Uciekają z domów, w których panuje bieda, alkohol i przemoc. Trafiają na ulice, a tam czekają na nie narkotyki, bójki, więzienie i śmierć. Na problemy chłopców ulicy w Sudanie Południowym odpowiadają salezjanie. Chcą im zbudować dom.
Dom. Tak na pytanie o największe marzenie odpowiedzieli ks. Marcinowi Wośkowi, salezjaninowi z Polski, chłopcy, którzy na co dzień mieszkają na ulicach Sudanu Południowego. Z własnych domów uciekli, bo panują w nich przemoc i alkohol. O ile dziewczynki są chronione, bo stanowią inwestycję na przyszłość i zabezpieczenie dla rodziny – do dziś w Sudanie Południowym ceną za małżeństwo są… krowy – o tyle chłopców traktuje się obojętnie. W najlepszym wypadku. Rodziny są wielodzietne, bo w kraju nie system pomocy społecznej właściwie nie istnieje, dzieci więc są gwarancją utrzymania starszych rodziców i dziadków.
Nie mają jednak żadnych praw. Albo pracują – często od wczesnego dzieciństwa – albo lądują na ulicy. - Nie ma mowy o wychowaniu, które jest postawą serca, miłości. Tam dzieci są bite i karane np. przez zanurzanie rąk we wrzącym oleju czy we wrzącej wodzie – opowiada ks. Wosiek, prezes Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego "Młodzi światu" w Krakowie. Nic dziwnego, że wolą życie na ulicy.
Wielu z wychowanków salezjanów nigdy nie uczęszczało do szkoły. Jak Mayen Deng Majak, dwunastolatek, który na ulicy spędził 7 lat. Jego rodzice mają czwórkę dzieci, ojciec jest żołnierzem. Matka starała się dbać o dzieci, zapewnić im jedzenie i podstawowe środki do życia, o edukacji nikt nie myślał. Do życia na ulicy namówili pięciolatka koledzy.
Jak wygląda życie chłopaka, który wybrał ulicę, mając nadzieję, że tam znajdzie lepszą przyszłość? - Próbują szczęścia. Szukają pieniędzy, chodzą na market, gdzie mogą znaleźć możliwość zarobienia. Przemierzają wiele kilometrów ze swoich wiosek do większych miast, bo tam są lepsze perspektywy przeżycia – relacjonuje salezjanin.
Niestety, zbyt często zamiast lepszych perspektyw spotykają narkotyki, przemoc i śmierć. - Wielu z nich jest uzależnionych od kleju. Śpią na kartonach albo w takich budkach, które przypominają nasze dawne budki telefoniczne – opowiada Ola, która skończyła pedagogikę resocjalizacyjną i prawie rok temu wróciła z półrocznej misji w Sudanie Południowym.
- Odurzają się, żeby zapomnieć. A kiedy się uzależniają, to biznes jest łatwy, ściąga się kolejnych chłopców, doprowadza do uzależnienia i zmusza do dilerki – dodaje ks. Wosiek.
Chłopcy walczą na ulicy o swoją pozycję, czyli po prostu o przetrwanie. - Jeśli nie mam nikogo ani nic, to jedyne, co mi pozostaje, to kraść i bić się, wyszarpać coś komuś, zakombinować – wyjaśnia duchowny. Konsekwencje są tragiczne: chłopcy albo giną, albo trafiają do więzień.
Ksiądz Wosiek brał udział w pogrzebie 19-latka w Jubie. Chłopak coś ukradł, padł ofiarą samosądu. Zginął z rąk własnych kolegów.
Iza, która jest pedagogiem resocjalizacyjnym i prowadzi profilaktykę uzależnień, wróciła z Sudanu rok temu. - Nie słyszałam o pomocy państwa dla tych chłopców. Bieda jest tam straszna, państwo działa na bardzo niskim poziomie. Z powodu wojny infrastruktura została zniszczona, widać to na każdym kroku. System pomocy społecznej nie istnieje. Chłopcy są pozostawieni sami sobie – mówi.
Salezjanie są obecni w Sudanie od 150 lat. Po wojnie i podziale kraju na części północną (muzułmańską) i południową (chrześcijańską) księża od św. Jana Bosko nie opuścili szkół, parafii i dzieł edukacyjnych, które prowadzą w zgodzie ze swoim charyzmatem, zwłaszcza wśród najbardziej potrzebujących dzieci i młodzieży. Tworzą również domy dla chłopców ulicy oraz ogromny ośrodek dla uchodźców w Jubie, gdzie mieszka 5 tys. rodzin.
Sudan Południowy to najmłodsze państwo świata. Niestety, uzyskanie niepodległości nie oznaczało dla jego mieszkańców życia w pokoju. Doświadczyli już okrucieństwa dwóch wojen domowych, a sytuacja wewnętrzna jest wciąż napięta. Kraj ten uważany jest za obszar bardzo wysokiego ryzyka, nadal trwają tam walki na tle politycznym i etnicznym, na skutek których najbardziej cierpi ludność cywilna, a zwłaszcza kobiety i dzieci. Wg danych UNICEF 19 tys. dzieci zostało przymusowo wcielonych do grup zbrojnych. Głęboki kryzys ekonomiczny sprawia, że ceny żywności są niezwykle wysokie, a system opieki zdrowotnej i edukacji funkcjonują bardzo słabo (prawie 2,5 mln dzieci nie uczęszcza do szkoły).
Salezjanie w Wau prowadzą szkołę podstawową i zawodową. Widząc ogromną potrzebę, wiele lat temu utworzyli Centrum Pomocy Dzieciom Ulicy. Starają się zapewnić im podstawowe potrzeby, takie jak jedzenie, opieka medyczna, zajęcia rozwojowe, nauka angielskiego, przygotowanie do pójścia do szkoły. Starszych zaś uczą zawodu, a także zapewniają wsparcie psychologiczne i, na ile to możliwe, reintegrację z rodziną.
Aktualnie z ich pomocy korzysta na stałe 37 chłopców – na tyle pozwalają warunki. Młodsi śpią w małym budynku, na ziemi, nie mają łóżek ani materacy. Starsi śpią na zewnątrz, bo nie ma wystarczająco miejsca. W porze deszczowej mokną.
Na zajęcia przychodzi czasem 60 osób, ale potrzeby są o wiele większe. Ośrodek pełni funkcję centrum kryzysowego, i jest dostępny o każdej porze dla każdego chłopca, który potrzebuje pomocy.
Miejsce to jednak nie spełnia żadnych standardów i nie przypomina domu, choć dla wielu chłopców i tak jest najlepszym, jaki kiedykolwiek mieli. Wyzwaniem jest też brak stałego dostępu do prądu: chłopcy jedzą kolację po ciemku, nie da się też zorganizować zajęć po zachodzie słońca.
W ramach kampanii „Nie uciekaj!” salezjanie prowadzą zbiórkę pieniędzy na budowę domu z prawdziwego zdarzenia, który będzie mógł pomieścić 100 chłopców i każdemu z nich zapewnić bezpieczne miejsce do spania. W domu znajdą się: kuchnia, jadalnia, sypialnie, prysznice, toalety, sala do zajęć, pokój do rozmów indywidualnych, pokój medyczny do udzielania pierwszej pomocy oraz pomieszczenie dla personelu, dzięki któremu będzie on mógł czuwać nad chłopcami przez całą dobę.
Magdalena Dobrzyniak
Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim i podyplomowych studiów edytorskich na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. W mediach katolickich pracuje od 1997 roku. Wykładała dziennikarstwo na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Autorka książek „Nie mój Kościół” (z bp. Damianem Muskusem OFM) oraz „Bezbronni dorośli w Kościele” (z o. Tomaszem Francem OP).