Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Radosny pogrzeb zwykłego człowieka....

"Napisz komentarz do informacji o zwiększającej się liczbie rozwodów". No dobrze, można pisać. Pobiadolić, ponarzekać i westchnąć, że to przecież bardzo źle dla podstawowej jednostki społecznej, jaką jest rodzina.

Tyle, że wszyscy wiemy, że rozwody radosnym wydarzeniem nie są. I nawet rodziny, które się rozpadają, wbrew światowym trendom, nie robią z tego wydarzenia radosnej fety. Raczej uważają rozwód za porażkę, wyraz własnej słabości czy ostateczność. Jednym słowem: wszyscy wiedzą, że czarne jest czarne. Tyle, że czarnego przybywa... I tu powinien być komentarz umoralniający, typu: "pracujmy nad sobą", albo "jeśli nie będziemy w ciągłym małżeńskim dialogu, nastąpi kryzys itd". Komentarza nie będzie. Będzie za to krótkie świadectwo...
Wczoraj byłam na radosnym... pogrzebie. Tak, proszę się nie dziwić, i nie gorszyć. Umarł wujek mojego męża, Józek, blisko 90 letni mąż, ojciec, dziadek i pradziadek. Wdowa po nim, ciocia Aniela, choć we łzach, bo przecież "on był z nią zawsze a teraz ona jest sama", co chwila z dumą powtarzała: "sześćdziesiąt lat byliśmy małżeństwem, sześćdziesiąt lat"... Czy byli inni, niż te 72 tys. małżeństw, które w ubiegłym roku się rozwiodły? Lepsi, wyjątkowi, święci? Byli zwykli i normalni! Przeżywali te same problemy, które mają młode małżeństwa obecnie. Kłócili się i godzili, pracowali oboje zawodowo, dochowali się czwórki dzieci, potem wnuków i prawnuczka. A żyli w czasach, kiedy teoretycznie wszystko było przeciw nim: małe pensje, małe mieszkanko, nawet ustrój był wielce przeciwny dużej rodzinie z tzw. nieproletariackim pochodzeniem. A mimo to, bez wielkich pieniędzy, na sposób "harcerski", jeździli po Polsce, świetnie wykształcili dzieci (momentami wcale nie spolegliwe i grzeczne...), gdy trzeba było - pomagali im w dorosłym życiu. A wujek Józek, charakter twardy i wymagający (od siebie przede wszystkim!) był tej rodziny ostoją, trzonem. Zawsze na miejscu, zawsze jak punkt odniesienia dla żony, dzieci... Tylko tyle, i aż tyle. Nie dorobił się wielkiego majątku, nie przeniósł gór, nawet niewiele osób wiedziało, że był bohaterem 1944... Za to na jego pogrzebie, stawiła się cała rodzina. Dumna, że otrzymali taką spuściznę, i gotowa by trwać nadal. Radosna, szczęśliwa, rodzina. Radosny, szczęśliwy pogrzeb. Takiego sobie, i Państwu, życzę.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej