Nominacja prof. Barbary Engelking na przewodniczącą Rady Muzeum Auschwitz-Birkenau zwiastuje kolejną potężną awanturę wokół polityki pamięci. Rada jest co prawda jedynie ciałem opiniodawczym, zbierającym się zapewne kilka razy do roku, ale miejsce szczególne, a kandydatura wskazana przez resort kultury kontrowersyjna… czy wręcz prowokacyjna.
Auschwitz to fabryka śmierci zaprojektowana i prowadzona przez Niemców. Nie ma w tym miejscu przestrzeni dla niuansów, szukania innych współodpowiedzialnych za Holocaust. Natomiast zainteresowania badawcze prof. Engelking, jej książki, wypowiedzi publiczne skupione są w dużej mierze na relacjach polsko – żydowskich w trakcie okupacji. Wystarczy przypomnieć kilka cytatów, które oburzyły opinię publiczną:
„Nie możemy mówić, że Zagłada to był tylko niemiecki projekt. Rzeczywistość była bardziej skomplikowana: bez współpracy, czy wręcz inicjatywy ze strony lokalnej ludności, wiele zbrodni by się nie wydarzyło”.
„W wiejskim pejzażu Polski, w którym ukrywali się Żydzi, Polacy nie stanowili tła, ale otoczenie śmierci. To właśnie z ich strony groziło największe niebezpieczeństwo”.
„Skala szmalcownictwa była olbrzymia, a odpowiedzialność Polaków za los Żydów współtworzyła atmosferę terroru”.
„Polacy stawiają się na miejscu ofiar, co blokuje konfrontację z tym, co robili jako świadkowie czy sprawcy”.
Prof. Engelking jest postacią emblematyczną. Wspólnie z prof. Janem Grabowskim oraz Janem Tomaszem Grossem od lat, konsekwentnie buduje narrację o polskiej współodpowiedzialności za Holocaust. Robi to mimo lawiny głosów krytycznych historyków, polityków, publicystów, czy świadków (korzystających też z drogi sądowej). Dla nieżyczliwych Polsce środowisk jest cennym sojusznikiem w utrwalaniu niezwykle szkodliwych stereotypów. Poprzedni rząd zdecydowanie protestował przeciw głoszonym przez Barbarę Engelking tezom, choć z drugiej strony finansował prowadzone przez nią publikacje, oddzielając kwestie wolności badań naukowych od prowadzonej przez państwo polityki pamięci. Decyzja ministerstwa kultury (i dziedzictwa narodowego!) o postawieniu jej na czele rady Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau jest bardzo mocnym sygnałem o odejściu od tej polityki. Jest to ruch niebezpieczny podwójnie, bo kierownictwo resortu musi mieć przecież świadomość, jakie będą w kraju reakcje na tę nominację. Zamiast gasić pożar, roznieca go w miejscu najbardziej wrażliwym, skąd każdy sygnał natychmiast idzie w świat. I z pewnością awantura jaka nieuchronnie wybuchnie będzie rezonowała, z ogromną szkodą dla wizerunku Polski. Znów powrócą wszystkie oskarżenia, umocnią się stereotypy. Czy zysk polityczny (oto ekipa, która nie boi się rozliczenia z przeszłością i stawia tamę polskiemu nacjonalizmowi) jest wart tak wysokiej ceny?
Dodajmy, że nie jest to ruch przypadkowy. Raczej kolejny w pewnym logicznym łańcuchu nominacji – po Adamie Leszczyńskim, który objął Instytut Myśli Narodowej czy Krzysztofie Ruchniewiczu „likwidującym” Instytut Pileckiego. Obaj profesorowie są także postaciami emblematycznymi, a ich wskazanie ma dla polityki pamięci takie znaczenie jak wybór Macieja Laska na szefa CPK. Jeśli będą ją prowadzić, to raczej na manowce. Zwrot ma być spektakularny i przeprowadzony w myśl dewizy „Słychać wycie? Znakomicie!”. Polityka pamięci – jak wszystko w Polsce – stała się elementem mającym wzmocnić społeczną polaryzację.
Niedawno obchodziliśmy 80. rocznicę wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Uroczystościom towarzyszyła cała seria wydarzeń o posmaku skandalu („przejęzyczenie” Minister Edukacji o „polskich nazistach”, wystąpienie króla Karola III, w którym, wyliczając ofiary „nazistowskich zbrodni”, pominął Polaków.) Znów też pojawiła się w światowych mediach fraza „polskie obozy śmierci”. Niedawno „Die Welt” donosił, iż jednym z powodów przeciągania w nieskończoność debat nad niemieckim pomnikiem polskich ofiar II wojny światowej jest coraz głośniej podnoszony argument, że upamiętniałby on naród sprawców mordów na Żydach, np. w Jedwabnem. No to teraz ciąg dalszy (relatywizowania) niewątpliwie nastąpi…
Piotr Legutko
dziennikarz, publicysta, wykładowca, absolwent filologii polskiej UJ. Kierował redakcjami „Czasu Krakowskiego”, „Dziennika Polskiego”, „Nowego Państwa” i „Rzeczy Wspólnych”, a także krakowskim oddziałem TVP i kanałem TVP Historia. Z „Gościem Niedzielnym” związany od początku XXI wieku. Opublikował m.in. „O dorastaniu czyli kod buntu”, „Jad medialny”, „Sztuka debaty”, „Jedyne takie muzeum”, książkowe wywiady z Janem Polkowskim i prof. Andrzejem Nowakiem oraz „Mity IV władzy” i „Gra w media” (wspólnie z Dobrosławem Rodziewiczem). Wykładowca UP JP II oraz Akademii Ignatianum.