Nie debaty o naprawianiu Kościoła, ale pokuta, jedność, służba, ewangelizacja i dzielenie się jej owocami. Tylko to jest w stanie ożywić Kościół. Konferencja w Londynie dla blisko 6000 liderów chrześcijańskich z całego świata odsłoniła siłę Bożego działania tam, gdzie ludzie potraktowali to całkowicie dosłownie.
Co tu się dzisiaj odbywa? – mężczyzna w wieku ok. 70 lat zaczepia mnie pod Royal Albert Hall, gdzie za chwilę rozpocznie się Leadership Conference 2023 (LC23) organizowana przez Alpha International. Mieszka tuż obok, więc widział już niejedno, ale najwyraźniej zainteresował się innym niż zazwyczaj zamieszaniem pod słynną salą koncertową. Słyszał też chyba moją rozmowę z anglikańskim biskupem z Demokratycznej Republiki Konga. Zacharie Masimango Katanda opowiadał mi o tłumach na kursach Alpha organizowanych w jego kraju. I o corocznych edycjach tylko dla duchownych. „Anglik z sąsiedztwa” słucha już ode mnie o idei Alpha i celu tego zjazdu chrześcijańskich liderów z całego świata. – Ja chyba jeszcze nie znalazłem tego, w co trzeba wierzyć, ale ciągle szukam – przyznaje. Gdy mówię mu, że samo poszukiwanie jest już dużym krokiem, przytakuje z uśmiechem. – Zapytam moją żonę, ona jest głęboko wierzącą katoliczką, może pomoże mi zrobić następny krok – żegna się uprzejmie i odchodzi. A ja zostaję z dwiema myślami. Pierwsza – że znaczna część uczestników LC23 to też osoby, które były kiedyś na takim etapie jak mój nowy znajomy. W najlepszym wypadku, bo wielu znajdowało się raczej na tzw. marginesie życia społecznego. I że ze względu na takich jak on tego typu konferencje mają sens. Dopingują bowiem, by jeszcze mocniej zaangażować się w taką czy inną formę ewangelizacji, której warunkiem wstępnym zawsze jest dialog, a nie narzucanie przekonań. I druga myśl – że najtrudniej być misjonarzem we własnym domu. Bo jeśli dotąd jego bogobojna, jak mówił, żona nie zdołała zachęcić go do poznania Chrystusa, to znaczy, że musi znaleźć się ktoś z zewnątrz. I to też doświadczenie większości osób uczestniczących w londyńskiej konferencji. W tych dniach Wielka Brytania żyła już raczej zbliżającą się koronacją Karola III, ale to w Royal Albert Hall, a nie w opactwie westminsterskim, odbyła się koronacja nie z tego świata. Karol III nie pojawił się tam osobiście, ale udostępnił swoją królewską lożę dla uczestników Leadership Conference. Może sam podświadomie czuł, że działo się tam coś większego niż jego koronacja; coś, co ma znacznie większy wpływ na życiorysy milionów ludzi na świecie.
Nie jesteśmy sierotami
– Bóg o nas nie zapomniał – Steve i Vinnie z Chin oraz John i Eva z USA mówią to samo, jedni niezależnie od drugich, każdy innego dnia konferencji. Pierwsi organizują kursy Alpha w Chinach. – Początkowo nie chcieliśmy tego robić, bo uznawaliśmy to za „zbyt zachodnie” – mówią. Po 10 miesiącach kursy przeżyło już 157 tys. Chińczyków. A tylko w ostatnią Wielkanoc 44 tys. osób po kursach przyjęło chrzest. Steve pochodzi z trudnej rodziny. Uczestniczył w walkach różnych gangów, później był dziennikarzem śledczym stacji Al-Jazeera, m.in. w Afganistanie śledził handlarzy narkotyków. Dziś uczestniczy w powstawaniu chińskiej wersji filmów na kursy Alpha. – Kiedyś podeszła do mnie jakaś dziewczyna i nie wiadomo dlaczego zapytała, czy znam Jezusa. Potem spotykałem ją co jakiś czas i ciągle pytała o to samo. Pomogła mi zrozumieć, że nie muszę walczyć z innymi, żeby przetrwać, że wystarczy mi Jezus – mówi. Vinnie opowiada historię kobiety, która po trzęsieniu ziemi spędziła pod gruzami 30 godzin. Była tancerką, ale w tej tragedii straciła obie nogi. Trafiła na kurs Alpha, gdzie poznała swojego przyszłego męża, zarazem… lekarza ortopedę, który przygotował dla niej protezy.
John i Eva są studentami uczelni metodystów w Asbury w stanie Kentucky. W lutym zwykła modlitwa paru osób w kaplicy w sposób niezaplanowany zamieniła się w nieustanną (przez całą dobę) 16-dniową modlitwę dołączających ciągle osób, przyjeżdżających z całych Stanów, a nawet innych krajów. Łącznie ok. 100 tys. ludzi przez ponad 2 tygodnie uwielbiało Boga i pokutowało. – Dobry i sprawiedliwy Bóg zaczął kruszyć nasze serca. Mieliśmy wrażenie pękających wokół nas łańcuchów, widzieliśmy wielu chłopaków, którzy byli daleko od wszystkiego, co związane z Bogiem, a tam nagle zaczęli zrzucać kajdany swoich grzechów. Mieliśmy też poczucie, że im bardziej uwielbiamy Boga, tym mocniej musimy się przed Nim uniżyć – mówili zgodnie. Ze studentami do Londynu przyjechał ich opiekun, dr David Thomas, historyk i teolog, badający od lat ruchy poprzedzające wielkie przebudzenia duchowe w historii USA, a zarazem doradca dla wschodzących liderów. – Jesteśmy przekonani, że to doświadczenie dane było nie tylko samym uczestnikom, ale całej Ameryce, może też całemu światu. To było wezwanie Kościoła do pokuty, do uniżenia się przez Bogiem, który coś dla nas przygotowuje – mówił. I poprowadził długą modlitwę, w której zachęcał do przepraszania za grzechy podzielonego Kościoła. Blisko 6 tys. osób na kolanach i w ciszy poddało się temu wezwaniu. Można było w tym odczuć wielką tęsknotę za jednością chrześcijan. – Bóg o nas nie zapomniał – to mógłby być refren wszystkich historii, jakie usłyszałem w Londynie.
Radość uczniów
W jednym z odcinków serialu „The Chosen” jest taka scena: uczniowie, wysłani wcześniej po dwóch przez Jezusa, by głosili królestwo Boże i w Jego imię uzdrawiali i wypędzali złe duchy, spotykają się w domu Piotra po powrocie z tej pierwszej misji. Z wielkim entuzjazmem i z wypiekami na twarzy opowiadają, jakie znaki towarzyszyły ich nauczaniu. Jedni nie mogą się nadziwić opowieściom drugich, ale każdy z nich słucha ze zrozumieniem, bo sam doświadczył czegoś podobnego. To oczywiście filmowa kreacja, ale przecież można sobie wyobrazić, że tak właśnie wyglądało dzielenie się tym, co apostołowie zdziałali w imię Jezusa. Trudno chyba zakładać, że wrócili bez jakichkolwiek emocji po tym, jak zobaczyli, w jaką moc wyposażył ich Mistrz. W pewnym momencie niektórzy z uczniów przyznają: nie wszystko jednak rozumieliśmy. Na co inni: nie musimy wszystkiego rozumieć, wystarczy, że On to rozumie.
Londyńska konferencja dla prawie 6000 liderów chrześcijańskich wszystkich denominacji z całego świata przypominała właśnie tę scenę: dzielenie się namacalnymi dowodami Bożego działania, wywołujące podobne emocje i entuzjazm, a przede wszystkim budujące wiarę. Tyle że – w porównaniu z Dwunastoma – pomnożone wielokrotnie i dotyczące wszelkich możliwych zakątków świata i obszarów rzeczywistości. Od Korei Północnej po Stany Zjednoczone; od więzień i więźniów sumienia po wielkie korporacje i ludzi ogromnego sukcesu finansowego; od muzułmanów odkrywających Jezusa po studentów z elitarnych chrześcijańskich szkół; od dawnych przestępców po tzw. porządnych anglikanów/katolików/metodystów/prezbiterianów/baptystów/wolnych chrześcijan; od żonatych pastorów (i żon pastorów) po celibatariuszy i siostry zakonne; od teoretyków dobrego przywództwa po matki modlące się za dzieci i będące w ich oczach liderami; od profesorów teologii po „nierokujących” wcześniej ludzi niewykształconych, a teraz absolwentów przyspieszonych kursów teologicznych, przejmujących opuszczone kościoły…
Jubileusz 2033
Ośmielę się powiedzieć, że było to jedno z najbardziej katolickich wydarzeń, w których brałem udział. Było katolickie w dosłownym i najgłębszym znaczeniu – powszechności Kościoła. Większość uczestników już wiele razy widziała cuda, głównie liczne nawrócenia, jakie towarzyszą czy to kursom Alpha, czy innym formom ewangelizacji. Ale właśnie skumulowanie tylu świadectw w jednym miejscu i czasie wywołało reakcję autentycznego zachwytu znakami działania Boga w tak różnych przestrzeniach. Nie było to jednak żadne efekciarskie „nakręcanie” siebie nawzajem przez same świadectwa, śpiewy i atmosferę wielkiego święta. Padło też wiele słów, które ustawiły wszystko we właściwej perspektywie: wezwanie do uniżenia przed Bogiem i wspólnej pokuty wszystkich chrześcijan; nauczanie o przywództwie, które jest służbą, podnoszącą innych, a nie skoncentrowaną na sobie; a także mocne jak na środowiska ewangelizacyjne wezwanie do tego, by nie iść na kompromisy ze współczesną kulturą, ale konfrontować kulturę z Ewangelią. – Jednym z zagrożeń dla Kościoła, także u nas, w Wielkiej Brytanii, jest synkretyzm, czyli pójście na złe kompromisy, a przecież Jezus jest bezkompromisowy. Kościół Anglii jest kuszony, by stać się takim narodowym kapelanem, zamiast być niewygodnym, ale proroczym głosem misyjnym, rzucającym wyzwanie wszystkim synkretycznym obozom – mówił szczerze Nicky Gumbel, współtwórca kursów Alpha (te słowa wywołały ogromny aplauz tysięcy słuchaczy). Wszystko zaś spinała klamra jasno postawionego, wizjonerskiego celu: dotarcie z Ewangelią za pomocą kursów Alpha do 100 mln osób na całym świecie (obecnie kurs przeżyło ok. 30 mln ludzi) do roku 2033, czyli jubileuszu 2000 lat od śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. To nie żadne korporacyjne strategie (choć profesjonalizm tych działań robi wrażenie), ale owoc mocnego przekonania: „…my nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli” (Dz 4,20). Jednym z narzędzi do tego ma być powstająca już nowa seria filmów (prawdziwe megaprodukcje) wykorzystywanych w kursach, tym razem kręconych w lokalnych kontekstach, a nie tylko – jak dotąd – tłumaczonych z wersji brytyjskiej.
Nagłe przyspieszenie
Chyba największe wrażenie na uczestnikach konferencji zrobiły świadectwa absolwentów Peter Stream i Caleb Stream – programów zaledwie rocznych, przyspieszonych kursów teologicznych dla osób, które chcą po nich podjąć posługę pastora w Kościele Anglii. O ile Caleb Stream przechodzą najczęściej doświadczeni liderzy, o tyle Peter Stream jest przeznaczone dla osób, które dotąd „społecznie nie rokowały”. To często byli narkomani, osoby z tzw. marginesu, ale też byli muzułmanie – wszyscy w pewnym momencie poznali Jezusa, zmienili swoje życie, a teraz zapragnęli służyć w Kościele jako pastorzy. Przy braku duchownych (6 tys. kościołów anglikańskich w Zjednoczonym Królestwie nie ma pastora) to znak czasu i potrzeba chwili. Absolwenci po ordynacji (jest ich już 27) przejęli 146 kościołów – na rok dostają środki na utrzymanie i 9-osobową ekipę do pomocy: remontu i organizacji kursów Alpha (więcej o tym programie i historiach poszczególnych osób napiszę wkrótce w osobnym tekście).
– Żniwo jest zawsze wielkie, ale często nikt nie prowadzi zbiorów. I to może trwać przez lata, nawet dziesięciolecia – mówił na konferencji Mark Sayers z Australii. – Ale są też takie momenty w życiu Kościoła, kiedy nagle wszystko zaczyna przyspieszać. Bóg porusza sprawy do przodu z niesamowitą prędkością i często to Kościół jest tym najbardziej zaskoczony. Jeśli więc słyszysz w mediach ciągłe prognozy przewidujące śmierć Kościoła w twoim kraju, nie ekscytuj się tym, to rodzaj plotki, którą ktoś rozgłasza i w którą wszyscy zaczynają wierzyć – mówił. Rozmawiam z ks. Jamesem Mallonem, który przyleciał na konferencję w Londynie z Kanady. Znany w świecie katolicki proboszcz, który przywrócił do życia niemal umarłą parafię, mówi mi w przerwie konferencji: – Musimy mieć jasne poczucie celu. Dlaczego jako Kościół robimy to, co robimy. Jeśli nie uznamy faktu, że jesteśmy powołani, aby czynić uczniów, nie zrobimy tego. A następnie trzeba mieć wizję. Musisz mieć marzenie. Musisz być w stanie postawić sobie pytanie, gdzie będziemy za 10 lat, jeśli się nie zmienimy, i gdzie moglibyśmy być, gdybyśmy coś zrobili. Pomyśl, jak wyglądałaby twoja parafia za 10 lat, pomyśl o tym tak, żebyś nie mógł spać po nocach, bo tak się tym ekscytujesz. Tak, ekscytujesz, a nie zamartwiasz i niepokoisz. Jakie jest twoje marzenie? Pozwól Bogu, by twoje serce płonęło od tego marzenia. A potem musisz przekazać to innym parafianom. Wystarczy zarazić tą wizją 16 proc. z nich, a oni zarażą pozostałych – mówi ks. Mallon.
Jednego serca
Podczas konferencji można było odczuć tęsknotę za pełną jednością chrześcijan, a równocześnie… mieć przekonanie, że w dużej mierze ona się właśnie dokonuje, właśnie we wspólnym głoszeniu Jezusa. I we wspólnej pokucie, do której zachęcił wszystkich wspomniany wyżej dr David Thomas – widok 6 tysięcy chrześcijan niemal wszystkich denominacji, klęczących w Royal Albert Hall i przepraszających za podziały w Kościele, robił wrażenie chyba na wszystkich. Tęsknota za jednością wyczuwana była podczas dwóch Mszy Świętych, jakie katolicy mogli odprawić w anglikańskim kościele Queen’s Gate (za zgodą biskupów Londynu, anglikańskiego i katolickiego; chodziło o niewielką odległość od Royal Albert Hall i możliwość szybkiego przemieszczenia się). Celebrowało je kilkudziesięciu księży i czterech biskupów. W liturgii uczestniczyły też osoby innych wyznań, ale z oczywistych powodów nie mogły spożywać Ciała Pańskiego (zostały poproszone o podejście, by otrzymać błogosławieństwo). W całej procesji komunijnej było zresztą coś tak uroczystego i spokojnego zarazem, że nawet arcybiskup Rygi Zbigniew Stankiewicz nie krył wzruszenia: – Wczoraj, gdy rozdawałem Komunię, widziałem, jak bardzo chcecie przyjmować Jezusa. I wtedy tym bardziej sam chciałem wam Go rozdawać – mówił łamiącym się głosem w drugim dniu.
– Nie debaty, niekończące się dyskusje o naprawianiu Kościoła, ale świadectwa o działaniu Boga mogą ten Kościół zmienić – powiedział prof. John Swinton, teolog z uniwersytetu w Aberdeen. Sam Nicky Gumbel przestrzegał przed pokusą stworzenia z narzędzia, jakim są kursy Alpha, celu samego w sobie. To zresztą uniwersalna myśl dla wszelkich możliwych form aktywności w Kościele: – Jan Paweł II mówił, że mamy głosić niezmienną Ewangelię za pomocą nowych środków. Głosimy zatem niezmienną prawdę, zmieniają się tylko opakowania. Alpha jest tylko opakowaniem, nie jest Ewangelią. Jeśli znajdzie się lepsze opakowanie, narzędzie, zostawimy Alpha na boku i zaczniemy głosić niezmienną Ewangelię zupełnie nowymi środkami – mówił z pasją.
Było coś niezwykłego w tym zderzeniu w jednym miejscu tak różnych światów, połączonych jednak przez jeden chrzest i jedną misję. Z jednej strony Anthony Tan, azjatycki potentat technologii mobilnych, który był kiedyś na skraju bankructwa, oddał to Bogu, a dziś znaczną część majątku przeznacza na ewangelizację. Z drugiej strony pani Wu (nie podano jej prawdziwego imienia) z Korei Północnej, która spędziła parę lat w więzieniu za wiarę w Chrystusa, gdzie głosiła Ewangelię innym więźniom. I w środku Danielle Strickland, która sama odsiadywała wyrok w kanadyjskim więzieniu za prawdziwe przestępstwa i gdzie usłyszała po raz pierwszy o Jezusie, a dziś jest zaangażowana w globalną walkę z handlem ludźmi. Wygłosiła poruszającą naukę o przywództwie, które jest wydawaniem samego siebie w ofierze za innych. I podnoszeniem innych do góry. Ci wszyscy ludzie, z tak odległych od siebie światów, jednym głosem uwielbiali Boga w szacownej Royal Albert Hall. Szkoda tylko, że mój znajomy „Anglik z sąsiedztwa” nie mógł tego widzieć. •