Siła koronacji

Tysiąc lat temu odbyła się pierwsza w historii koronacja władcy Polski. To ostatecznie zadecydowało o trwałości naszej państwowości.

Tysiąclecie państwa polskiego świętowaliśmy w 1966 roku, uznając, że koronacja Bolesława Chrobrego była prostą konsekwencją chrztu jego ojca, Mieszka I. Myślimy tak mimo prawie sześćdziesięcioletniej przerwy, która dzieliła oba wydarzenia. Oczywiście, bez chrztu nie byłoby koronacji. Nie oznacza to jednak, że musiało do niej dojść. Gdyby do niej nie doszło, powstające wówczas państwo polskie prawdopodobnie okazałoby się tworem nietrwałym i dziś bylibyśmy obywatelami któregoś z sąsiednich państw, jak potomkowie Obodrytów, Wieletów, Prusów, Jaćwingów…

Przesadzam? Może tak, a może nie. Nam, ludziom XXI wieku, trudno zrozumieć, jak ważnym aktem była tysiąc lat temu koronacja. Wiemy przecież, że zarówno Bolesław przed koronacją, jak i jego ojciec byli władcami absolutnymi, praktycznie właścicielami swojego państwa. Koronację uważamy więc za akt tylko symboliczny, takie krajowe i międzynarodowe potwierdzenie stanu faktycznego. Ludzie przełomu X i XI wieku myśleli jednak zupełnie inaczej. Koronacja była dla nich przede wszystkim aktem liturgicznym, wyświęceniem człowieka na Bożego pomazańca. Nieprzypadkowo tytulatura każdego króla w państwach chrześcijańskich zaczynała się od słów: „z łaski Bożej król…”. Obrzęd koronacji odbywał się w katedrze, jak wyświęcenie na biskupa. Kandydat na króla rozpoczynał koronację w stroju świeckim, ale w jej trakcie biskupi zdejmowali mu te szaty, namaszczali go olejami i zakładali mu albę. Zasiadał na tronie w stroju liturgicznym jako osoba konsekrowana. Raz przyznana przez papieża i cesarza korona była dziedziczna. Bolesław Chrobry zmarł dwa miesiące po koronacji, ale jeszcze w tym samym roku, 25 grudnia, odbyła się koronacja jego syna Mieszka II.

Stworzenie przez jakiegoś wodza prężnie działającego państwa, nawet bardzo potężnego, było dla średniowiecznego społeczeństwa zaledwie aktem ludzkim, który inni ludzie mogli zakwestionować. Dopiero koronacja nadawała jego władzy sakralny wymiar Bożej woli. Podczas panowania Mieszka II państwo polskie praktycznie się rozpadło. Po jego ponownym zjednoczeniu przez Kazimierza Odnowiciela jego syn Bolesław Szczodry sięgnął po koronę. Po obaleniu tego władcy nikt nie mógł się koronować, bo prawnym następcą Bolesława był jego syn Mieszko, a władzę dzierżył najpierw brat wygnanego króla, Władysław Herman, a potem synowie Władysława. Świadomość istnienia korony polskiej jednak przetrwała i pod koniec XIII wieku odbyła się kolejna koronacja, a naszej państwowości nikt nie kwestionował. Stało się to dopiero pod koniec XVIII wieku, gdy idee średniowiecza zarzucono i zaczęły się liczyć tylko brutalna siła i geopolityka.

O tym, że historia mogła potoczyć się inaczej, świadczy przykład słowiańskich Obodrytów, którzy na terenach dzisiejszych Niemiec stworzyli potężny związek plemienny. To mit, że byli oni niezłomni w swoim pogaństwie. W czasach Mieszka I ich książę Mściwój również przyjął chrzest. W 968 roku, dokładnie wtedy, kiedy powstało pierwsze polskie biskupstwo misyjne w Poznaniu, erygowane zostało pierwsze obodryckie biskupstwo w Stargardzie Wagryjskim (dziś Oldenburg in Holstein). Syna Mściwoja, Mścisława, obalił jednak najazd słowiańskich Wieletów, którzy przywrócili pogaństwo.

Najbliżej uzyskania korony, a co za tym idzie – niezależnej państwowości, byli Obodryci za panowania księcia Gotszalka (1043–1066). Wzorował się on na państwie Piastów. Zjednoczył wszystkie plemiona obodryckie, zreformował administrację na wzór polski, odnowił biskupstwo w Stargardzie Wagryjskim, fundował kościoły i klasztory. Był bliski koronacji. Niestety w 1066 roku został obalony przez kolejny najazd Wieletów. Obodryci wrócili do pogaństwa. Przybysław, syn ich ostatniego księcia, Niklota, został w 1160 roku pierwszym księciem Meklemburgii. Całkowicie zniemczona dynastia książąt obodryckich zachowała tron Meklemburgii do roku 1918.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Leszek Śliwa Leszek Śliwa Zastępca sekretarza redakcji „Gościa Niedzielnego”. Prowadzi także stałą rubrykę, w której analizuje malarstwo religijne. Ukończył historię oraz kulturoznawstwo na Uniwersytecie Śląskim. Przez rok uczył historii w liceum. Przez 10 lat pracował w „Gazecie Wyborczej”, najpierw jako dziennikarz sportowy, a potem jako kierownik działu kultury w oddziale katowickim. W „Gościu” pracuje od 2002 r. Autor pierwszej w Polsce biografii papieża Franciszka i kilku książek poświęconych malarstwu.