O drodze z estrady do opery i umieraniu, które daje życie, opowiada Andrzej Lampert.
Szymon Babuchowski: Pojawiłeś się na scenie jako nastolatek. Wygrana „Szansa na sukces”, boysband, „Twoja droga do gwiazd” – wielu młodych ludzi mogłoby Ci pozazdrościć takiego startu. Jak dziś patrzysz na tamten czas?
Andrzej Lampert: Zebrałem masę doświadczeń, korzystając z niewielkich w sumie możliwości wyboru, jakie dawały tamte czasy. Być może nie zawsze była to muzyka, którą naprawdę chciałem wykonywać, ale czuję wdzięczność za ten czas trudu, przedzierania się do miejsca, w którym się obecnie znajduję. To wszystko nauczyło mnie pokory, cierpliwości i dystansu w podejściu do zawodu. Bo to jest po prostu zawód, rzemiosło. Nie robię żadnej kariery.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Wykup dostęp do całego materiału. Cena 1,23 zł.
Wykupuję
Wykup dostęp do całego wydania:
GN 37/2023
. Cena 3,99 zł.
Wykupuję.
Zaloguj się i czytaj nawet 10 tekstów za darmo.
Szczegóły znajdziesz TUTAJ.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się