Nowy numer 17/2024 Archiwum

Za dużo Anglików w Toskanii

Premier Wielkiej Brytanii sparzył się włoską kawą! Oh, sh…oot!

Nie wiem, kto w tej historii jest bardziej zabawny: Francesca Ariani, 27-letnia kelnerka z toksańskiego baru, czy David Cameron, premier Wielkiej Brytanii. Pierwsza nie obsłużyła wytwornego gościa z „należytym szacunkiem”, drugi, jakby w rewanżu, nie zostawił napiwku, płacąc okrągłe 50 euro i „ani centa więcej”. "Niech pan obsłuży się sam" – miał usłyszeć od kelnerki premier Wielkiej Brytanii w barze „Dolce Nero” w miasteczku Montevarchi, gdy poprosił o przyniesienie kawy do stolika. A dokładnie (prasa włoska i brytyjska są precyzyjne) dwa cappuccino i espresso. Zabiegana, obsługująca kilku klientów na raz, kelnerka nie rozpoznała ubranego na sportowo gościa z Downing Street 10. Ot, jeden z wielu angielskich turystów, którzy co roku walą tłumnie do Toskanii.

Do tego momentu dziewczyna mi jeszcze imponuje. Ale czar pryska, gdy Francesca dowiaduje się, kim jest odesłany z kawą gość. „Naprawdę się wstydzę”, szlochała niemal w wywiadzie dla włoskiej telewizji i skorzystała z mikrofonu, by zwrócić się do Camerona z apelem o powrót do baru w przyszłości, z zapewnieniem, że „tym razem obsłuży go tak, jak należy”. Poległa w moich oczach zupełnie, komentując brak napiwku: "Byłam tym zdziwiona, bo słyszałam, że jest bogaty".

Nie bardzo rozumiem, czego wstydzi się kelnerka. Czy tego, że niegrzecznie potraktowała jednego gościa, podczas gdy wszystkim innym przynosi kawę do stolika? Wtedy, owszem, powód do wstydu jest. Ale jeśli bar jest samoobsługowy i każdy z gości wie, że zamówiona kawę sam sobie do stolika musi zanieść, to dlaczego premier Wielkiej Brytanii miałby być jakimś wyjątkiem?

Banalna to refleksja, wiem. Ale rozdmuchanie incydentu przez media we Włoszech i Wielkiej Brytanii każe przyjść z pomocą i kelnerce, i premierowi. Bo historyjka może pogłębić powszechne przeświadczenie, że tym wysoko postawionym więcej się należy. Zapewne, z racji sprawowanej funkcji, a przede wszystkim w trakcie wypełniania obowiązków z nią związanych, przywileje i specjalne traktowanie są czymś naturalnym. Trudno przecież zaprosić premiera na oficjalny obiad i posadzić go na końcu stołu. Ale jeśli ten sam premier spędza wakacje z rodziną, nawet ochroną nie wyróżniając się spośród setek innych angielskich turystów, to o co tyle hałasu? To też dobra lekcja pokory nie tylko dla Camerona, ale dla wszystkich polityków i celebrytów. Z pewnością są przekonani, że żyjąc w „wielkim świecie”, wielkimi sprawami się zajmując, są blisko prawdziwego życia. I dlatego powinni być rozpoznawalni na całym świecie. A prawdziwe życie i świat np. kelnerki z Toskanii najczęściej niewiele ma wspólnego z wielkim światem Davida Camerona. Dlatego, Francesco, jak pan David wróci kiedyś do „Dolce Nero”, proszę nie zostawiać innych klientów i nie latać z trzema kawami za gościem z Londynu. Korona brytyjska mu z głowy nie spadnie.

 

Więcej tutaj

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny