec braku przywództwa sytuacja wymknęła się spod kontroli. Najeźdźcy szybko zdobyli Rzym, wycinając w pień niemal całą papieską gwardię. Nieliczni, którzy przeżyli, ewakuowali papieża tajnymi tunelami do Zamku Anioła, gdzie Klemens przetrwał oblężenie, obserwując, jak na jego oczach dokonuje się krwawa i dzika rzeź Wiecznego Miasta. Na ulicach rozpętało się prawdziwe piekło. Istna barbaria, mordy na niewinnych, również kobietach i dzieciach, publiczne poniżanie przed śmiercią duchownych. Niemieccy landsknechci plądrowali kamienice i kościoły, kradli relikwie – jak choćby złoty krzyż Konstantyna. Szczególnie bestialstwo spotkało siostry zakonne, które przed śmiercią publicznie gwałcono. Bezczeszczono Najświętszy Sakrament, organizowano karykaturalne procesje, w których przebierano w liturgiczne szaty nawet zwierzęta. Święte Miasto zostało spustoszone, a szczególną zajadłością wykazywali się najemni, protestanccy żołnierze niemieccy. Ich wściekłość miała podłoże podwójne. Z jednej strony była to zwykła żądza łupów. Z drugiej jednak dla wielu z nich upokorzenie papieskiej stolicy miało być symbolicznym aktem Bożej sprawiedliwości wymierzonej zepsutemu papiestwu. Reformacja, której początek dały częściowo słuszne postulaty teologiczne, przerodziła się – dosłownie – w brutalną wojnę na śmierć i życie.
Zwykle w takich sytuacjach przyczyny są złożone i nie leżą tylko po jednej stronie barykady. Sacco di Roma, czyli spustoszenie Rzymu, pokazało, jak bardzo może wymknąć się spod kontroli sytuacja, gdy porzuca się perspektywę, w której po drugiej stronie ideowego sporu znajduje się człowiek. Kropla za kroplą drążona jest skała odczłowieczenia oponenta, z którym na początku po prostu się nie zgadzamy, ale nagle niezgoda przeradza się w gniew. Gdy czara goryczy zostaje przelana i fala nienawiści wymyka się spod kontroli, każda ze stron najczęściej w tej drugiej widzi winnego tragedii. Tak było w przypadku wszystkich krwawych rewolucji. Tymczasem rzeczywistość potrafi być banalna – niezdolność do wzajemnego zrozumienia rodzi poczucie bezsilności, bezsilność frustrację, a gdy doświadczenie to dotyczy tłumów, od frustracji już tylko krok, by jakiś ambitny i sprawny socjotechnicznie fan makiawelistycznych metod postanowił przekuć ją na nienawiść, będącą paliwem do realizacji własnych, a nie społecznych czy metafizycznych celów. Bo nic tak nie jednoczy jak wspólny, odczłowieczony wróg.
Dziejowa powtarzalność rewolucyjnego mechanizmu może pozwolić nam uniknąć pewnych błędów. Nie nakręcajmy się więc agresywnymi wezwaniami proroków współczesnego świata, pamiętając, że to pogarda jest nawozem, na którym rosną radykalizmy. Bo każde podpalenie świata zaczyna się od podłożenia ognia pod emocje zwykłych ludzi.
Wojciech Teister
Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.