Nowy numer 18/2024 Archiwum

Śmierć frajerom

Czy naprawdę chcemy takiego społeczeństwa, w którym przetrwają wyłącznie najsilniejsi, najbardziej cwani albo zwyczajnie ci, którzy mieli więcej szczęścia od innych?

Nie przekonują mnie twierdzenia, że Polacy (wszyscy!) są lepsi/gorsi od innych narodów. Analogicznie, nie kupuję argumentów, że Niemcy/Czesi/Włosi etc. są tacy a tacy. Ludzie są zwyczajnie różni. Nie powinniśmy zatem dokonywać uogólniających ocen, bo donikąd one nie prowadzą. Co najwyżej do karmienia naszej wiary w stereotypy. 

Istnieje jednak jedna cecha, która w jakimś sensie nas Polaków wyróżnia, choć pewnie dotyczy także innych narodów Europy Środkowej. Za sprawą doświadzeń historycznych musieliśmy się nauczyć ekstremalnej zaradności. Trudno wytłumaczyć choćby Niemcowi, co oznaczają określenia „wykombinować” lub „ogarnąć”, a i słowo „załatwić coś” ma w Polsce o wiele szersze znaczenie. Ta szczególna cecha ma swoje zalety – niewątpliwie potrafimy bardzo szybko dostosowywać się do niespodziewanych zmian czy kryzysów. Ale owa specyficzna zaradność ma też i wady. Najpoważniejszą jest chyba luźne podejście do prawa i procedur, które w zwykłych czasach pozwalaja nam unikać kłopotów.

Brak szacunku dla instytucji formalnych, takich właśnie jak choćby procedury, stanowi jedną z poważniejszych przeszkód, które utrudniają nam budowę sprawnego państwa. Dziś jednak nie o tym. Zresztą jestem pewien, że będzie jeszcze wiele okazji, by do tej antyinstucjonalnej dezynwoltury polskiego społeczeństwa powrócić. Moją uwagę w ostatnich dniach skupiło bowiem inne zjawisko, które towarzyszy naszej polskiej zaradności. Jeśli ktoś sobie z czymś nie radzi, jest frajerem, którego się nie szanuje. „Nie ogarnąłeś? Sam jesteś sobie winny!”. W skrajny sposób widać to było w reakcjach na potrącenie w Puławach matki z dzieckiem, która przechodziła przez przejście na zielonym (!) świetle. Co prawda kierowca gnał na złamanie karku i przejechał na czerwonym, ale część komentatorów argumentowała, że choć wina sprawcy jest bezsprzeczna, TO JEDNAK matka idąc z dzieckiem powinna była wykazać więcej ostrożności. Czyli trochę sama jest sobie winna.

Istnieje jednak szereg mniej drastycznych przykładów. Nie wbiłeś się do kolejki do specjalisty w szpitalu? Jesteś frajerem. Nie stać cię na kredyt hipoteczny? Jesteś frajerem. Masz trójkę dzieci i nikt nie chce ci wynająć mieszkania? Jesteś frajerem. Nie załatwiłeś dziecku miejsca w lepszej szkole? Jesteś frajerem. Nie odłożyłeś na prywatną emeryturę i przymierasz dziś głodem? Jesteś frajerem. Nie wyciągnąłeś dotacji od państwa na lewo, bo prawo było dziurawe? Jesteś frajerem.

Czytaj też: Porno-polityka

Z drugiej strony doświadczamy osobliwego szacunku wobec osób, które „golą” frajerów. Niedawno skontrolowano instalacje fotowoltaiczne, montowane na potęgę w całym kraju. Okazało się, że część odbiorców samodzielnie „podkręca” parametry swoich falowników, przez co może oddawać do sieci więcej energii, uniemożliwiając to jednocześnie sąsiadom-frajerom, którzy nie potrafili/nie chcieli tego zrobić. Jakkolwiek głównym źródłem problemu jest fatalna jakość infrastruktury energetycznej, która takie kombinowanie umożliwia, nie zmienia to jednak faktu, że takie zachowania nie są jakoś szczególnie piętnowane. Ba, to raczej sąsiedzi są sobie sami winni, że nie ogarnęli, jak obejść system.

Problem polega na tym, że w tej samej logice frajerów traktujemy choćby osoby z niepełnosprawnościami i ich rodziców, ludzi doświadczających chorób psychicznych, otyłych, biednych, bezdomnych, etc. W efekcie zamiast myśleć o tym, jak zbudować solidarną wspólnotę, która otoczy opieką ludzi w potrzebie (nawet jeśli faktycznie popełnili w życiu jakieś błędy i ponoszą ich konsekwencje), skupiamy się raczej na tym, jak samemu nie zostać frajerem, któremu nikt nie pomoże. Niestety, kultura ze świętymi porzekadłami „umiesz liczyć, licz na siebie” albo „każdy jest kowalem własnego losu” nam w tym nie pomaga. Choć pewnie niosą one jakąś życiową mądrość, może warto, Drogi Czytelniku, zastanowić się, czy naprawdę chcemy takiego społeczeństwa, w którym przetrwają wyłącznie najsilniejsi, najbardziej cwani albo zwyczajnie ci, którzy mieli więcej szczęścia od innych.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

dr Marcin Kędzierski

adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członek Polskiej Sieci Ekonomii, współzałożyciel Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Prywatnie mąż i ojciec sześciorga dzieci.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami ich autorów i nie odzwierciedlają poglądów redakcji