Można w nią wchodzić krok po kroku, ale może też być świadomym wyborem lub mechanizmem obronnym. O różnych twarzach obojętności, która redukuje wiarę do teorii, religioznawczego poglądu czy jednej z wielu dróg do wyboru, dominikanin o. Tomasz Franc, psycholog i terapeuta, mówi w 12. odcinku cyklu „Kościół ostatnich ławek”.
Magdalena Dobrzyniak: Kiedy myślę: obojętni, stają mi przed oczami ludzie w czasie niedzielnej Mszy, nie zawsze w ostatniej ławce, czasem poza świątynią. Stoją, rozmawiają, czekają na koniec nabożeństwa. Nie korciłoby Cię, żeby zapytać: „Co wy tu właściwie robicie?”.
o. Tomasz Franc OP: To jest pytanie, które u każdego z nich powinno wybrzmieć wcześniej czy później, ale do jego zadania uprawniony jest Pan Bóg, a nie proboszcz czy jakikolwiek ksiądz. Można oczywiście i należy zwracać uwagę na kulturę uczestniczenia w liturgii, bo jeśli ktoś, tak jak mówisz, rozmawia w czasie Mszy, to przeszkadza innym. Przypominam sobie siebie z lat młodości. Jako chłopak przychodziłem do kościoła przede wszystkim ze względu na towarzystwo innych młodych ludzi, koleżanek, kolegów. Niespecjalnie byłem wrażliwy na to, co słyszałem w czasie Ewangelii czy na liturgii, chociaż do niej służyłem. Ważni byli koledzy i koleżanki. Myślę, że ci stojący na zewnątrz też są na jakimś etapie swojej własnej, osobistej wiary. Być może na tym etapie się zatrzymali, ale nie nazwałbym ich obojętnymi. Są raczej pomiędzy. Pomiędzy traktowaniem wiary jako społecznej czy rodzinnej tradycji a doświadczaniem jej w osobistym życiu. Szkoda by było, gdyby się skończyło na tej warstwie kulturowej czy rodzinnej tradycji, bo taką wiarę można bardzo łatwo stracić. Jeśli jednak zrobią kolejny krok ku wewnętrznej więzi z Bogiem, to odkryją też, że sakrament wymaga czynnego uczestniczenia, a nie tylko „bezpiecznego dystansu”.
Jeśli więc takich osób nie nazwiesz obojętnymi, to jakie są objawy religijnej obojętności?
Religijnie obojętni patrzą na wiarę jako na pokarm dla maluczkich, dla mniej wyrobionych, mniej wyrafinowanych intelektualnie. Obojętność, która jest przeciwna wierze, zawsze wiąże się z postawą wyższościową, dokrzywdzającą osoby wierzące jako te, które są bardziej niedojrzałe, proste, potrzebujące wiary, przy czym ta potrzeba w oczach osoby obojętnej jest czymś ujmującym wartości człowieczeństwa. To nie jest doświadczenie letniości, bo w dynamice wiary letniość też jest jakimś etapem. Obojętność natomiast jest wrogiem wiary, jej przeciwieństwem. Jest to postawa, która niszczy wiarę i zawsze w niej jest zakorzeniona jakaś antyteza w stosunku do wiary.
Zatem czy takich ludzi w ogóle spotkamy w kościele?
Być może spotkamy ich, kiedy jeszcze trzymają się klamki albo przynajmniej stoją w progu i demonstracyjnie nie chcą wejść. Prawdopodobnie ta wyższościowa postawa ma zamaskować ich problemy z wiarą. Krążą jak satelity, z daleka. Nie są obojętni dlatego, że wiara jest dla nich nieważna, ale dlatego, że czują, iż ona coś im robi, a jednocześnie zaprzeczają temu całymi sobą, budując postawę obojętnej odmowy.
Cisi apostaci, o których rozmawialiśmy kiedyś, to są ludzie dotknięci taką obojętnością? A może to inny rodzaj doświadczenia?
Trudno mi nazwać taki poziom obojętności apostazją, nawet cichą. W apostazji, tej tak zwanej cichej, jest taki moment, w którym jednak podejmuje się decyzję na zerwanie więzi, na powiedzenie sobie, że przestrzeń wiary nie może już sprawić, że moje wnętrze się zmienia, ale brak mi odwagi, by to jasno wyrazić swoją postawą. Cisi apostaci są na samym krańcu w spektrum obojętności. Na takim krańcu, który wiąże się już z doświadczeniem duchowej i emocjonalnej pustki połączonej z dobrze zorganizowaną powierzchowną skorupą, która daje wprawdzie poczucie zewnętrznego podobieństwa do wierzących, ale w środku nie ma tam już nic. Nie należy jej mylić z doświadczeniem Hioba czy wielu świętych, a więc doświadczeniem nocy duchowej i pytania: „Gdzie jest Bóg?”. Jest tylko pustka. Nic więcej.
ZOBACZ wszystkie odcinki naszego cyklu
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Magdalena Dobrzyniak Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim i podyplomowych studiów edytorskich na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. W mediach katolickich pracuje od 1997 roku. Wykładała dziennikarstwo na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Autorka książek „Nie mój Kościół” (z bp. Damianem Muskusem OFM) oraz „Bezbronni dorośli w Kościele” (z o. Tomaszem Francem OP).