Nawet zapiekły wróg chrześcijaństwa Julian Apostata przyznał, że chrześcijanie zwojowali świat miłosierdziem. Wielki Ojciec Kościoła św. Cyprian uczy, że to miłosierdzie powinno być elastyczne – mówi się patrolog ks. dr Leszek Mateja.
Jarosław Dudała: Rzymski cesarz Julian Apostata był zapiekłym wrogiem chrześcijaństwa. Ale nawet on musiał stwierdzić w jednym ze swych pism, że „chrześcijanie zwojowali świat miłosierdziem”. Na czym polegało miłosierdzie chrześcijan w czasach starożytnych? Czy to był „dobroludzizm”, karmienie głodnych w epoce, w której nie było ośrodków pomocy społecznej, czy też było to jeszcze coś więcej?
Ks. dr Leszek Mateja: Miłosierdzie ma przede wszystkim wymiar duchowy. Tego się nauczyłem od Tertuliana, który położył fundamenty pod intelektualną refleksję na temat miłosierdzia w przestrzeni chrześcijaństwa łacińskiego.
Miłosierdzie wypływa wprost z tajemnicy Boga, który objawia się jako Ojciec miłosierdzia. Tertulian łączył stwórcze działanie ze sprawiedliwością (bo ona wprowadza ład w stworzeniu). Natomiast za główną cechę ojcostwa Boga uznał Jego miłosierdzie. Dotknę tu fundamentalnego – moim zdaniem – stwierdzenia Tertuliana, który podkreślił, że sprawiedliwość jest pewną ochroną przed złem, ale jest ona zachowawcza – nie potrafi naprawić dobra zniszczonego już przez zło. Tym, co leczy dobro zniszczone przez zło, jest miłosierdzie. Dlatego te dwa aspekty tajemnicy Boga – sprawiedliwość i miłosierdzie – objawiają się zawsze razem.
W jaki sposób miłosierdzie leczy rany zadane przez zło?
Jeśli odwołujemy się do obrazu uszkodzonego ciała człowieka, to leczenie oznacza odbudowanie zniszczonych komórek, przywrócenie zdrowia do stanu sprzed uderzenia choroby czy sprzed wypadku. Ta odbudowa oznacza przywrócenie do pierwotnej świętości.
Mówi Ksiądz o odpuszczeniu grzechów?
Mówię o tajemnicy miłosierdzia i w kontekście odpuszczenia grzechów, i w kontekście działalności charytatywnej. Proszę sobie przypomnieć, co się stało po niedawnej powodzi na Dolnym Śląsku. Hojność Polaków przywracała godne życie ludziom, którzy ucierpieli. Coś podobnego dzieje się, gdy odpuszczane są grzechy. To też jest przywracanie człowiekowi jego godności.
Wróćmy jeszcze do czasów Juliana Apostaty, czyli do IV w. po Chrystusie. Na czym wtedy polegało chrześcijańskie praktykowanie miłosierdzia?
To były czasy pogańskiej reakcji na to, że Cesarstwo Rzymskie stawało się chrześcijańskie. Wcześniej, w 313 r. wydano edykt wprowadzających tolerancję dla chrześcijan. Potem, w roku 380, zostało ono religią państwową. Myślę, że było wtedy sporo zgorszenia ze względu na to, że wiele osób przyjmowało chrzest tylko dlatego, żeby mieć dostęp do urzędów itp. Chrześcijaństwo zaczęło wówczas wietrzeć z powodu zaniechania porządnego przygotowania do chrztu. Siła dobrego przygotowania do chrztu tkwiła między innymi w tym, że w okresie katechumenatu człowiek powoli doświadczał Bożego Miłosierdzia.
Jak?
Przede wszystkim przez rozwój swojej wiary w Chrystusa, dzięki której coraz bardziej doświadczał usprawiedliwienia dzięki wierze, o czym pisze św. Paweł w Liście do Rzymian i do Galatów. Jak realnie przeżywano tę prawdę, niech zaświadczą słowa Tertuliana z traktatu "O pokucie": "Chrzest jest pieczęcią wiary. (...) Nie dlatego przyjmujemy chrzest, abyśmy przestali grzeszyć, lecz dlatego, że już nie grzeszymy, że już posiadamy serce czyste". W starożytności katechumen, podchodząc do chrztu, miał mieć już serce czyste od grzechów personalnych dzięki doświadczeniu Bożego miłosierdzia w łasce usprawiedliwienia przez wiarę. Chrzest był potwierdzeniem uwolnienia z tych grzechów i uwalniał z grzechu pierworodnego. W tym procesie oczyszczania serca ważną rolę odgrywały także egzorcyzmy.
Egzorcyzmy – to brzmi strasznie.
Strasznie? Czy naprawdę strasznie brzmi to, że Maria Magdalena została uwolniona od siedmiu złych duchów?
To brzmi strasznie, bo kojarzy się ze scenami z horrorów.
Niestety, ma pan rację, że sprowadzono kwestię egzorcyzmów do sytuacji wyjątkowych, w których rzeczywiście takie rzeczy się dzieją. Tymczasem w egzorcyzmach, które także dziś są częścią rytuału chrzcielnego, chodzi po prostu o odblokowanie człowieka na łaskę Bożą.
Maria Magdalena była pierwszą, która spotkała zmartwychwstałego Chrystusa, bo została uwolniona od siedmiu złych duchów, czyli od siedmiu blokad duchowych i została napełniona Duchem Świętym w wymiarze siedmiu darów, o których pisał prorok Izajasz. No i gdzie tu jest jakiś horror?
Wróćmy więc może do Juliana Apostaty…
On jest dla nas o tyle ważny, że żyjemy dziś w podobnej przestrzeni, czyli w sytuacji, w której Europa chrześcijańska już nie jest. Z pewnością źródło jej odnowienia kryje się w tajemnicy miłosierdzia. Myślę, że doskonale wiedział o tym Jan Paweł II. Z tego, co wiem, mimo złego stanu zdrowia pragnął pobłogosławić świątynię w Krakowie-Łagiewnikach, bo wiedział, że w Bożym Miłosierdziu jest ratunek dla świata.
Pan Jezus powiedział św. Faustynie, że „nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd nie zwróci się z ufnością do miłosierdzia Mojego”. Wróćmy jednak do czasów starożytnych. Chrześcijańskim autorem, który podkreślał wówczas kwestię miłosierdzia, był także św. Cyprian.
Jego myślenie o miłosierdziu było bardzo kościelne. Podkreślał aspekt Kościoła jako przestrzeni, w której doświadcza się Bożego Miłosierdzia w wymiarze duchowym i dzieli się tym miłosierdziem z innymi.
Bardzo ciekawa jest u Cypriana elastyczność w stosowaniu miłosierdzia wobec tych, których nazywano upadłymi – czyli do tych, którzy w czasie prześladowań zaparli się Chrystusa. Było ich sporo. Dziś niekiedy pokazuje się, że ówczesny Kościół – Kościół w III w. – był nie wiadomo jaki mocny. Tymczasem zanim jeszcze chrześcijaństwo zaczęło się psuć w wieku IV – o czym wspominaliśmy wcześniej – były już poważne problemy.
To ciekawe, bo pokazuje, że Kościół czyniący miłosierdzie sam jest jednocześnie Kościołem zranionym. Trudno tu uciec od skojarzeń z czasami współczesnymi…
Tak. Bardzo charakterystyczna dla Cypriana była elastyczność w stosowaniu miłosierdzia względem upadłych chrześcijan. Na tym tle pojawiły się nawet dwie schizmy. Felicissimus z Kartaginy zarzucał Cyprianowi, że jest zbyt surowy wobec tych, którzy w jakimkolwiek stopniu zaparli się Chrystusa. Z drugiej strony żyjący w Rzymie Nowacjan bardzo radykalnie odrzucał możliwość powrotu upadłych do Kościoła. W istocie chodziło o dwa skrajne podejścia do tajemnicy miłosierdzia: zbyt łatwe i skrajnie trudne.
Na czym konkretnie polegała elastyczność św. Cypriana?
W zależności od sytuacji w danym momencie różnie pochodził do problemu upadłych. Kiedy trwały prześladowania, był bardzo restrykcyjny wobec tych, którzy zaparli się Chrystusa. Nie dawał im możliwości ponownego przyjęcia do wspólnoty eucharystycznej.
Dlaczego?
Dlatego, że chciał wzmacniać tych, którzy mieli odwagę cierpieć dla Chrystusa i ukazywać, że ich cierpienie – do oddania życia włącznie – jest ważne i cenne. Kiedy jednak prześladowania ustawały, zmniejszał restrykcje wobec upadłych, żeby zachęcić ich do powrotu do Kościoła. A już najbardziej łagodził wymagania, kiedy nadciągała kolejna fala prześladowań. Kiedy św. Cyprian wiedział, że podpisano dekrety wprowadzające prześladowania chrześcijan, przyjmował wszystkich upadłych do Kościoła, nawet jeśli nie wypełnili jeszcze nałożonej na nich pokuty. Chodziło o to, żeby mogli znów karmić się Eucharystią i poczuciem wspólnoty, kiedy przyjdzie nowa fala prześladowań. Żeby mogli się wzmacniać przed kolejnymi niebezpieczeństwami.
A jakie są nasze czasy? W jakim momencie jesteśmy teraz?
Prześladowania w różnej mierze trwają cały czas. W zależności od rejonu świata ich skala i formy są różne. Czas prześladowań jest szczególnym okresem okazywania miłosierdzia – tak było w czasach Cypriana i tak jest dziś. Ono ma mieć najpierw charakter wewnętrzny, czyli dotyczyć chrześcijan i to zarówno w wymiarze miłosierdzia duchowego – przebaczenie, jak i materialnego. Jednak jesteśmy wezwani także do okazywania miłosierdzia także naszym wrogom, do czego wzywa nas Chrystus w przykazaniu miłości nieprzyjaciół.
Niniejszy tekst jest częścią cyklu rozmów o Bożym Miłosierdziu w ujęciu wielkich postaci Kościoła.
Jarosław Dudała
Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.