Nowy numer 19/2024 Archiwum

Izraelski pisarz: Odrodzony, ale przerażony Izrael stoi przed strasznym wyborem

To, co wydarzy się na polu bitwy w nadchodzących tygodniach, a być może miesiącach, może określić przyszłość Izraela – pisze izraelski pisarz i publicysta, Yossi Klein Halevi. Tym tekstem zaczyna on współpracę z "Gościem Niedzielnym".

Krótko po ataku, jakiego dokonał Hamas 7 października, jechałem autostradą pomiędzy Jerozolimą a Tel Awiwem. Zamiast ruchu cywilnego, ciężarówki z platformami przewoziły czołgi, a samochody rezerwistów udających się do swoich jednostek. Zauważyłem transparent wiszący nad wiaduktem, na którym widniał slogan potępiający premiera Benjamina Netanjahu za atak na wymiar sprawiedliwości. Wydawało się, że to pozostałość po dawno zapomnianej kampanii wyborczej. Zaledwie tydzień wcześniej wyszedłem na ulicę wraz z setkami tysięcy moich współobywateli, skandując „Wstyd!” i wymachując dużymi izraelskimi flagami, próbując ocalić demokrację w naszym kraju. Teraz staramy się uratować nasz kraj.

Podzielony Izrael
Przed atakiem obawiałem się, że rząd Netanjahu wyrządził nieodwracalne szkody naszej zdolności do funkcjonowania jako spójnego narodu. Teraz horror naszego bliskiego spotkania ze złem ponownie nas zjednoczył. Pomimo początkowego oporu Netanjahu, naciski społeczne nie dały mu innego wyjścia, jak tylko utworzyć koalicję jedności. Rząd zawiesił wszelkie ustawodawstwo niezwiązane z wysiłkiem wojennym. Jest nie do pomyślenia, by po zakończeniu walk izraelska opinia publiczna pozwoliła, zdyskredytowanemu Netanjahu, na wznowienie jego sądowego zamachu stanu.

Tymczasem piloci, którzy ogłosili, że nie będą służyć antydemokratycznemu rządowi, wykonują teraz loty nad Gazą. Ruch Braterstwo Broni (Brothers in Arms), który poparł ich odmowę, pomaga przestraszonym mieszkańcom wzdłuż granicy z Gazą, zapewniając żywność, odzież i poradnictwo psychologiczne – zastępując ledwo funkcjonujące ministerstwa, co jest wynikiem systematycznej wymiany przez koalicję zawodowych urzędników państwowych na niekompetentnych hackerów politycznych. Zadziwiające, ale nie zaskakujące jest to, że rząd, który zawiódł w zapewnieniu ochrony mieszkańcom przygranicznych społeczności w Gazie, gdy byli masakrowani, skutecznie porzucił ocalałych.

Jest to jedność pozbawiona radości, narzucona narodowi, którego zagojenie gorzkich podziałów zajmie lata. Nigdy wcześniej kraj nie wdał się w wojnę, podczas której tak wielu Izraelczyków obwiniałoby się wzajemnie o katastrofę. Ci z nas, którzy sprzeciwiają się rządowi, obwiniają go nie tylko za katastrofę związaną z brakiem zabezpieczenia granicy z Gazą, ale także za podział kraju w ciągu ostatniego roku, co sygnalizowało fatalną słabość naszym wrogom. Netanjahu zignorował pilne ostrzeżenia Sił Obronnych Izraela dotyczących wpływu jego polityki sądowniczej na spójność izraelskiego społeczeństwa i samej armii, odmawiając nawet spotkania z naczelnym dowódcą Sił Obronnych Izraela - Herzim Halevim. Na kilka dni przed atakiem Yair Lapid - przywódca partii politycznej Yesh Atid - ostrzegł w telewizji, że na podstawie odpraw, które otrzymał od wojska jako szef opozycji, Izrael stoi w obliczu poważnego i być może bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa na swoich granicach. Netanjahu zignorował wszystkie te ostrzeżenia, nalegając na kontynuację swojego programu powodującego podziały, jak gdyby nic nie było bardziej fatalne dla przyszłości Izraela niż powstrzymanie nadmiernych działań sądowych. A teraz oczywiście przywódca, który zawsze przypisuje sobie zasługi za osiągnięcia narodowe, niezależnie od tego, czy są jego, czy nie, zachowuje się tak, jakby 7 października premierem był ktoś inny.


Nigdy wcześniej kraj nie wdał się w wojnę, podczas której tak wielu Izraelczyków obwiniałoby się wzajemnie o katastrofę.


Z drugiej strony kurcząca się mniejszość zwolenników rządu obwinia ruch protestacyjny i tysiące rezerwistów, którzy zadeklarowali odmowę służenia autorytarnemu rządowi, za ośmielenie Hamasu. Komentatorzy popierającej Netanjahu stacji telewizyjnej Channel 14, która przez ostatni rok przedstawiała przeciwników rządu jako zdrajców, z coraz większą desperacją próbują zrzucić winę za najgorszą w historii katastrofę bezpieczeństwa Izraela na ruch protestacyjny. Słuchając ich jadu, mogłem sobie tylko wyobrazić, co by powiedzieli, gdyby najgorszy atak terrorystyczny w historii Izraela miał miejsce za czasów premiera Naftali Bennetta.

Obrońcy Netanjahu nie zauważają, że gdyby protestujący nie powstrzymali rządu przed zniszczeniem izraelskiej demokracji, nigdy nie bylibyśmy w stanie ponownie wyruszyć na wojnę jako zjednoczony naród. Większość z nas, którzy w zeszłym roku sprzeciwiali się temu rządowi, wie, że to nie czas na wyrównywanie rachunków. Rozliczenie nadejdzie dzień po wojnie i będzie zaciekłe.

Mimo to na pogrzebach ofiar masakry wybuchło oburzenie. „Nie chciałem dzisiaj rozmawiać o polityce” – powiedział Ofir Shai, młody mężczyzna, wychwalając swojego brata, i zaczął żądać dymisji całego gabinetu, na co wielu zgromadzonych energicznie pokiwało głowami. Kiedy minister środowiska Idit Silman próbowała odwiedzić rannych w szpitalu, oburzeni członkowie rodziny drwili z niej. Przyłączył się też lekarz i krzyczał: „Zniszczyliście nasz kraj! Wynoś się stąd! Teraz nasza kolej na przejęcie kontroli! Lewica, prawica, jeden naród, bez Was! Wszystko zrujnowaliście!”. Silman szybko wyszła.

Izraelski pisarz: Odrodzony, ale przerażony Izrael stoi przed strasznym wyborem   Pogrzeb ofiar palestyńskiego ataku na Izrael. PAP/EPA/HANNIBAL HANSCHKE

Narodziny narodu
To jest moment dojrzewania narodu izraelskiego. Naród faktycznie pozbawiony przywódcy mobilizuje się i inspiruje. Dzielimy wściekłość wobec naszych wrogów, o wiele większą niż wściekłość, którą czujemy wobec naszych przywódców. W ciągu czterech dekad od mojej aliji [alija - żydowska imigracja do Palestyny, przyp. red.]  doświadczyłem wielu wersji Izraela. Był Izrael, do którego przeprowadziłem się w 1982 r., kiedy inflacja szalała blisko 500 proc., a gospodarka wydawała się zmierzać w stronę załamania; a potem nagle, dziesięć lat później, wyłonił się „naród start-upów”, a Izrael stał się światowym centrum innowacji w zakresie zaawansowanych technologii. Był Izrael Drugiej Intifady. Intifady [powstania palestyńskie przeciwko izraelskim władzom – przyp. red ] na początku XXI wieku, kiedy samobójcze zamachy bombowe w autobusach i kawiarniach rozrzucały odcięte kończyny na naszych ulicach, a my ukrywaliśmy się w domach, bojąc się gromadzić w miejscach publicznych. Był też Izrael Porozumień Abrahamowych w 2020 r. [porozumienia pomiędzy Izraelem, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Stanami Zjednoczonymi -  przyp. red.], kiedy części świata arabskiego nagle otworzyły się przed nami i nawet Arabia Saudyjska, nasz najbardziej nieprzejednany arabski wróg, zaczęła sygnalizować swoją akceptację państwa żydowskiego.

A właśnie teraz narodził się nowy, niewyobrażalny dotąd Izrael. Druga Intifada odmieniła izraelską politykę na całe pokolenie, niszcząc niegdyś potężną lewicę i zapewniając pozornie niezwyciężone rządy Likudu. Coraz więcej Izraelczyków szukało pocieszenia w religii, kwestionując świecki etos narodu. W ciągu tych czterech strasznych lat zginęło tysiąc Izraelczyków, a 1400 zginęło 7 października. Wpływ tej masakry na politykę i psychikę Izraela będzie prawdopodobnie jeszcze głębszy. Może to oznaczać przesunięcie dalej w prawo lub – biorąc pod uwagę powszechną niechęć do tego rządu – przejście do umiarkowanego centrum, co umożliwi izraelskiemu społeczeństwu proces zdrowienia. To, co wydarzy się na polu bitwy w nadchodzących tygodniach i być może miesiącach, może określić przyszłość Izraela. 

Wiemy, że w tej wojnie nie ma dla nas dobrych opcji. Dokonując inwazji na Gazę i zatłoczone obozy dla uchodźców, ryzykujemy życie setek izraelskich żołnierzy i naszych współobywateli schwytanych przez Hamas, a także życie tysięcy niewinnych palestyńskich cywilów, którzy w rzeczywistości są ludzkimi tarczami Hamasu. W przypadku ofensywy lądowej istnieje ryzyko utknięcia w bagnie w Strefie Gazy. Jednak pozwolenie reżimowi Hamasu na utrzymanie się u władzy jeszcze bardziej podkopie izraelskie odstraszanie, ośmielając naszych wrogów, od Hezbollahu po Iran.

Życie z tymi przerażającymi opcjami, w połączeniu z ciągłą przemocą, jest istotną częścią izraelskiego doświadczenia. Choć osoby z zewnątrz często bagatelizują męczarnie izraelskiego dylematu palestyńskiego, większość z nas zna prawdę: wszystko co robimy, mogłoby zagrozić istnieniu Izraela.
Wybierzemy opcję państwa palestyńskiego na Zachodnim Brzegu? Druga Gaza może pojawić się na wyżynach z widokiem na przybrzeżną równinę wokół Tel Awiwu, gdzie mieszka większość Izraelczyków. Zdecydujemy się na aneksję? Przymusowe wchłonięcie trzech milionów Palestyńczyków przez społeczeństwo izraelskie zniszczy jego tożsamość jako państwa żydowskiego i demokratycznego. Większość Izraelczyków woli mgliste stanowisko centrowe, utrzymując status quo, który nie jest ani aneksją, ani wycofaniem się. Jednak to również jest niebezpieczne, ponieważ pozwala na ekspansję ruchu osadniczego i przybliża nas do państwa dwunarodowego.

Czy atak na Izrael, jak upierają się obrońcy Hamasu, był „zrozumiałą”, choć może przesadną reakcją na okupację? Hamas nazywa obszar, który zaatakował, „okupowaną Palestyną”, chociaż znajduje się on w uznanych na arenie międzynarodowej granicach Izraela. Dla Hamasu i jego sojuszników z Iranu i Hezbollahu, Tel Awiw nie różni się niczym od osady na Zachodnim Brzegu. Chociaż apologeci Hamasu wiele zrobili w związku z poprawką do jego statutu z 2017 r., obejmującą akceptację państwa palestyńskiego w granicach z 1967 r., była to jedynie zmiana taktyczna, przejściowy etap na drodze do zniszczenia Izraela: „Hamas wierzy, że żadna część ziemi Palestyny nie zostanie naruszona ani przyznana” – głosi ten sam statut. „Hamas odrzuca jakąkolwiek alternatywę dla pełnego i całkowitego wyzwolenia Palestyny, od rzeki do morza”.


Wiemy, że w tej wojnie nie ma dla nas dobrych opcji. Dokonując inwazji na Gazę i zatłoczone obozy dla uchodźców, ryzykujemy życie setek izraelskich żołnierzy i naszych współobywateli schwytanych przez Hamas, a także życie tysięcy niewinnych palestyńskich cywilów, którzy w rzeczywistości są ludzkimi tarczami Hamasu. W przypadku ofensywy lądowej istnieje ryzyko utknięcia w bagnie w Strefie Gazy. Jednak pozwolenie reżimowi Hamasu na utrzymanie się u władzy jeszcze bardziej podkopie izraelskie odstraszanie, ośmielając naszych wrogów, od Hezbollahu po Iran.


Wielu Izraelczyków sprzeciwiających się okupacji uznaje moralną jasność tego momentu i teraz nosi mundury. Niezależnie od polityki, wiemy, że to nie polityka Izraela sprowokowała masakrę, ale jego istnienie. Atak Hamasu nie był wyrazem desperacji, ale ludobójczego zamiaru. Taktyka odsłoniła cel. Bezpośrednie, masowe morderstwo ludności cywilnej nie było problemem politycznym, wymagającym politycznego rozwiązania, ale egzystencjalnym zagrożeniem wymagającym reakcji militarnej.
 

Izraelski pisarz: Odrodzony, ale przerażony Izrael stoi przed strasznym wyborem   224 projektory świetlne oznaczające osoby uprowadzone przez Hamas rozświetlają niebo w pobliżu hali sportowej Arena w Jerozolimie w Izraelu. PAP/EPA/ABIR SULTAN

Nie jesteśmy całkiem niewinni
Dla żydowskiej moralnej wrażliwości 100-letni konflikt Izraela z Palestyńczykami jest głęboko dezorientujący. W ciągu 2000 lat wygnania i prześladowań Żydzi zetknęli się z różnymi odmianami wrogości, która nie miała żadnego oparcia w rzeczywistości. „Żydzi” nie zabili Jezusa. Nie byliśmy wywrotowcami rasy białej, jak wierzyli naziści, ani manipulatorami światowego kapitału, jak twierdzili sowieccy komuniści. Ale w epoce państwa żydowskiego oskarżenia naszych wrogów nie są całkowicie bezpodstawne. Duża część narodu palestyńskiego żyje pod okupacją izraelską. Na Zachodnim Brzegu dochodzi do łamania praw człowieka i przemocy ze strony osadników wobec niewinnych Palestyńczyków. W Gazie są martwe dzieci, które zostały zabite przez izraelskie samoloty. Możemy argumentować, tak jak musimy, że są to konsekwencje konfliktu, któremu Izrael próbował zapobiec, a następnie próbował go rozwiązać, że prawdopodobnie żaden ruch narodowy nie odrzucał ofert państwowości częściej niż przywódcy palestyńscy, że Izrael stara się zapobiegać ofiarom cywilnym, jednocześnie jego wrogowie próbują je maksymalizować.


W ciągu 2000 lat wygnania i prześladowań Żydzi zetknęli się z różnymi odmianami wrogości, która nie miała żadnego oparcia w rzeczywistości. Ale w epoce państwa żydowskiego oskarżenia naszych wrogów nie są całkowicie bezpodstawne.


Mimo to naród, który stara się pokrzyżować plany wrogów próbujących go zniszczyć i który jest gotowy użyć wszelkich środków, nieuchronnie znajdzie się w moralnie kompromitującej sytuacji. Ta tragedia powtórzy się w nadchodzących tygodniach. Ceną władzy jest utrata niewinności. Ale Hamas przypomniał nam, dlaczego naród żydowski w pierwszej kolejności opowiedział się za władzą. W świecie, w którym istnieje czyste zło i gdzie nienawiść do Żydów może być chorobą nieuleczalną, bezsilność jest dla Żydów największym grzechem.

W miarę jak zaciekłość reakcji Izraela będzie się ujawniać, wraz ze straszliwymi cierpieniami niewinnych Palestyńczyków w ogniu krzyżowym, stracimy wiele ze współczucia, na które zasłużyli nasi zmarli. Ale Hamas nie dał nam wyboru. Ofiara jest sprzeczna z izraelskim etosem. Wolimy być potępieni niż żałowani.
Kiedy to się skończy, powrócimy do bolesnej debaty na temat przyszłości naszych stosunków z Palestyńczykami. Czy zbliżenie Arabii Saudyjskiej z Izraelem umożliwi wspólne arabsko-izraelskie podejście do zakończenia okupacji? Czy zniszczenia tej wojny – która może rozszerzyć się na Liban i Syrię, a nawet Iran – doprowadzą do powstania nowego Bliskiego Wschodu, którego zapowiedzią były Porozumienia Abrahamowe z 2020 r.? Czy regionalna wojna doprowadzi do regionalnego podejścia do pokoju?

Tymczasem radzimy sobie tak, jak zawsze robią Izraelczycy podczas wojny – bez końca dyskutując o strategii wojskowej w naszych schronach przeciwlotniczych, przypominając sobie nawzajem, że przeszliśmy gorsze rzeczy (choć dziś ten argument jest trudniejszy do przedstawienia), żarliwie powtarzając wszystkie stereotypy o żydowskiej wytrwałości, która w normalnych czasach powoduje, że młodzi Izraelczycy przewracają oczami, wracając do ironicznego humoru naszych przodków. Jedna ze znajomych, nowa imigrantka, zwierzyła się, że panikuje i myśli o wyjeździe za granicę. - To moja pierwsza wojna” – powiedziała. - Jak ludzie tutaj mogą przez to przechodzić co kilka lat? – Udając, że nie panikujesz – odpowiedziałem. I mając nadzieję, że kiedy to się skończy, powrócimy do pozorów normalnego życia w normalnym kraju.

Tłumaczenie: Małgorzata Gajos.


Esej ukazał się w wcześniej w kanadyjskim dzienniku „Globe and Mail”. Polski przekład publikujemy za zgodą redakcji i autora, który tym samym rozpoczyna stałą współpracę z „Gościem Niedzielnym”. Śródtytuły i lead polskiego przekładu: redakcja GN.

Yossi Klein Halevi, izraelski pisarz i dziennikarz, urodził się w USA jako syn węgierskiego Żyda ocalałego z Holocaustu; w 1982 roku wyemigrował do Izraela; w Polsce ukazała się jego książka „Listy do mojego palestyńskiego sąsiada”; w 2021 roku w „Gościu Niedzielnym” opublikowaliśmy wywiad z autorem o relacjach polsko-żydowskich pt. „Potrzebujemy terapii”. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy