Dlaczego Bóg jest miłosierny dla drani? I co na to św. Augustyn?

– Przez ostatnie trzy lata wielu ludzi buntowało się, pytając, dlaczego papież Franciszek nie potępił jednoznacznie Putina i Rosji. Ale on nie może tego zrobić, bo jako sługa Ewangelii musi zostawiać możliwość nawrócenia nawet największym zbrodniarzom. To jest właśnie logika Ewangelii. Owszem, papież potępił agresję Rosji na Ukrainę, ale nie potępił Rosji – mówi o. dr Wiesław Dawidowski, augustianin.

Ten tekst czytasz w całości za darmo w ramach promocji. Chcesz mieć stały dostęp do wszystkich treści? Kup subskrypcję na www.subskrypcja.gosc.pl

Jarosław Dudała: Bóg sprawia, że Jego słońce wschodzi nad złymi i nad dobrymi – mówi Ewangelia wg św. Mateusza. Czyli: Bóg jest miłosierny i dla nas, i dla tych, których uważamy za skończonych drani... Czy to Ojca nie wkurza?

O. dr Wiesław Dawidowski OSA: (śmiech) Był taki czas, że musiałem sobie uświadomić, że tym złym to przede wszystkim jestem ja… Zresztą, do dziś się z tym konfrontuję.

Kiedy to było? 
To było – powiedzmy – w wieku dorastania.

Gdy jako licealista był Ojciec pół roku więziony za działalność antykomunistyczną?
To też. Tamto pół roku to był trudna cena za świadomy wybór uczynienia czegoś dla dobra Ojczyzny, usiłując zrobić w stanie wojennym coś dla Polski i dla ludzi, którzy wtedy byli bardzo mocno pokiereszowani. Nie chciałbym się jednak na tym koncentrować. Zdiagnozowałem siebie jako tego, który zgadza się na to, że Pan Bóg kocha grzeszników w chwili, kiedy jeden ze współwięźniów zapytał, czy tak nienawidzę komunistów, że mógłbym zabijać ich dzieci. Wtedy pomyślałem, że w tej nienawiści jest jednak coś…

Diabelskiego?
Tak, diabelskiego! I że trzeba to wszystko przewartościować. Wtedy odkryłem też, że Ewangelia jest przede wszystkim drogą miłosierdzia. Później odkryłem także stwierdzenie kard. Wyszyńskiego, który powiedział, że nic go nie zmusi, żeby przestał ich – komunistów – kochać. Powiedział to w więzieniu. Wtedy zrozumiałem, że właściwa droga jest zupełnie inna. Że ona prowadzi poprzez uświadomienie sobie, że Boże Miłosierdzie jest także dla innych. To mi „przestawiło wajchę”.

Św. Augustyn mówi, że tym, co odróżnia nas od zwierząt, jest to, że jesteśmy zdolni, aby rozumieć Boga. A Bóg ma zupełnie inną logikę niż nasza. Przez ostatnie trzy lata wielu ludzi buntowało się, pytając, dlaczego papież Franciszek nie potępił jednoznacznie Putina i Rosji. Ale on nie może tego zrobić, bo jako sługa Ewangelii musi zostawiać możliwość nawrócenia nawet największym zbrodniarzom. To jest właśnie logika Ewangelii. Owszem, papież potępił agresję Rosji na Ukrainę, ale nie potępił Rosji.

Można potępić złe czyny, a nie potępiać człowieka.
Tak! I to jest klucz, który Augustyn podpowiada w Regule dla braci: że trzeba wynajdywać ludzkie grzechy, identyfikować je, pokazywać, piętnować, ale to wszystko z miłością do człowieka, a z nienawiścią do grzechu. To wypływa z Ewangelii.

Grzech jako brak dobra – to też koncepcja augustyńska – jest tym, co nie jest pożądane w naszym życiu. Tym, co jest pożądane, jest miłość bliźniego i uświadomienie sobie, że on też jest dzieckiem Boga.

Czasem to jest trudne.
To jest bardzo trudne. To wymaga heroizmu.

Św. Augustyn, mówiąc do czego nam jest potrzebne Boże Miłosierdzie, mówi bardzo krótko: ono jest nam konieczne, żeby w ogóle żyć.
Augustyn mówi to z perspektywy człowieka, który uświadomił sobie, czym jest życie w śmierci i czym jest życie prawdziwe. Życie w śmierci to jest to, czego on doświadczył, żyjąc w grzechu. Pisał w „Wyznaniach”: „byłem w krainie, w której wszystko jest inaczej”. Inaczej, czyli nie tak, jak być powinno. Nie tak, jak to zamierzył Bóg. Augustyn uświadomił sobie, że żyjąc w tej krainie, jest nędzarzem. (Pisze o tym, używając to łacińskiego słowa miser, czyli nędzny, biedny, żebrak). Ten stan może przezwyciężony wyłącznie przez Boże Miłosierdzie (miłosierdzie – łac. misericordia). O tym jest mowa z „Wyznaniach” od ich pierwszych słów: „Człowiek woła, pochylasz się nad nim miłosiernie”. To znaczy, że człowiek w swojej nędzy może jedynie wołać do Boga, a Bóg słyszy jego głos i go z tej nędzy zdobywa.

To spojrzenie św. Augustyna na naturę człowieka wydaje się pesymistyczne. Jednak w innym miejscu pisze on: „Jeśli chcesz poznać, w jaki sposób Bóg okazuje ci miłosierdzie, sam okaż miłość. Zobaczymy, czy wyczerpiesz się, gdy będziesz ją okazywał. Jakaż obfitość musi być w samej doskonałości, skoro tak wiele może jej być w obrazie, jakim jest człowiek”. To stwierdzenie brzmi już znacznie bardziej optymistycznie.
Gdy mówimy, że człowiek jest nędzarzem, to znaczy, że on jest nędzarzem jako pogrążony w grzechu; jest w kraju, gdzie wszystko jest na opak. Ale gdy zostaje obdarzony Bożym Miłosierdziem, staje się bogaczem. Staje się bogaczem jako dziedzic Królestwa Bożego.

To brzmi bardzo abstrakcyjnie.
Tak, ale oznacza świadomość, że będę żył wiecznie, będę w tej rzeczywistości, w której jest Syn Boży, który mnie tam poprzedził i będę z nim współkrólował, będę przebóstwiony, czyli będę jak Bóg. To taki moment, w którym w doczesności zaczynam zauważać wieczność. 

To rzeczywiście jest bardzo optymistyczne.
Komentując fragment Ewangelii według św. Jana o kobiecie pochwyconej na cudzołóstwie – tam, gdzie Jezus mówi te słynne słowa: „kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień” i wszyscy się oddalają – Augustyn konstatuje, że został tylko Jezus i kobieta – czyli miser i Misericordia (nędzna i Miłosierdzie). Słowo „nędzna” nie jest tu użyte w sensie pogardliwym. Ona jest po prostu dotknięta nędzą swojego grzechu. A Misericordia to jest to – czy Ten – który ją może z tej nędzy wydobyć. To jest bardzo optymistyczne, bo pokazuje, że Bóg nie zostawia człowieka zostawia samego nawet największym grzechu.

W „Wyznaniach” Augustyn pisze też: „Pozwól mi mówić, bo oto jest przede mną Miłosierdzie Twoje, a nie jakiś człowiek, który by mnie wyśmiał”. To znaczy, że Miłosierdzie Boga nie jest zamierzone po to, żeby nas upokorzyć. Człowiek może wyśmiać nasze wady, nasze grzechy, nasze biedy. Bóg tego nie zrobi.

Augustyn mówi też, że „Bóg jest cierpliwy i hojny w miłosierdziu”. To znaczy: cierpliwy wobec naszych grzechów i hojny w dawaniu dobra.
Jest u św. Pawła taki tekst, że nawet jeśli my popełniamy grzechy, to Bóg nie odwraca się od nas, ponieważ nie może wyrzec się samego siebie. Nie może się wyrzec naszej ludzkiej natury, którą przyjął dla naszego zbawienia. Jest wierny człowiekowi.

Słowo „miłosierdzie” w języku hebrajskim (hesed) odnosi się w źródłosłowie do tego, że Bóg jest wierny swojemu ludowi. Bóg jest wierny człowiekowi, nawet jeżeli człowiek okazuje mu niewierność. Bóg nie może się odwrócić od człowieka. To człowiek może trwale odwrócić się od Niego.

Augustyn mówi, że Boże Miłosierdzie jest dla nas konieczne, by „być rozumnym, zdolnym do rozumienia Boga”. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że przez poznanie Boga my stajemy się bogami – to jest to przebóstwienie, o którym Ojciec mówił – to jest to rzecz absolutnie fantastyczna.
I bardzo wyzwalająca. Ostatnio odkrywam na nowo to, co Augustyn mówi o dwóch rodzajach jałmużny. Pierwszy to jałmużna, która polega na dawaniu. Drugi to jałmużna polegająca na przebaczeniu. Czyli nawet jeżeli nie mam dóbr materialnych – nie jestem Elonem Muskiem i ledwo starcza mi do pierwszego – to mogę coś dać. Mogę dać przebaczenie temu, który mnie skrzywdził, upokorzył, wyśmiał, wyrzucił z pracy…

Augustyn mówi też inną ważną rzecz: „Jeśli Bóg nie okaże ci miłosierdzia, nie będzie go w tobie ani nie będziesz go świadczył”, czyli bez pomocy Boga nie będziesz zdolny przebaczyć, nie będziesz zdolny dawać jałmużny…
Ostatnio parafrazuję modlitwę przed spowiedzią dla wiernych, którzy przychodzą do mnie do konfesjonału. Ta formuła brzmi tak: „Bóg niech będzie w twoim sercu, abyś skruszony w duchu wyznał swoje grzechy.” Ja dodaję do tego: „abyś otworzył swoje serce, abyś przyjął Boże Miłosierdzie”. Myślę, że to jest istotny element, o którym zapominamy: że grzesznik czasami nie jest zdolny do przyjęcia przebaczenia grzechów. Potrzebuje pomocy od Boga, aby to miłosierdzie przyjąć.

Augustyn doświadczył tego w swoim życiu – w swoim nawróceniu intelektualnym, religijnym i moralnym. Za każdym podkreślał, że to wszystko przyszło z Bożego Miłosierdzia.
Gdy czytał Hortensjusza i nawrócił się na filozofię, mówił, że to wynikło z miłosierdzia. W „Wyznaniach” pisał, że Bóg był dla niego miłosierny także wtedy, gdy zaangażował się w romans, a potem konkubinat. Pisał: „Gorzką żółcią pokropiłeś moją błogość”. Wow! A więc nawet jeśli jest w grzechu coś pociągającego, to Boże Miłosierdzie przypomina nam wtedy, że taka sytuacja nie jest zgodna z Bożym zamiarem.

Dotąd mówiliśmy o Bożym Miłosierdziu jako dawcy rzeczy duchowych. Ale Augustyn mówi też, że Boże Miłosierdzie jest konieczne, żeby się cieszyć dobrostanem doczesnym: „światłem, powietrzem, deszczem, plonami, zmiennością pór roku, pociechami ziemskimi, zdrowiem ciała, sympatią przyjaciół, pomyślnością swego domu”.
A w innym tekście Augustyn powie, że kochamy ten świat, ale bardziej powinniśmy kochać Tego, który go stworzył. Czyli: zachwyt nad światem, nad przyrodą, nad wiosną, która właśnie się budzi oraz optymizm, którego wraz z wiosną doświadczamy, nie wypływają tylko ze zmiany pór roku. To pochodzi z wielkiego, Bożego porządku. I jeżeli doświadczam harmonii życia z Bogiem, to jeszcze bardziej potrafię cieszyć się tym światem. Potrafię wejść w siebie i zobaczyć, jak bardzo swoje życie odnowiłem, odświeżyłem, upiększyłem, uporządkowałem.

Augustyn mówi, że to właśnie Boże Miłosierdzie czyni nas szczęśliwymi. A przecież o to w końcu nam chodzi, żebyśmy byli szczęśliwi, prawda? 
Tak, tylko… co to jest szczęście? Niektórzy powiedzą, że szczęście to życie w harmonii ze światem, w harmonii z sobą – to taki buddyjski sposób, niegłupi i dość przenikliwy. Tymczasem Augustyn mówi, że szczęście polega na posiadaniu – ale posiadaniu tego, co jest nieprzemijające. A potem zastanawia się, co jest nieprzemijające. I okazuje się, że nieprzemijający jest tylko Ten, który jest odwieczny, stały – czyli Bóg. 

Możemy posiadać Boga? 
Tak, możemy posiadać Boga na tyle, na ile pozwolimy Mu się przebóstwić już tu, w tym życiu. Znowu wchodzimy tu w sferę duchową, ale jest to także sfera bardzo praktyczna. Bo jeżeli uświadamiam sobie, że jestem Bożym obrazem, odbiciem Boga, to rzeczywiście jest to coś, co nas podnosi i nadaje nam wielką godność. Ostatecznie taki był cel Wcielenia i jego sens: Bóg po to stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem.


Niniejszy tekst jest częścią cyklu rozmów o Bożym Miłosierdziu w ujęciu wielkich postaci Kościoła.

« 1 »

Jarosław Dudała Jarosław Dudała Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.