Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Lekarz zmarł na dyżurze

Prokuratura Rejonowa w Głubczycach sprawdza, czy w tamtejszym szpitalu powiatowym mogło dojść do nieumyślnego spowodowania śmierci 52-letni anestezjologa. Lekarz zmarł podczas dyżuru; wiadomo, że pracował piątą dobę z rzędu.

Jak powiedział PAP w czwartek zastępca prokuratora rejonowego w Głubczycach prokurator Artur Piela, w tej sprawie wszczęto już postępowanie przygotowawcze, na początku tygodnia przeprowadzono sekcję zwłok zmarłego.

"Jak poinformowali nas biegli, na wyniki sekcji - podanie przyczyny śmierci - będziemy musieli poczekać co najmniej półtora miesiąca. Równolegle prowadzone są inne czynności - rozpoczęły się przesłuchania m.in. dyrekcji tego zakładu opieki zdrowotnej, lekarzy, pielęgniarek" - powiedział PAP Piela.

Prokurator dodał, że postępowanie prowadzone jest pod kątem zarzutu dotyczącego nieumyślnego spowodowania śmierci. Nie chciał odnosić się do informacji dotyczących m.in. czasu pracy lekarza i sposobu organizacji dyżurów w szpitalu. Zaznaczył, że postępowanie koncentruje się obecnie na ustaleniu przyczyn śmierci. Od informacji zebranych na tym etapie zależeć będzie decyzja o ewentualnym dalszym kierunku śledztwa.

O śmierci lekarza poinformowały w poniedziałek regionalne media, m.in. Radio Opole. Jak podawały, 52-letni anestezjolog pracował w głubczyckim szpitalu od dwóch lat - na podstawie umowy kontraktowej. Nie było zastrzeżeń do jego pracy, przez współpracowników uważany był za miłego człowieka i dobrego fachowca. Dyrektor szpitala Adam Jakubowski powiedział Radiu Opole, że „w zasadzie nie ma sobie nic do zarzucenia”.

Według nieoficjalnych informacji osób zbliżonych do personelu głubczyckiego szpitala, lekarz zmarł podczas dyżuru pełnionego piątą dobę z rzędu, wcześniej natomiast miał trzydniową przerwę po dyżurze trwającym nieprzerwanie siedem dni.

Rzecznik szpitala dr Tomasz Żorniak wyjaśnił PAP w czwartek, że anestozjolog pracował na podstawie dwóch umów - jedna dotyczyła pracy na bloku operacyjnym, a druga pracy w pogotowiu ratunkowym. Lekarz zmarł w dyżurce w piątek wieczorem, podczas dyżuru na bloku.

Żorniak potwierdził, że wcześniej lekarz przez cztery dni pełnił dyżury w pogotowiu - w ciągu których miał łącznie sześć wyjazdów. "To nie jest jakieś obciążenie - samo przebywanie w pogotowiu jest może nużące, ale tam obciążenia sensu stricto nie ma. Lekarz nie udziela wtedy porad ambulatoryjnych, są tylko wyjazdy" - powiedział.

Media relacjonowały przypuszczenia pracowników szpitala, że powodem śmierci mogło być przemęczenie lekarza, ale też przedawkowanie leków, od których miał być uzależniony. Rzecznik szpitala zaznaczył, że ten wątek bada prokuratura - dodał, że nie było widocznych sygnałów mogących świadczyć o takim uzależnieniu.

W czwartek TVN24 opublikowała anonimowe wypowiedzi jednego z lekarzy ze szpitala w Głubczycach, według którego wielu pracowników pracuje tam w "nieregulowanym wymiarze godzin" co najmniej od półtora roku, kiedy ze szpitalem połączono miejscowe pogotowie ratunkowe, a część obsady zwolniono. Dyrekcja - zdaniem anonimowego lekarza - próbuje ukrywać te praktyki.

W rozmowie z PAP Żorniak powiedział, że szpital nie ukrywa liczby dyżurów zmarłego. Rzecznik zaznaczył, że dyżury "nie są układane jakoś arbitralnie przez dyrekcję". "To jest z wniosku lekarzy, oni ustalają sobie dyżury. (...) Dyrektor akceptuje grafik, który ustalają lekarze. Oni - jak wiadomo - nie dyżurują tylko u nas, ale dyżurują w innych szpitalach, więc nie jesteśmy nawet w stanie tych dyżurów sami ustalić" - podkreślił rzecznik.

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama