Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Jestem mu wierny. Jak pies

Wielki Post 2011 - On, generał nad generały, przyjeżdżał na zawołanie szeregowego żołnierza. Co to jest – pytam się – jeśli nie miłość? – opowiada o. Jan Góra OP w rozmowie z Marcinem Jakimowiczem.

Marcin Jakimowicz: Do świętych mężów przez wieki ściągały tłumy, by spytać ich o radę. O co pytał papieża Jan Góra?
o. Jan Góra: – Ja ciągnąłem do papieża po wsparcie dla moich szaleństw. Ciągnąłem do niego po to, by pobłogosławił mą płonącą głowę i rozedrgane serce. I błogosławił. Widząc to, inni zaczynali mi pomagać. Na przykład jeden z jubilerów widząc serdeczność Jana Pawła, ufundował kościół na Jamnej. Ja jestem przykładem oddolnego charyzmatu, który błogosławił i umacniał sam Ojciec Święty.

Widział kiedyś Ojciec papieża płaczącego albo pękającego ze śmiechu?
– Płaczącego papieża nie widziałem. Ale wielokrotnie widziałem, jak trząsł się ze śmiechu. Zwłaszcza podczas obiadów. Przecież opowiadaliśmy Ojcu Świętemu różne kawały, głupoty i rzeczy niestworzone. Papież bronił mnie, a ja odwzajemniałem się mu wiernością. Jak pies. Są trzy miejsca na świecie, w które Ojciec Święty przybył, gdy go o to poprosiłem. Co to jest – pytam się – jeśli nie miłość? On miał słuch absolutny. Wiedział, że czekają na niego młodzi i nie zawiódł. Hermanice, Jamna, Lednica – trzy razy papież leciał helikopterem nad tymi miejscami na prośbę szeregowego żołnierza, choć był generałem nad generały. Przybył, bo usłyszał wołanie młodzieży, bicie ich serc. I to jest wielka miłość. On wzorem Chrystusa miał inicjatywę miłości.

Czym różnił się od idola rockowego, który porywa wielomilionowe tłumy?
– Tym, że miał na względzie dobro tych ludzi. Nie uwodził! Nie gromadził wokół swojej idei, ale wokół Chrystusa. Miał na względzie dobro młodych, bo myślał w perspektywie ostatecznej: życia, śmierci i zmartwychwstania.

Nie chciał młodych „kupić”?
– Nigdy. Nigdy! Zachowywał się nawet czasami tak, jakby chciał ich zrazić. Mówił, że to trudna droga, że za chodzenie po szczytach płaci się wysoką cenę. Będą was prześladować – zapowiadał. Ale zawsze przypomniał: to droga piękna. Porwał młodych swą bezinteresownością.

Jak przyjmował pochlebstwa? Co chwilę słyszał przecież pochwały, często wazelinę…
– Nie był naiwny, był wybitnym realistą, więc wszystko to odnosił do Jezusa, nie do siebie. Był przezroczysty. Wiedział, i często to podkreślał, że jest człowiekiem Jezusa, instrumentem w rękach Ducha Świętego. Papież, modląc się, był zawsze kilka kroków do przodu. Był „tu”, ale i „gdzie indziej”. I to bycie „gdzie indziej” jest fascynujące.

Rocco Butiglione zabłądził kiedyś w Castel Gandolfo. Wszedł przez pomyłkę do salki, gdzie trzymano miotły i… zastał tam klęczącego, zatopionego w modlitwie papieża.
– Mnie, podobnie jak kard. Johna Foleya, zachwyciło to jego mruczenie w czasie modlitwy… Co tu dużo gadać: widać było, że ten człowiek rozmawia z Bogiem. I jeszcze jedna ważna rzecz. On patrzył ludziom w oczy! Kto to dziś potrafi? Wczoraj wieczorem przeglądałem fotki z Janem Pawłem. Mam ich kilkaset. Zelektryzowała mnie jedna rzecz: on zawsze patrzył ludziom w oczy! Miał w sobie takie zaplecze i podglebie świętości, że dobrze czuł się i w pałacu, i w baraku. Z generałem, kardynałem i górnikiem. Ze schorowanymi staruszkami i tańczącym tłumem młodych. Ta jego miłość, jego zakorzenienie w niebie sprawiała, że nigdy nie był wytrącony. Na jego rozmówcach robiło to kolosalne wrażenie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy