Święty Paweł nawołuje nas: „Nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości oraz trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego (…), lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii mocą Bożą!” (2Tm 1,7-8).
Święty Paweł nawołuje nas: „Nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości oraz trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego (…), lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii mocą Bożą!” (2Tm 1,7-8). Takiej mocy z wysoka nakazał Jezus swoim uczniom oczekiwać, zanim wyruszą w świat, by głosić „nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom”. Dlatego mieli „pozostać w mieście”, czyli na bezpiecznym łonie Kościoła, czekając na zesłanie „obietnicy Ojca”. Są to dwa najbardziej wiarygodne wizerunki Kościoła w naszych czasach: Kościoła ewangelizującego, który wyrusza do ludzi z dobrą nowiną o zwycięstwie Chrystusa nad złem i śmiercią, oraz Kościoła rozmodlonego, oczekującego na przyobleczenie w moc z wysoka. Te wizerunki winny ukazywać się naprzemiennie. Chodzi o Kościół mocny nie własnymi zaletami, ale siłą, jaką daje Duch Święty.
Naszym dziedzictwem jest misja odnawiania oblicza ziemi mocą Bożej miłości za sprawą Ewangelii Jezusa Chrystusa. Jako wierzący będziemy w najbliższej przyszłości napotykać liczne przeszkody, i to na wielu frontach. Nie ma co liczyć na zgodę między chrześcijańskim rozumieniem tożsamości, godności i płciowości a pogardą, jaką nowa kultura Zachodu darzy naszą wiarę. Najbardziej charakterystyczną cechą naszej epoki jest to, że osłabia więzi. Uwodzi nas wizją życia bez miłości. A na koniec pozostawia słabymi i zwiotczałymi. Wadą osobowości współczesnego człowieka nie jest zbyt wielka siła, ale zbyt wielka słabość. Dzisiejszy konsumpcjonizm ma na celu wytwarzanie tej słabości.
Pismo Święte mówi, że miłość jest „jak śmierć potężna” (Pnp 8,6). I nie bez powodu: nic nie ma większej mocy przekonywania niż ofiara z samego siebie – długotrwały przykład dawania siebie drugiemu tylko ze względu na niego samego. Potrzeba nam jednak gorliwszej wiary, by pójść dalej – ku miłości potężniejszej niż śmierć. Kościół zawsze był słaby, ale Pan Bóg nie traci siły. Cesarze i tyrani, ideologowie i cynicy rozpadli się w proch, Kościół i słowo Boże wciąż trwają. „Podczas gdy kamień spada, płomień się w górę wznosi – mówił św. Augustyn. – Moją siłą ciążenia jest miłość moja: dokądkolwiek zmierzam, miłość mnie prowadzi. Twój dar, Duch Święty, zapala nas i wznosimy się w górę: płoniemy i idziemy. Sercem wstępujemy na wyżynę i śpiewamy pieśń stopni. Ogniem Twoim – ogniem dobrym – pałamy i idziemy. W górę idziemy, ku pokojowi Jerozolimy niebiańskiej” („Wyznania” XIII, 9).
Ks. Robert Skrzypczak Ewangelia z komentarzem