Jest malownicza. Jest dziwna. Prowokuje do pytań. Rozbudza tęsknoty. Daje do myślenia. Inspiruje do rozliczeń. Budzi nadzieję. Łagodzi wewnętrzne rozdarcia. Leczy rany. Nadaje sens. Nawet gdyby bardzo się starać, nie da się wymienić wszystkich cech przypowieści o marnotrawnym synu z 15. rozdziału Łukaszowej Ewangelii.
Albo o miłosiernym ojcu, jak ją zwą bardziej świadomi. Ja wolę „o marnotrawnym synu”, bliżej mi do niego. Bo to on jest w tej historii (paradoksalnie!) najbardziej roztropny. Nawalił, zdał sobie z tego sprawę i podjął najlepszą decyzję. A ojca to jakby… rozsadzała miłość. Jakby go – po ludzku sądząc – zaślepiała. Nie każdy tata zachowałby się tak samo. Niektórzy, nawet widząc przez okno, jak syn się zbliża, odwróciliby twarze do ściany z zaciśniętymi ustami, w duszy odczuwając radość, czując się jednak w obowiązku przywitać powracającego z właściwą dawką „a nie mówiłem?” lub „i po co ci to było?”. Inni kazaliby mu odczekać parę miesięcy na powrót do łask. Może częściowo odrobić roztrwoniony z nierządnicami (!) majątek. Jeszcze inni, pomstując („nierządnice? Co za degradacja rodzinnego honoru!”), rwaliby sobie włosy, dbając, by odpowiedni poziom jęku dotarł do niewdzięcznych synowskich uszu. Co takiego jest w tej postaci wykreowanej przez przypowieść płynącą z ust Jezusa? Co on w sobie ma, ten ojciec zupełnie nierozsądny, całkowicie zanurzony w miłości do dziecka, które go przecież porzuciło? Co on w sobie ma?
No cóż, jeżeli nie potrafimy objąć umysłem ogromu tej ojcowskiej miłości, to zrozumieć Boga Ojca właściwie nie sposób. To już zupełnie inny „level”, jak powiedzieliby młodzi, inna liga, inne zaangażowanie. Nie chodzi wszak o wyjście z domu, rzucenie się na szyję i natychmiastowe przebaczenie. Chodzi o złożenie w ofierze własnego Syna za innych synów. Ja czytam „za mnie”, do czego i ciebie, drogi Czytelniku, zachęcam. Jak i do przemyślenia własnej historii marnotrawstwa tej wielkiej miłości, przemyślenia sprawy i podjęcia decyzji. A przemyślenie sprawy w kontekście Wielkiego Postu najlepiej nazwać rachunkiem sumienia. Wszyscy go potrzebujemy, podobnie jak wszyscy potrzebujemy sakramentu pokuty i pojednania. A najbardziej: miłosiernie otwartych ramion Ojca, który z jednej strony przygarnia, a z drugiej otula swoim płaszczem. Pięknie to – jak widać na naszej okładce – namalował Pompeo Girolamo Batoni, a jego artystyczna wizja ma w sobie nie tylko kompozycyjny rys ideału. Ma więcej: oddaje te emocje, które towarzyszyły ojcu podczas spotkania z synem, który jakby powtórnie się narodził. Zupełnie jak my w czasie spowiedzi. – Odpuszczając nam grzechy, Bóg przywraca pokój naszej duszy – mówi w rozmowie z Marcinem Jakimowiczem o biblijnych źródłach spowiedzi („Szczere wyznanie” – s. 23) ksiądz profesor Mariusz Rosik, biblista. I dodaje: – To jeden z najpiękniejszych skutków sakramentu pojednania: pokój z Bogiem, z innymi i z samym sobą.
Żeby było łatwiej, załączamy do tego numeru poradnik z modlitwami i rachunkiem sumienia. Niech wszystkim wyjdzie na zdrowie! I pomoże przywrócić pokój!
ks. Adam Pawlaszczyk
Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.